Datynie Dolne: Tu Witos nielegalnie przekroczył granicę | 16.01.2024
W
niedzielę minie 150 lat od urodzin Wincentego Witosa, polskiego polityka,
trzykrotnego premiera II Rzeczypospolitej Polskiej. W latach 1933-1939, jako
opozycjonista skazany w procesie brzeskim, przebywał na emigracji w Czechosłowacji.
Do Polski wrócił po utworzeniu Protektoratu Czech i Moraw. Alfred Kołorz z
Datyń Dolnych był świadkiem jego nielegalnego przekroczenia granicy.
Ten tekst przeczytasz za 2 min. 15 s
Stanisław Kołorz (syn Alfreda Kołorza) w rozmowie ze Stanisławem Gawlikiem na dawnej granicy. Łąka za ich plecami leżała już w Protektoracie Czech i Moraw.
Wspomnienia
nieżyjącego już Alfreda Kołorza zapisał przed laty jego przyjaciel Stanisław Gawlik,
angażujący się w działania upamiętniające historię regionu. Ze wspomnień wynika,
że Kołorz, będąc młodym chłopakiem, nieświadom tego, ułatwił byłemu polskiemu
premierowi przekroczenie granicy.
Był koniec
marca 1939 roku. Kilkanaście dni wcześniej hitlerowskie Niemcy zajęły Czechosłowację.
Powstały Protektorat Czech i Moraw oraz osobne państwo słowackie (Slovenský štát).
Witos od dziewięciu lat przebywał w Czechosłowacji i
korzystał ze wsparcia i pomocy czeskich agrariuszy – Partii Republikańskiej
Ludu Wiejskiego i Małorolnego. Utrzymywali oni partnerskie relacje z Polskim Stronnictwem
Ludowym „Piast”, któremu Witos przewodniczył. Po okupacji Czechosłowacji przez
wojska niemieckie postanowił wrócić do Polski. Przebywał w tym czasie na północy
Moraw. Aby dostać się do ojczyzny, musiał przedostać się przez granicę Protektoratu
i Polski. Biegła ona m.in. przez Datynie Dolne (dziś część miasta Hawierzowa), w
pobliżu gospodarstwa rolnego Kołorzów. Pół roku wcześniej, w październiku 1938
roku, Polska zajęła Zaolzie. Datynie Dolne znalazły się wówczas po polskiej
stronie.
Ulica
Na hranici (Na granicy) w Hawierzowie-Datyniach Dolnych. Fot.
DANUTA CHLUP
Młody
Alfred wypasał krowy na łące blisko granicy. Tego marcowego poranka przyszedł
na pastwisko jego dziadek z jakimś obcym mężczyzną. Kazali mu gnać krowy na
granicę. Chłopak się przeraził. Tego nie wolno było przecież robić! Ale dziadek
był nieugięty – kazał gnać krowy i basta. Kiedy bydło już miało przejść na
stronę Protektoratu, zbiegli się czescy celnicy i niemieccy żołnierze ochrony granicy,
by je odganiać. W innym miejscu powstała luka, niestrzeżony odcinek. Wtedy spomiędzy
drzew, od strony Protektoratu, wyszedł jakiś mężczyzna, przeszedł przez mostek
i już po polskiej stronie doszedł do czekającego na niego samochodu. Później
Alfred się dowiedział od dziadka, że ów pan był premierem Polski.
O czechosłowackiej
emigracji Wincentego Witosa napiszemy więcej w piątkowym drukowanym „Głosie”.