piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Trzynastokrotna babcia: "Jak tylko mogę, staram się pomóc." | 22.01.2020

– Dzieci po prostu nie można zostawić samopas, ale przygotować dla nich jakieś zajęcie, czymś je zainteresować i nie przejmować się, kiedy tu się coś wyleje, a tu się coś przewróci. Kiedy wrócą do rodziców, to będzie czas na sprzątanie – mówi w rozmowie z „Głosem”  Danuta Wojtas, babcia 13 wnuków. 

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 15 s
Danuta Wojtas, 13-krotna babcia z Czeskiego Cieszyna. Fot. BEATA SCHÖNWALD

 
Czy potrafi pani w ogóle wymienić imiona i daty urodzin wszystkich swoich wnuków? 
– Najstarszy Kubuś skończył w grudniu 12 lat, Natalka i Magdalenka mają po 10 lat, Jacuś w marcu skończy 8, Klarka na początku stycznia obchodziła 7. urodziny, Alicja ma 6 lat, Mateuszek ma 5 lat, Mareczek niedawno skończył 4 lata, Ewunia ma 3 latka, Nelusia ma 2 i pół roku, Wojtuś 30 marca będzie miał roczek, a Julia kilka dni temu skończyła 4 miesiące. Prócz tego jest jeszcze 8-letnia Natalka z pierwszego małżeństwa męża mojej najmłodszej córki. Faktycznie, jest to spora gromadka, a dat do zapamiętania jeszcze więcej. Zwłaszcza jeśli doliczyć do tego jeszcze urodziny moich czterech córek i czterech zięciów. Dlatego wszystkie te daty mam zapisane w kalendarzu, żeby o nikim nie zapomnieć.

Jak zmienia się kobieta w momencie, kiedy staje się babcią?
– Na pewno jest różnica w podejściu do swoich dzieci i w podejściu do wnuków, co czasem mi moje dziewczyny żartem wypominają. Babcia jest bardziej ostrożna, przezorna, opiekuńcza, jakby bardziej odpowiedzialna i od razu gotowa śpieszyć wnukom z pomocą. Poza tym babcia, zwłaszcza kiedy jest już na emeryturze, ma więcej czasu niż mama, która ma na głowie pracę i dom. Ja mam go jeszcze więcej, bo jestem sama, odkąd mąż zmarł. 

Czy doglądała już pani kiedyś wszystkie wnuki jednocześnie? I czy to w ogóle jest możliwe?
– Nie, tego naprawdę nie da się zrobić. Najwięcej to raz miałam siódemkę, a w zeszłym roku przed świętami Bożego Narodzenia szóstkę. Wtedy piekliśmy pierniczki. Kiedy Szymek, zięć, przyjechał po swoje dzieci, stwierdził zdziwiony: „To ty tu miałaś również dzieci Basi? To jak sobie poradziłaś?” Po prostu działałam koncepcyjnie. Rozwałkowałam ciasto, każde dziecko wzięło do ręki po jednej foremce, wybiło, położyło do swojego rzędu na blasze, po czym zarządziłam zmianę foremki. I tak w kółko. Co prawda jeszcze przez kolejne trzy dni zmywałam lukier z krzeseł, ale dzieciaki wracały do domów szczęśliwe z własnoręcznie wyprodukowanymi pierniczkami. Dzieci po prostu nie można zostawić samopas, ale przygotować dla nich jakieś zajęcie, czymś je zainteresować i nie przejmować się, kiedy tu się coś wyleje, a tu się coś przewróci. Kiedy wrócą do rodziców, to będzie czas na sprzątanie. Poza tym moje wnuki bardzo lubią, kiedy im się czyta. Baśń „Braciszek i siostrzyczka” należy do najbardziej ulubionych.  
 
Ma pani jakieś regularne obowiązki babci? 
– Nie ma czegoś takiego, choć często zostaję z wnukami. Jak tylko mogę, staram się pomóc. Czasem działa to na zasadzie: „Mamo, jesteś w domu?” „Tak, jestem”. „A mogłabym zostawić ci dzieci?” „Jasne. A kiedy będziecie?” „Już stoimy przy furtce”. Córki wiedzą, że nigdzie za bardzo nie łażę i praktycznie wciąż jestem do dyspozycji. Choć też już się zdarzyło, że pozwoliłam sobie odmówić.


 

Cały wywiad opublikujemy w najbliższym weekendowym wydaniu naszej gazety.


Może Cię zainteresować.