czwartek, 2 maja 2024
Imieniny: PL: Longiny, Toli, Zygmunta| CZ: Zikmund
Glos Live
/
Nahoru

KAMIL WAŁĘGA, NOWY POLSKI ZAWODNIK STALOWNIKÓW TRZYNIEC, SPECJALNIE DLA »GŁOSU« | 15.05.2023

Polski ślad w zespole hokejowego mistrza RC nie zniknie. Z drużyną Stalowników Trzyniec do nowego sezonu w Tipsport Ekstralidze będzie przygotowywał się 23-letni napastnik Kamil Wałęga, któremu pałeczkę przekazał pupil trzynieckiej publiczności, Aron Chmielewski. Dla Wałęgi, który z polską kadrą przebił się do światowej elity, rok 2023 jest przełomowym w karierze. 

Ten tekst przeczytasz za 5 min. 30 s
Kamil Wałęga w barwach polskiej reprezentacji. Fot. MICHAŁ CHWIEDUK

Urodziłeś się w Cieszynie, a więc podejrzewam, że na mecze Stalowników Trzyniec chodziłeś w dzieciństwie w roli kibica? Pamiętasz ten pierwszy raz? 
– Zgadza się, urodziłem się w Cieszynie, ale przyznam, że nie pamiętam pierwszego meczu obejrzanego w Werk Arenie. Przychodziłem na mecze Stalowników z moim ojcem, który jest zagorzałym kibicem tego klubu i bardzo się cieszy z mojego transferu. Byłem wówczas jeszcze dzieckiem. Zawsze było jednak takie podekscytowanie, bo tato uwielbia hokej. Pojawialiśmy się zresztą wspólnie na meczach ekstraligi również jeszcze w starej hali. Pojedynki z udziałem Trzyńca to było dla nas coś niesamowitego. 

Pierwszym polskim hokeistą w Trzyńcu był Marcin Kolusz, ostatnich dziewięć sezonów spędził w klubie Aron Chmielewski, krótko zagrali pod Jaworowym też Alan Łyszczarczyk z Filipem Komorskim. Wszyscy to twoi serdeczni koledzy z kadry. Czy konsultowałeś z nimi kwestię twojego transferu?
– Rozmawiamy wspólnie z chłopakami na różne tematy, również hokejowe. To dobrzy koledzy. Dali mi konkretne wskazówki, jak się zachowywać, na co uważać. Teraz już tylko ode mnie samego zależy, by rozpocząć przygodę w Trzyńcu z korzystnej strony. Przede mną duże wyzwanie. 

Nawiązując do kadry, awans Polski do światowej elity mistrzostw świata odbił się szerokim echem nie tylko nad Wisłą. Co było kluczem do upragnionego awansu po 22 latach spędzonych w poczekalniach niższych rozgrywek?
– Myślę, że charakter drużyny i to, w jaki sposób wszyscy się zgraliśmy. Każdy walczył za każdego, uzupełnialiśmy się wzajemnie. W zespole panowała i panuje świetna atmosfera. Nie miało znaczenia, czy ktoś miał 36 lat czy 22, każdy wiedział, co ma robić. Nie było też żadnych podziałów i tak jak mówię, charakter drużyny był kluczowym elementem całej zwycięskiej układanki. Od trenera Róberta Kalábera zależało, jak te klocki poukłada, żeby wszystko wypaliło. Róberta Kalábera znałem już wcześniej, bo był moim szkoleniowcem w Jastrzębiu przez trzy lata. Wiedziałem, że wspólnymi siłami stać nas na awans do elity. Ma bardzo nowoczesne podejście do hokeja, podobne zresztą do tego, z jakim prezentują się w ostatnich sezonach Stalownicy Trzyniec. Założenia we wszystkich meczach na mistrzostwach świata były takie, by strzelić pierwszą bramkę i dyktować warunki. Zagrać bezbłędnie w defensywie, a także wybrać taktykę pod konkretnego przeciwnika. Każdy z nas wiedział doskonale, z jakim zadaniem przystępuje do meczu. Przed każdym pojedynkiem analizowaliśmy na ekranie grę rywala, tak robią dziś wszystkie drużyny. 

Ostatnie sezony spędziłeś w słowackiej ekstraklasie w barwach Liptowskiego Mikulasza. Co, oprócz pięknych tatrzańskich krajobrazów, zapamiętasz z tej misji?
– Z hokejowej misji zapamiętam świetne mecze, bo słowacka ekstraliga posiada wysoki poziom. W pojedynkach z klasowymi przeciwnikami dużo się nauczyłem, na pewno dojrzałem hokejowo. Akurat dobrze się załapałem w drużynie, grałem więc regularnie, a ta powtarzalność jest w hokeju niezmiernie ważna. A poza sportem poznałem na Liptowie wielu wspaniałych ludzi. Śmiałem się ostatnio, mówiąc znajomym, że pewnie szybko wrócę w te rejony w roli turysty, bo będę tęsknił. Naprawdę bardzo dobrzy ludzie mieszkają na Liptowie. 

Przed tobą teraz sprawy organizacyjne w Trzyńcu. Czy już wiesz, gdzie rozpoczniesz przygotowania, bo wielu młodych zawodników zaczyna przygodę ze Stalownikami od gry w partnerskim klubie Frydku-Mistku?
– Na razie mam zacząć przygotowania w Trzyńcu a potem wszystko będzie zależało od tego, czy się przebiję do pierwszego składu, czy też nie. Generalnie będzie zależało tylko od mojej aktualnej formy, czy będę na tyle dobry, by trafić do ekstraligowego składu. 

Przygotowania do sezonu ruszają już niebawem. Sporą frajdę może stanowić dla ciebie fakt, że Stalownicy od kilku lat uczestniczą w obozie kondycyjnym właśnie w okolicach Liptowskiego Mikulasza. Będziesz miał okazję pokazać kolegom z drużyny najfajniejsze tatrzańskie zakątki…
– Dokładnie. W zeszłym roku widziałem na zdjęciach, że chłopaki byli niedaleko nas. Mógłbym być takim niekwestionowanym górskim przewodnikiem (śmiech). 

Dyrektor sportowy klubu Jan Peterek mówił o tobie w superlatywach. Miałbyś zastąpić Arona Chmielewskiego i być kolejnym magnesem dla polskiej publiczności. Na ile te oczekiwania nobilitują, a jak dalece z kolei stresują?
– Dla mnie to duże wyzwanie, ale raczej czuję podekscytowanie, niż stres. Oczywiście dochodzi też lekka trema, bo chciałbym pokazać się od razu z jak najlepszej strony i utrzymać się w drużynie. Stres pojawi się pewnie dopiero przed pierwszym ważnym meczem, ale to normalne, bo wtedy potrafisz dać z siebie wszystko. 

W piątek ruszyły hokejowe mistrzostwa świata elity, atmosfery których Polska zasmakuje w przyszłym roku. Obojętne chyba, czy zagracie w Ostrawie czy też w Pradze, liczy się utrzymanie w gronie elity. Jak trudne będzie to dla was zadanie?
– Będziemy się starać uzyskać jak najlepsze wyniki i pozostać w elitarnym światowym gronie. Żeby w końcu postrzegano Polskę nie jako, w nawiasie mówiąc, „afrykański” kraj hokejowy, ale żeby zaczęto nas traktować poważnie na hokejowej mapie. 





Może Cię zainteresować.