sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Szaleństwo czy zwyczajne szaleństwo? Najnowszy spektakl Sceny Polskiej | 14.05.2023

Scena Polska Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie 6 maja premierowo wystawiła „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” w reżyserii Katarzyny Deszcz na podstawie dramatu Petra Zelenki. 

Ten tekst przeczytasz za 5 min.
Fot. tdivadlo.cz/Karin Dziadek

Z „Opowieściami o zwyczajnym szaleństwie” Katarzyna Deszcz mierzy się kolejny raz. Wcześniej zrealizowała ten dramat w Teatrze im. Sewruka w Elblągu (premiera w 2012 roku). Na scenę teatralną reżyserka przeniosła także inny dramat prażanina – „Job Interviews” i to jako prapremierę na Scenie Polskiej z główną rolą Małgorzaty Pikus (premiera w 2018 roku).

Petr Zelenka „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” napisał z myślą o teatrze. Tragikomedię zamówił u niego w 2001 roku Teatr Dejvicki w Pradze. Przedstawienie okazało się sukcesem kasowym – nie schodziło z afisza osiem lat. Dramat doczekał się także wyróżnienia za najlepszą czeską sztukę 2001 roku. Chętnie adaptuje się też „Opowieści...” w Polsce, dramat doczekał się wystawienia w Teatrze Telewizji. W 2005 roku doszło do ekranizacji tego scenariusza. Bardzo szybko z filmem utożsamiło się ówczesne pokolenie 20- i 30-latków, traktując go jako manifest pokoleniowy.
 „Opowieści...” kontynuują tradycje rodem z twórczości Haška i Hrabala – mądrego, pełnego dystansu humoru. Podobne nastroje wyczuwalne są i we wcześniejszych dziełach Zelenki. Jego film „Guzikowcy” opowiada o dewiantach lubujących się w wyrywaniu guzików sztucznymi szczękami – utkwionymi między pośladkami. Do „Opowieści...” najbliżej jednak jest filmowi „Samotni” – w tym scenariuszu Zelenka zawarł historie siedmiu bohaterów, którzy chcą tego samego: stabilnego związku. Choć Zelenka może nadal wydawać się kontrowersyjny, od zawsze stawia ważne pytania najczęściej o relacje międzyludzkie, o to co się z nami stało po transformacjach ustrojowych, o kondycję moralno-etyczną dzisiejszego świata. Te pytania stawia jednak w zaskakujący sposób, używając form, figur, obrazów, które trwale zapadają w pamięć.




W „Opowieściach...” Sceny Polskiej lubię intrygującą scenografię (Andrzej Sadowski), w której dominują symboliczne i wymowne kartony. Poustawiane w tyle sceny jeden na drugim tekturowe pudła tworzą coś w rodzaju monstrualnej szafy – typowego w czasach sprzed transformacji segmentu na całą ścianę, koniecznie z okleiny meblowej na wysoki błysk, mnóstwem przegródek, witrynek i rzecz jasna z barkiem. Na kartonach bohaterzy też siedzą, jedzą, śpią, w kartonach trzymają rzeczy i ubrania. Wszechobecne kartony wskazują na prowizoryczność życia postaci, brak ich zakotwiczenia czy stabilizacji – nie tylko w życiu prywatnym, ale też w życiu społecznym. Społeczeństwo po transformacji nie umie do końca odnaleźć się w nowej rzeczywistości, sentymentalnie żyjąc przeszłością. Lubię także sceny „Opowieści...”, w których reżyserka i scenograf ciekawie grają przestrzenią i oświetleniem, np. wyraziste sceny w windzie.

Największym zaskoczeniem „Opowieści...” jest dla mnie aktorstwo. Przede wszystkim doceniam pracę Marcina Kalety, Kamila Mularza, Katarzyny Kluz i Adama Milewskiego. Czwórka aktorów młodego pokolenia rozwinęła tu teatralne skrzydła, pokazując nie pierwszy raz, ale chyba pierwszy raz tak dobitnie, że odnajduje się też w adaptacjach współczesnego dramatu. Olśnieniem dla mnie była także kolejna para teatralna, a mianowicie Dariusz Waraksa i Anna Paprzyca – doskonały, szokujący, magnetyzujący duet doświadczonych aktorów. Wymienieni dotychczas zabłyśli według mnie najmocniej, co nie oznacza, że nie warto wyróżniać dalej, bo jest to przedstawienie niesamowicie równe pod względem aktorskim. Znakomity duet rodziców głównego bohatera, czyli Małgorzata Pikus i Tomasz Kłaptocz, a także świetne role Grzegorza Widery, Barbary Szotek-Stonawski i Lidii Chrzanówny świętującej przy okazji tej premiery jubileusz czterdziestolecia na scenie teatralnej. Aż wreszcie mała, ale jakże ważna i urocza rola Gabrieli Klusakovej. Brawa dla reżyserki, bo zaraziła zespół Sceny Polskiej tym zwyczajnym szaleństwem – inaczej nie zagraliby tak dobrze, tak równo, w tak spójnej konwencji.

Każdy aktor zagrał jakiegoś szaleńca albo normalnego człowieka – zależy jak zmrużymy oko. Dla kogoś szaleństwem będzie to, co dla kogoś innego będzie zupełnie normalne i odwrotnie. Czy szaleństwem jest nie ustatkować się po trzydziestce? Czy szaleństwem jest tak bać się kobiet, a jednocześnie tak je pragnąć, że znajduje się substytuty w odkurzaczu czy umywalce? Czy szaleństwem jest wyłapywać sobie partnerów wśród mężczyzn, którzy przez przypadek podnoszą słuchawkę w budce telefonicznej? Czy szaleństwem jest publiczne czytanie kronik filmowych w XXI wieku? Czy szaleństwem jest zakładać na siebie ubrania męża, by go lepiej zrozumieć? I tak dalej...

Przyjdźcie do Teatru Cieszyńskiego i przekonajcie się sami, czy to szaleństwo, a może zwyczajne szaleństwo.

Małgorzata Bryl-Sikorska







Może Cię zainteresować.