W Pop Arcie bliżej przyjrzymy się najnowszej propozycji polskiej reżyserki Agnieszki Holland. Film "Obywatel Jones" zmusza do refleksji.
RECENZJE
OBYWATEL JONES
Co łączy najnowszy film Agnieszki Holland ze słynną książką „Folwark zwierzęcy” Georga Orwella? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie wyłącznie w kinie, bo na „Obywatela Jonesa” nie warto czekać w domu, z pilotem do telewizji porzuconym na tapczanie. Nowy obraz polskiej reżyserki porusza na tyle aktualne problemy, że grzechem byłoby pozostanie obojętnym wobec jednego z najlepszych filmów tego roku.
Pani Agnieszka powraca w wielkim stylu i jak zawsze zagląda w gniazda, które nie lubią być napastowane przez intruzów. Polityczno-społeczny wymiar „Obywatela Jonesa” wpisuje się idealnie w światopoglądowy klimat Agnieszki Holland. Tym razem jednak nawet najwięksi wrogowie polskiej reżyserki nie mogą jej niczego zarzucić. Faktami opisanymi w filmie nie tylko nie można dowolnie manipulować, ale wręcz nie da się nimi szastać w jedną lub drugą stronę, jak miało to miejsce chociażby w kontrowersyjnym ekologicznym protest-filmie „Pokot” (na podstawie książki Olgi Tokarczuk) czy nawet w „Janosiku, prawdziwej historii” (którego postać do dziś budzi wiele przeciwstawnych emocji). „Obywatel Jones” nakręcony w najbardziej spójnym w karierze Holland reżyserskim szyku, na podstawie scenariusza debiutującej Andrei Chalupy, jest zwierciadłem współczesnej poprawności politycznej opowiedzianej z perspektywy człowieka, który walkę z kłamstwem i manipulacją przypłacił życiem. Tą osobą był walijski dziennikarz Gareth Jones.
Do dziś nie wiemy dokładnie, w jakich okolicznościach Jones został zamordowany. Źródła podają, że dziennikarz opisujący brutalną rzeczywistość reżimu stalinowskiego w latach 30. XX wieku, a także pierwszy reporter podróżujący na pokładzie samolotu nowego kanclerza Niemiec, Adolfa Hitlera, zginął w 1935 roku w niejasnych okolicznościach w Mandżukuo, marionetkowym państwie utworzonym przez Japonię na terenie północno-wschodnich Chin. W filmie Jones miał na pieńku głównie z NKWD, ale nie tylko. Jego reporterskie zapiski opisujące Wielki Głód na Ukrainie, na których skupia się cała jedna połowa filmu, zostały wyśmiane i zdyskredytowane nawet na łamach „New York Times” przez laureata nagrody Pulitzera, niejakiego Waltera Duranty’ego. Agnieszka Holland tak poprowadziła odtwórcę głównej roli, Jamesa Nortona, że ten zaliczył najlepszą kreację w swojej karierze. Z Jonesem utożsamił się na tyle mocno, że nawet radziecki wywiad miałby ciężką przeprawę z takim aktorstwem. Norton, który wcześniej zagrał głównie w serialach – m.in. w „McMafii” i „Czarnym lustrze”, otworzył sobie drzwi do dużej kariery. Napędza go w jego aktorskim popisie świetna kamera Tomasza Naumiuka. Oszczędna, rzadko przerysowana, opisująca w surowy sposób to, co widział Jones podczas swoich reporterskich wędrówek po ukraińskim Armagedonie, a także wcześniej, w trakcie poznawania prawdziwego oblicza komunistycznego Związku Radzieckiego.
„Obywatela Jonesa” w jego wstrząsających reportażach z głodującej Ukrainy, gdzie kanibalizm był na porządku dziennym, nikt w zachodnim świecie nie chciał słuchać. Zakłamanie jako sposób na życie? Akceptowanie prawdy, która tylko nam pasuje? Skąd my to znamy…
Janusz Bittmar