Aby zorganizować wyścig w biathlonie, niekoniecznie musi być śnieg. Dowodem na to są zawody, które choć mają biathlon w swojej nazwie, ze względu na warunki pogodowe jeszcze ani razu nie odbyły się na biegówkach. W sobotę na stadionie sportowym w Wędryni odbyła się ich druga oficjalna edycja.
– Razem ze znajomymi zawsze próbowaliśmy coś organizować. Pewnego razu wpadliśmy na pomysł, żeby włączyć w to również innych ludzi, a przy okazji pomóc komuś. Już nie pamiętam, dlaczego akurat pomyśleliśmy o biatlonie – mówi Janusz Sikora, główny organizator charytatywnego biegu pn. „Biathlon pod Jaworowym”.
Jak wspomina, pierwsza edycja odbyła się w 2019 roku koło jego domu w Oldrzychowicach z udziałem kilkunastu osób. – Sąsiedzi nam pomogli, wytyczyliśmy trasę i… odnieśliśmy sukces. Razem z rodzinami Krausów i Chwastków założyliśmy więc stowarzyszenie CHKS, w związku z czym druga edycja, która odbyła się pod Jaworowym, miała już oficjalny charakter. Organizowanie takiej imprezy, nie mając zaplecza, wymagało jednak wiele wysiłku i było bardzo kosztowne, a nie o to nam przecież chodziło, skoro dochód miał być przeznaczony na pomoc rodzinom w trudnej sytuacji materialnej, które nie stać na opłacenie dziecku zajęć sportowych. Zatem w tym roku, po ustaleniach z wójtem Wędryni Raimundem Sikorą, przenieśliśmy zawody na tutejszy stadion. Mamy tu wszystko, czego nam potrzeba. Fantastyczne zaplecze z restauracją, która pomieści wszystkich uczestników, no i wspaniały widok na Jaworowy – cieszy się Janusz Sikora.
W sobotnim współzawodnictwie biathlonowym wzięło udział ok. 70 uczestników, którzy startowali w trzech kategoriach – dzieci, kobiety i mężczyźni. Do pokonania mieli trzy okrążenia – dzieci po 750 metrów, a dorośli po 950 metrów. Prócz tego każdy zawodnik musiał zatrzymać się dwa razy na strzelnicy.
W minionej edycji dochód z „Biathlonu pod Jaworowym” wyniósł 53 tys. koron. Ile będzie w tym roku, okaże się po rozliczeniu imprezy.