Zespół Banika, który broni mistrzowskiego tytułu sprzed roku wywalczonego skądinąd też w konfrontacji z Pilznem, przystępował do środowego, czwartego finałowego pojedynku z przysłowiowym nożem na gardle. A wszystko za sprawą domowej przegranej z minionego piątku, która zepsuła nad Olzą humory dosłownie… wszystkim. Karwiniacy w środowym meczu pokazali jednak zupełnie inne oblicze, wygrywając na parkiecie Pilzna 22:18. Gwiazdą spotkania był bramkarz Petr Mokroš, który skasował najlepszych strzelców gospodarzy. Jego bilans wyłapanych strzałów wynosił 49 procent, co w piłce ręcznej można nazwać jednym słowem: rewelacja.

– Zagraliśmy zespołowo, każdy wiedział, jakie zadania ma do wykonania na boisku. To jednak Petr Mokroš był naszym filarem, bez niego trudno byłoby wygrać to spotkanie – stwierdził szkoleniowiec Banika Karwina, Michal Brůna.

W odróżnieniu od piątkowego pojedynku, w którym Banik na własnym parkiecie popełnił dwanaście błędów technicznych, tym razem wyprowadzanie akcji wyglądało znacznie lepiej. Lepiej zagrali też kluczowi snajperzy Karwiny. Dominik Solák zdobył siedem bramek, a przy okazji rozbijał też w środku boiska akcje ofensywne rywala. Skutecznie zagrali też Iljia Blyzniuk (5) i Jonáš Patzel (4). Te wszystkie elementy przełożyły się na wygraną Banika, który w niedzielę przed własną publicznością spróbuje zdobyć czternasty mistrzowski tytuł w samodzielnej historii czeskiej ekstraligi, a szesnasty w całej swej historii.