Pierwszą taką poszlaką, która sprawiła, że pomyślałam, że „złodziej” jest wśród nas, była decyzja czeskiego rządu o zamknięciu przedświątecznych jarmarków. Rozporządzenie w swojej istocie na wskroś nielogiczne. Skoro wszystko inne (małe sklepy i duże markety etc.) nadal działa, dlatego też, moim zdaniem, jest ono „mocno podejrzane”.

 

Drugim wydarzeniem, które zaalarmowało moją przedświąteczną czujność, była wypowiedź wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej, komisarz ds. równości Heleny Dalli. W zbiorze wytycznych dotyczących komunikacji unijnej sugerowała, żeby unikać określeń typu święta Bożego Narodzenia jako „zwrotów mogących kogoś urazić”, a Marię zastąpić Maliką. Na szczęście jedno i drugie – próby stłumienia przedświątecznych jarmarków i umieszczenie Bożego Narodzenia w wykazie słów zakazanych – spaliły na panewce. Wiele miast nie pozwoliło „ukraść” sobie atmosfery przedświątecznych jarmarków i organizuje grudniowe wydarzenia pod inną nazwą, choć z tym samym świątecznym asortymentem i tymi samymi kolędami. Zaś pomysł Dalli trafił na opór nie tylko Watykanu, ale także kolegów z komisji. 

Pozwólcie, że na sam koniec przytoczę jeszcze przykład z naszego zaolziańskiego podwórka. W piątek o godz. 16.30 obok „Strzelnicy” będzie śpiewać „Ta Grupa”. Ponieważ nie może wystąpić na rynku, postanowiła przenieść imprezę kilkaset metrów dalej. Przyjemności dorocznego wspólnego kolędowania nie pozwoliła bowiem sobie odebrać.

 

Jest więc dobrze. Obronimy te święta.