»Strużok« to taki prymitywny materac pamięciowy. Nie tylko na nich śpi, ale też je produkuje Kristýna Muchowa z Mostów | 19.02.2025
Kristýna Muchowa pod koniec stycznia otrzymała tytuł Mistrza Tradycyjnego Rękodzieła Województwa Morawsko-Śląskiego. W jej domu w Mostach koło Jabłonkowa rozmawiamy o umiłowaniu tradycji i o produkcji „strużoków”, czyli materacy z żytniej słomy, za które została nagrodzona.
Domyślam się, że produkcja „strużoków” wpisuje się w szersze zamiłowanie do tradycji?
– Od urodzenia mieszkam w Mostach, na gospodarce. Gospodarstwo wciąż jeszcze prowadzą rodzice, my z mężem im pomagamy. Mamy parę hektarów pora, hodujemy zwierzęta, uprawiamy zboże, ziemniaki. Dla mnie to jest naturalny styl życia. Kiedy byłam na studiach – skończyłam zaocznie, już mając dzieci, biologię na Wydziale Przyrodniczym Uniwersytetu Ostrawskiego, zaliczyłam w Czechach kilka kursów zrównoważonej uprawy u Jaroslava Svobody i tam usłyszałam o uprawie bezorkowej. Chciałam to wypróbować i szukałam takich odmian zboża, które by się do tego w naszych warunkach nadawały.
Uprawa bezorkowa oznacza, że nie orze się ziemi pod zasiew?
– Nie orze, ziarno rozsypuje się bezpośrednio na ściernisku i przykrywa pokoszoną słomą. Niestety u nas to nie działało, nie udało mi się zdobyć takich odmian, które by się przyjęły. Ale kiedy ich szukałam, znalazłam przy okazji dawną, tradycyjną odmianę żyta, nazywaną krzycą. Kiedyś dziadkowie ją uprawiali. Można ją siać dwa razy w roku: jesienią i na świętego Jana. Zboże posiane jesienią dojrzewa normalnie latem następnego roku. To, które zasiejemy na świętego Jana, osiąga w pierwszym roku tylko około 20 centymetrów wysokości i pozostaje zielone. Należy je skosić albo dać zwierzętom, słowem – można z niego zrobić użytek. Następnego roku wyrasta i dojrzewa. Żytu się tutaj powodzi, dlatego dalej je uprawiamy. Ta odmiana ma długą słomę, dochodzącą do 180 centymetrów. Tymczasem dzisiaj widać na polach zboża z niską słomą. To są genetycznie modyfikowane odmiany, dające wysoki urodzaj. Stara odmiana żyta, z wysoką słomą, nie ma takiej wydajności. Ale ja lubię stare, niemodyfikowane odmiany. Kiedy zaczęliśmy uprawiać ten rodzaj żyta, powstało pytanie, co ze słomą.
I wtedy wpadła pani na pomysł, że będzie pani robiła „strużoki”?
– Tak się złożyło, że był mi potrzebny nowy materac. Pomyślałam wtedy o „strużoku”. Ale skąd go wziąć? Nikt czegoś takiego nie produkował. Wiedziałam, jak się na tym śpi, bo jako dziecko spałam jeszcze na „strużoku” u rodziców. Rodzice umieli je robić, pokazali mi, jak się za to wszystko zabrać. Na pozór może się wydawać, że to nic trudnego. Szyjemy pokrowiec i wypychamy go słomą…
Ale prawdopodobnie obowiązują jakieś zasady?
– Przede wszystkim trzeba mieć dobrej jakości słomę – suchą, przechowywaną w odpowiednich warunkach. Nie wolno dopuścić do tego, aby nawilgła i zaczęła pleśnieć. Słomę trzeba w „strużoku” układać równomiernie, warstwami. Długa żytnia słoma, której używam, bardzo dobrze się do tego nadaje, ponieważ wypełnia całą długość siennika. Do „strużoka” można dać w gruncie rzeczy jakąkolwiek słomę. Ale jeżeli jest krótka, połamana, to wtedy nie układa się tak dobrze i później kłuje podczas spania.
Jakie właściwości ma „strużok”?
– Dzisiaj modne są materace z tak zwanej piany z pamięcią. Zawsze mówię, że „strużok” to taki prymitywny materac pamięciowy. Zależnie od tego, gdzie i jak się człowiek położy, po czasie wyleży dołek. Niektórym ludziom to odpowiada, innym przeszkadza. Dlatego szyję pokrowce z zamkiem błyskawicznym, aby można je było otworzyć i przemieścić słomę w środku albo, po jakimś czasie, dodać nową. Kiedyś ludzie „strużoki” zaszywali, co później sprawiało trudności, bo trzeba je było pruć. Ja to trochę zmodernizowałam.
Z czego szyje pani pokrowce?
– Z naturalnego materiału – mieszaniny bawełny i lnu.
Ile potrzeba słomy na materac dla dorosłego człowieka?
– Dwa i pół snopa. Jeden świeżo wypchany siennik waży ok. 15 kilogramów. Kiedy się później dociska i dodaje dalszą słomę, staje się cięższy.
Robiła już pani „strużok” dla dziecka?
– Tak, nawet do kołyski dla niemowlęcia. Potrafię robić materace o różnych rozmiarach, ale nie robię jednego dużego materaca dla par. To jest bardzo problematyczne, bo ze względu na rozmiary źle się taki materac napełnia, bywa nieforemny. Lepiej wykonać dwa materace, dla każdego z małżonków osobny.
Czy ilość słomy różni się w zależności od tego, czy „strużok” jest przeznaczony dla 60-kilogramowej kobiety, czy dla rosłego, 100-kilogramowego mężczyzny?
– Nie do końca to się da. „Strużok” nie powinien mieć więcej niż 15 centymetrów wysokości. W przeciwnym razie jest zbyt ciężki. Nowy materac ma w środku takie trochę wybrzuszenie. Z biegiem czasu, jak człowiek na nim śpi, robi się zleżały. Jeżeli więc śpi na „strużoku” ktoś ciężki, ten proces odbywa się prędzej i po prostu trzeba dodać dalszą słomę. Czyli jej ilość najlepiej regulować na bieżąco. Pani „strużoki” są produktami regionalnymi i posiadają markę Górolsko Swoboda.
Czy to pani daje jakieś korzyści?
– Dzięki temu, że przed siedmiu laty zaczęłam robić „strużoki” i spotykałam się z różnymi rzemieślnikami na jarmarkach, dowiedziałam się o wydarzeniach organizowanych przez PZKO i o Górolskiej Swobodzie. To mi się spodobało. Spytałam Leszka Richtera, czy również mogłabym ubiegać się o markę Górolsko Swoboda. Przedstawiłam „strużok” przed komisją i otrzymałam certyfikat. Cieszę się z tego, ponieważ dzięki temu jestem promowana jako rzemieślnik na stronie internetowej marki regionalnej, dowiaduję się o imprezach, na których można się prezentować, członkowie Górolskiej Swobody mają na różnych wydarzeniach zapewnione stoiska. Uważam, że to nam, osobom zajmującym się rękodziełem, wiele ułatwia.
O co ludzie najczęściej pytają, kiedy prezentuje pani „strużok” na jarmarkach i podobnych imprezach?
– Na imprezy wożę „strużok” razem z prostym, lekkim łóżkiem. Dlatego każdy, kto ma ochotę, może się na nim położyć albo przynajmniej na nim usiąść. Ludzie pytają najczęściej o to, jak go utrzymywać, jak się na tym śpi, dlaczego mieliby spać na „strużoku”. Starsi ludzie często wspominają, jak kiedyś spali na siennikach.
Kto zamawia u pani „strużoki”?
– Albo ludzie z okolicznych wsi, którzy chcą wrócić do natury, albo czasem ludzie z daleka, którzy chcą spróbować coś nowego. Niedawno wysyłałam „strużok” pod Warszawę. Mało kto chce „strużok” na codzienne spanie, więcej jest takich osób, które kupują go sobie do „chałupy”, do domku letniskowego, który urządzają w starym stylu. Czasem są to ludzie, którym dokuczają plecy i dlatego chcą spróbować, jak się śpi na takim sienniku, który ogólnie jest twardszy.
Jak utrzymywać siennik w czystości?
– Zabrudzenie pokrowca można oprać wodą z mydłem. A kiedy już nadejdzie czas wymiany słomy, ten okres wynosi przy codziennym spaniu ok. trzech lat, można opróżniony cały wyprać i później napełnić go nową słomą. Taki materac jest ekologiczny, ponieważ zużyta słoma w naturalny sposób się rozkłada, na przykład na gnojowisku, i służy później jako naturalny nawóz.
„Strużoki” to jedyne rękodzieło, którym się pani zajmuje, czy też ogólnie lubi pani tworzyć różne rzeczy?
– Praca ręczna daje mi wiele satysfakcji. Dlatego haftuję, przędę wełnę na kołowrotku, produkuję domowe świece, mydło, ozdoby na choinkę. Biorę się za wszystko, co da się zrobić własnoręcznie.
Napomknęła pani, że w dzieciństwie spała pani na „strużoku”. Wydaje mi się, że tu w górach tradycje dłużej się utrzymują niż na „dołach”.
– Powiedziałabym, że to jest sprawa indywidualna, zależy od konkretnej rodziny. W naszym domu wiele rzeczy robiliśmy długo po staremu. Pamiętam na przykład, że zwoziliśmy siano wozem ciągniętym przez krowę. Albo że mężczyźni ręcznie kosili zboże. Teraz już ręcznie kosimy tylko żyto, ze względu na słomę, do reszty zboża zamawiamy kombajn. Nawet w górach mało jest ludzi, którzy mieliby jeszcze krowę. Albo ktoś ma dużą hodowlę, albo w ogóle nie ma już krowy. My mamy. Mleka wystarczy dla sześciorga domowników i jeszcze nam zostaje na sprzedaż, sami byśmy go nie skonsumowali. Robimy z niego twaróg, masło i inne przetwory, bardzo rzadko kupuję coś mlecznego w sklepie. Mamy także mleko kozie. Kiedyś mieliśmy je głównie dla dzieci, aby miały dobrą skórę. Naprawdę im pomagało, tak samo ojcu. Kozie mleko nie każdemu smakuje, ale my tak się do niego przyzwyczailiśmy, że nie wyobrażamy sobie, że byśmy go nie mieli.
Wszyscy w domu śpicie na „strużokach”?
– Nie, tylko ja. Mąż i dzieci, teraz już dorosłe, jakoś nie mają odwagi (śmiech). Nawet rodzice już na nich nie śpią.