Mój
powrót do przeszłości był możliwy dzięki lekturze trzech ukazujących się wtedy
na Śląsku Cieszyńskim tytułów prasowych – wydawanych w Cieszynie „Gwiazdki
Cieszyńskiej” i „Posła Ewangelickiego” oraz we Frysztacie „Robotnika
Śląskiego”. Mam świadomość, że nie pokazują one całościowego obrazu Świąt
Bożego Narodzenia tamtych czasów, dostatecznie jednak oddają ich klimat. Dla
łatwiejszego odbioru w cytatach sprzed stu lat zastosowałam współczesną polską
pisownię.
Mikołajkowe
wieczorki
Pierwszym
zwiastunem nadchodzących świąt, na który natknęłam się w wydaniach z końca
listopada 1924 roku, był Mikołaj. O mikołajkowej imprezie, którą przygotowywało
Koło Polek w Cieszynie w niedzielę 7 grudnia w wielkiej sali Domu Narodowego,
informowały obie gazety cieszyńskie. Ich przebieg zdradzała szczegółowa
zapowiedź: „W program wejdą zjawienie się św. Mikołaja w towarzystwie aniołów i
diabłów poprzedzone prologiem. Powitanie dzieci i obdarowanie ich przez
Świętego. Uroczystość zakończy zabawa dzieci, rozpoczęta pochodem królewskim.
Wszystko przy akompaniamencie muzyki. Rodzice, którzy życzą sobie, aby ich
dzieci były na zabawie obdarzone, zechcą przesłać paczki z dokładnym adresem
dzieci w dniu 7 grudnia od godz. 2-4 po południu do Domu Narodowego, gdzie
panie dyżurne będą odbierać paczki. Na zabawę mogą przyjść dzieci tylko w
towarzystwie rodziców lub opiekunów”.
W
tym samym czasie „bardzo urozmaicony Wieczorek Mikołajowy” w sali Domu
Robotniczego w Suchej Górnej anonsował „Robotnik Śląski”. W jego programie
znalazły się odczyt o Pawle Stalmachu i Karolu Miarce, sztuki „Gapiątko” i
„Pojedynek” oraz rozdanie darów publiczności. Organizatorami były Gminna
„Rodzina Opiekuńcza” i Macierz Szkolna, które dochód z imprezy postanowiły
przeznaczyć na gwiazdkę dla dzieci. „Rodziców, chcących dzieciom swoim sprawić
przyjemność” zapraszało na Wieczorek Mikołajski również Stowarzyszenie
Katolickiej Młodzieży Żeńskiej w Cieszynie, zapowiadając „monologi, deklamacje,
śpiewy, sztuczkę Św. Mikołaj”.
Skreślone
święto z kalendarza
Znacznie
mniej powodów do radości przyniosło natomiast mieszkańcom prawobrzeżnego
Cieszyna i okolicy opublikowane 2 grudnia w „Gwiazdce Cieszyńskiej”
rozporządzenie Prezydenta RP o dniach świątecznych. Jednym z trzech zniesionych
świąt wolnych od pracy miał być bowiem 26 grudnia. Nowy Rok i Trzech Króli
pozostały jednak nietknięte i w sumie Polakom miało przysługiwać 10 wolnych dni
świątecznych w ciągu całego roku. Redaktor „Gwiazdki” nie wierzył jednak w tak
niekorzystne dla obywateli zmiany. „Nie ulega wątpliwości, że rozporządzenie to
nie wejdzie w życie, bo cała ludność przeciw niemu wystąpi i będzie musiało być
ono wcześniej czy później cofnięte” – przekonywał.
Niezależnie
od rozporządzeń prezydenckich i – jak można przypuszczać – z zapisaną na
czerwono datą 26 grudnia, na początku adwentu pojawił się w druku Kalendarz
Związku Śląskich Katolików w Czechosłowacji na 1925 rok. W „Gwiazdce
Cieszyńskiej” oceniono go jako „starannie pod względem treści i doboru
powieści, powiastek, żartów i wiadomości ogólnych zestawiony”. W księgarni
„Kresy” oraz w sklepie „Dziedzictwa” w Cieszynie był do nabycia za jedyną
złotówkę.
Reklama
najlepszą dźwignią handlu
Od
piątku 5 grudnia 1924 roku zaczęły pojawiać się w prasie cieszyńskiej reklamy
świąteczne. Uwagę czytelnika przyciągały rzucającymi się w oczy hasłami „Na
gwiazdkę!” lub „Na święta!”, choć pojawiały się również bardziej wyszukane
sposoby zainteresowania klienta ofertą sklepową, jak „Rozpoczęła się okazyjna
sprzedaż godowa!”, „Świąteczna sprzedaż okazyjna”, „Wielka sprzedaż
gwiazdkowa”, „Najpiękniejsze podarunki świąteczne”, a po Wigilii
„Najpiękniejsze podarunki noworoczne”.
Co
oferowano? Rzeczy praktyczne, a najczęściej tkaniny i ubrania. Bracia
Trombikowie w domu handlowym w Cieszynie oferowali „materie na ubrania, na fartuchy,
na jakle i na koszule, rękawiczki, pończochy, chusteczki do nosa, obrusy
stołowe oraz garnitury do nakryć stołowych”, Rudolf Gałuschka zajmujący się
handlem towarów bławatnych zachwalał „lister jedwabny gładki we wszystkich
kolorach w kwiaty, materie jedwabne i popeliny jedwabne we wszystkich kolorach,
półjedwabne i jedwabne chustki na głowę jasne i ciemne”, a Franciszek Gajdziok
na rynku we Frysztacie reklamował „płaszcze damskie i dziecinne, gunioki,
kapelusze, barchenty, flanele”.
Reklama
przedświąteczna z „Posła Ewangelickiego”. Fot. ARC Henryka Wawreczki
Wszystko
zadziwiająco tanie
O „wyjątkowo
niskich, zadziwiająco niskich, zdumiewająco tanich, bajecznie tanich, bardzo
zaniżonych”, a także „z powodu wielkiego zapasu znacznie obniżonych” lub „z
powodu niskich zarobków głęboko zaniżonych” cenach swoich towarów przekonywali
przed świętami również inni sprzedawcy z Cieszyna, Trzyńca, Frysztatu i
Karwiny. Niektórzy byli jednak bardziej konkretni. Firma Jan Stach z Orłowej
obiecywała 10 proc. upust na „sporządzane wg miary pierwszorzędne ubrania”.
Józef Hořinek mający swój interes obuwniczy koło hotelu „Unger” w Karwinie
poszedł jeszcze dalej. Do każdej pary „bucików w modnym wykonaniu, z
pierwszorzędnego materiału” klient otrzymywał w okresie od Mikołaja do Bożego
Narodzenia za darmo jedną parę pończoch. „Odpowiedni upust dla szkół i związków
dobroczynnych” deklarował również Andrzej Wałach z Cieszyna na tkaniny wełniane
nadające się na ubrania męskie, suknie kobiece i płaszcze dla obojga płci.
Polska
książka najlepszym prezentem
Przedświąteczny
interes kręcił się również w innych branżach. Praktyczne podarunki godowe można
było kupić w sklepie towarów żelaznych firmy Czaczinski, Friedl i Ska w Czeskim
Cieszynie, dom handlowy Szymona Elsnera w Dąbrowie polecał na gwiazdkę „garnitury
kuchenne, serwisy kawowe, piwne i likierowe, żelazka do prasowania, maszyny do
mięsa i młynki do kawy”.Prezenty świąteczne dla bardziej zasobnej
klienteli, a więc zegarki i zegary oraz wszelką biżuterię, w tym „haczki
srebrne podkładane dla stroju śląskiego” oraz instrumenty muzyczne różnego
rodzaju oferował zegarmistrz i jubiler Henryk Hecht z Trzyńca.
Za
zdecydowanie najlepszy prezent redaktorzy „Gwiazdki Cieszyńskiej” uważali
jednak polską książkę. Świadczy o tym opublikowany w niej apel do rodziców,
wychowawców i starszej młodzieży przygotowującej podarunki świąteczne. „W tym
czasie nie powinni zapomnieć wielcy i mali o naszej kochanej polskiej książce.
Książka dobra wytrzyma dłużej, niż inne przedmioty, w chwilach ciężkich w życiu
będzie krzepić serce tego, kto ją posiądzie. Niechże pod choinką wigilijną
znajdzie się tego roku piękna książka jako podarunek”. Artykuł kończył się
zachętą do odwiedzenia księgarni „Kresy” w Cieszynie lub w Bielsku.
O
tym, że „najlepszym i najpiękniejszym podarunkiem na gwiazdkę jest dobra
książka” przekonywał również właściciel księgarni polskiej we Frysztacie, T.
Firut, oferując pozycje Reymonta, Prusa i Sienkiewicza, książki obrazkowe dla
dzieci, ale też „różne zabawki i gry, albumy na fotografie i kartki, ładny
papier listowy w kasetach, książki modlitewne w ładnej oprawie czy ozdoby na
drzewka”.
„Wszelkiego
rodzaju ozdoby, cukierki, czekolady i łakocie, stosowne podarunki wigilijne ze
słodyczy dla dzieci i młodszych” polecała także cukiernia G. Böhma w Karwinie
przy ul. Kościelnej, mająca „na składzie również najlepszej jakości wina
medycynalne, koniaki itd.”.
Wigilia
tłusta i chuda
O
tym, że w Wigilię nie w każdym domu pod choinką będą się piętrzyć świąteczne
prezenty, przypominał już na początku grudnia „Robotnik Śląski”. „Jak każdego
roku tak i obecnie komitety szkolne, rodzicielskie czy też Gminne Rodziny
Opiekuńcze czynią przygotowania do tej uroczystości. Obowiązkiem naszym jest
podpierać Rodzinę Opiekuńczą w każdej gminie, aby godnie i odpowiednio mogły
przygotować Gwiazdkę dla naszych dzieci. Dary, choćby najmniejsze, winny być
składane w Gminnych Rodzinach Opiekuńczych. Niech każdy da, ile może. Choćby
koronę jedną, dwie, byle Gwiazdka dla naszych dzieci wypadła jak najlepiej”.
We
Frysztacie apel ten został wysłuchany. „W poniedziałek odbyła się tu dla
dziatwy szkoły polskiej Gwiazdka, urządzona staraniem miejscowej Rodziny
Opiekuńczej przy współudziale organizacji polskich. Obdarowano wiele dzieci,
które przed rozdaniem darów zaprodukowały się wobec licznie zebranej
publiczności deklamacjami itp.” – donosił „Robotnik Śląski” z 24 grudnia 1924
roku. Pod wzmianką tą była dołączona informacja, że właściciel księgarni we
Frysztacie Firut ofiarował 210 książek i broszur bezpłatnie dla dzieci polskiej
szkoły jako dar gwiazdkowy.
To,
że tradycja ustawiania choinek w domach prywatnych i miejscach publicznych była
popularna już przed stu laty, dokumentuje artykuł zamieszczony w tym samym
numerze „Robotnika” zatytułowany „Drzewko wigilijne”. Pozwolę sobie przytoczyć
jego fragmenty jako że stanowi on jedyny opis Wigilii, jaki znalazłam na łamach
ówczesnej prasy.
„Nasze
miasta i zadymione osady przemysłowe ożywa znów zieleń zakupionych drzewek
wigilijnych.(…) Drzewka wigilijne tworzą u nas część tradycji, uświęconej i po
prostu wżytej w nasz lud.(…) U zamożnych wspaniale ustrojone, lśniące i grające
wszystkimi kolorami, ustawione w salonie.(…) Z nastaniem zmierzchu nakrywa się
stół, a na nim tace ze stosami pachnącym ryb i wiele innych wybornych postnych
potraw. Wspaniała ta woń miesza się z wonią ciastek i różnych łakoci.(…)
Zapalają świecę, światło elektryczne gaśnie. Siada pan i pani domu a obok nich
pełne szczęścia i życia pulchne dzieciaki, na których nie widać żadnej troski.
Spożywają kolację i dzielą się opłatkiem, po niej dzieci garną się do łakoci,
pan i pani zaś częstują się perlącym winem. Zapalają świece w zieleni drzewka i
upajają się – szczęśliwi – szczęściem.
Szczupła
izdebka biednego robotnika czy też wdowy, obarczonych liczną rodziną, z kopcącą
lampą służy im za kuchnię, jadalnię, sypialnię i salon zarazem. Nie masz w niej
powabnego drzewka, nie masz suto zastawionego stołu z łakociami i perlącym
winem, nie masz smacznej ryby. I tam panuje radość, albowiem to dziś Wigilia –
drzewko widziały owe dziatki tylko na szkolnej uroczystości gwiazdkowej, gdzie
otrzymały ubranko, kukiełkę lub też jakieś ciastko. Matka ugotowała skromniutką
kolację(…). Modlą się i spożywają(…). Matka łamie tradycyjny opłatek, do
którego nie ma miodu, i już po »uczcie«. Nie płoną świece
na lśniącym drzewku”.
Nieszczęścia
nie kierują się datą
Również
sto lat temu śmierć nie zastanawiała się, czy przychodzi w odpowiedni moment.
Dowodzą tego dwa nieszczęśliwie zdarzenia, które miały miejsce w okresie
okołoświątecznym 1924 roku w Dąbrowie i w Wędryni. „Robotnik Śląski” tak opisał
pierwsze z nich. „Znany ze swojego antypolskiego usposobienia zarządca dworu
Hovorka zginął w tragiczny sposób: w niedzielę poszedł do lasu, żeby dla
kierownika Friča przynieść drzewko wigilijne. Przy tym strzelbę powiesił na
gałęzi tak nieostrożnie, że strzelba wypaliła. Hovorka zaś, trafiony w serce,
zmarł na miejscu”. Drugi artykuł frysztacki dziennik zatytułował „Skutki
wigilijnej głupoty”, informując w nim, że „stał się bardzo smutny wypadek,
który poruszył całą wioską. Oto obywatel T według zwyczajów w wigilię strzelał
z moździerza. Strzał był tak nieszczęśliwy, że ładunek rozszarpał wspominanego
obywatela. Oto, co przynosi oddawanie hołdu strzelaniem na cześć Nowonarodzonego”
– zakończył autor przyczynku innym ku przestrodze.