sobota, 27 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Sergiusza, Teofila, Zyty| CZ: Jaroslav
Glos Live
/
Nahoru

Zdaniem naczelnego: Stan permanentnej wojny wewnętrznej | 27.02.2022

Rosja zaatakowała Ukrainę w przededniu drugiej rocznicy ogłoszenia przez Światową Organizację Zdrowia pandemii COVID-19. Na pierwszy rzut oka jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Tylko jednak na pozór.

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 30 s
Fot. Norbert Dąbkowski
 

Kilka dni temu przeprowadziłem wywiad z piszącym od pewnego czasu felietony dla „Głosu” profesorem Krzysztofem Łęckim, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Śląskiego (ukaże się w jednym z najbliższych numerów). Rozmowę rozpocząłem od prostego pytania: Czy jest pan zmęczony? Chyba domyślacie się państwo, co odpowiedział. Po prostu znacie to z autopsji. – Tak, bardzo – powiedział, po czym się zamyślił. 

Przez dwa lata tematem numer jeden był koronawirus. Autobus, sklep, spacer, spotkanie rodzinne (o ile w ogóle było dozwolone) – wciąż to samo. Lekkie przeziębienie i od razu panika: czy dopadł nas tajemniczy wróg, czy po prostu dzień wcześniej wyszliśmy na spacer za lekko ubrani. Przez 24 miesiące można było zwariować. Każdy inaczej sobie radził ze strachem, bo trzeba powiedzieć to jasno – koronawirus sporo namieszał w medycynie, jaką znaliśmy do tej pory. 

Jesienią ubiegłego roku rozpoczęła się kolejna pandemia – podwyżek. Chleb w górę, masło w górę, paliwa w górę, ceny mieszkań w górę, ceny domów w górę. W dół poszły natomiast nastroje, kolejny raz w ostatnim czasie. Kolejny kamyczek do ogródka, nowe, choć dobrze znane z przeszłości (inflacja wraca jak bumerang) strachy i demony. 

Depresja dopada coraz więcej nastolatków i osób starszych. Obawiam się, że będzie ich jeszcze więcej. Wprawdzie wydaje się, że wirus trochę nam odpuścił i jest duża szansa, że z fazy pandemii przejdziemy do endemii, to doniesienia z Ukrainy nie pozwolą nam na spokojne funkcjonowanie. W stanie permanentnej wojny wewnętrznej będziemy więc dalej, bo dziś nikt tak naprawdę nie potrafi odpowiedzieć, dokąd zaprowadzi agresja na demokratyczną Ukrainę. Wczoraj wiosna pokazała swoje oblicze, ale zamiast się cieszyć, w naszych głowach ponownie będą się kotłowały rożne myśli i emocje.

Atak Rosji na Ukrainę to nie lokalna wojna. Nawet nie pod kątem militarnym. Bo przecież już w czwartek nad ranem wystrzeliły kursy walut, nad Wisłą i Wełtawą podrożały euro czy dolar. Tylko czekać, jak inflacja będzie miłym wspomnieniem, bo będziemy przed nią stawiać „hiper”.
 
W wojnie nie ma wygranych czy przegranych. Są tylko ci ostatni, niezależnie od tego, czy walczą o wolność swojej ojczyzny, czy obserwują ją z dalszej perspektywy. 



Może Cię zainteresować.