piątek, 3 maja 2024
Imieniny: PL: Jaropełka, Marii, Niny| CZ: Alexej
Glos Live
/
Nahoru

Beata Matusik: Afrykę kocha się lub nienawidzi. Rozmawiamy z hawierzowianką, attaché ds. ekonomii w Nigerii i Ghanie | 09.08.2023

Pierwszy dom to ten, w którym spędziliśmy dzieciństwo. Ten drugi jest wynikiem naszego dojrzałego wyboru. Beata Matusik z Hawierzowa taki dom znalazła w Afryce. 

Ten tekst przeczytasz za 10 min.
Fot. BEATA SCHÖNWALD/glos.live/szb

Jak trafiła pani na kontynent afrykański?

– Właśnie mija siedem lat od chwili, odkąd znalazłam się na placówce dyplomatycznej czeskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Afryce. Sześć i pół roku spędziłam w Nigerii, a od lutego jestem w Akrze, stolicy Ghany. Wcześniej z racji mojego zatrudnienia w oddziale stosunków międzynarodowych Ministerstwa Obrony RC byłam przez dwa lata w Brukseli, gdzie z ramienia Unii Europejskiej opiekowałam się dwiema misjami cywilnymi w Sudanie Południowym i Republice Demokratycznej Kongo. To było moje pierwsze spotkanie z Afryką w teorii i praktyce. Drugie, jeszcze bardziej konkretne, nastąpiło w momencie, kiedy pojawiła się propozycja Ministerstwa Spraw Zagranicznych, by zostać attaché ekonomicznym w Nigerii. Stwierdziłam, że czemu nie. Podjęłam to wyzwanie i wyruszyłam w drogę.


Jaka jest Afryka?

– Bardzo ciekawa. Wielu ludzi, którzy doświadczyli Afryki, mówi, że Afrykę albo się kocha, albo nienawidzi. Tak jak ta wypowiedź jest ekstremalna, również Afryka jest kontynentem wielu ekstremów. Wynikają one stąd, że chodzi o bardzo duży i w związku z tym również bardzo zróżnicowany kontynent. Kiedy jedziemy na urlop do Egiptu czy Tunezji, jedziemy do Afryki. Do Afryki należy również RPA. Jednak prawdziwy, Czarny Ląd, to Afryka subsaharyjska z klimatem tropikalnym. Tam po raz pierwszy przekonałam się o tym, jak bogata jest Afryka i jak mała część ludności umie to wykorzystać. Z jednej strony mamy więc ludzi „tonących” w złocie, z drugiej zaś straszliwe ubóstwo, biedaków, którzy żyją z dnia na dzień, a nasze problemy w porównaniu z ich problemami zdają się być błahe. W Afryce tradycja, magia i religia nie są skansenem, dziedzictwem, które należy pielęgnować ze względu na pamięć przodków, ale czymś żywym, co przenika życie codzienne na wskroś. I wreszcie ekstremy widoczne są również w krajobrazie – morze, góry, lasy tropikalne, piękna przyroda kontra niegościnne pustynne tereny Sahary. 


Czym różni się Nigeria od Ghany? 

– Nigeria i Ghana mają wiele wspólnego z racji wpływów, jakie wywierało na nie w historii Królestwo Brytyjskie. Pod wieloma względami – kulturowym, światopoglądowym czy jako państwa najlepiej rozwinięte gospodarczo w tym regionie – różnią się od sąsiednich krajów będących dawnymi koloniami francuskimi. Chociaż czeskie placówki dyplomatyczne znajdują się w Nigerii i Ghanie, te państwa ościenne są również przedmiotem naszego zainteresowania z racji kompetencji terytorialnej ambasady. Różnica między Nigerią a Ghaną tkwi przede wszystkim w ich wielkości. Liczba ludności Nigerii wynosi ponad 200 mln, Ghana ma 32 mln mieszkańców. I pomimo że w rankingach gospodarczych Ghana plasuje się nieco wyżej, Nigeria jest tym hegemonem regionu, który nadaje mu kierunek. Tempo jej rozwoju jest bowiem błyskawiczne i nie jest wielką przesadą, jeśli powiem, że Nigeria prosto ze średniowiecza wskoczyła w XXI wiek. Na poziomie infrastruktury często mamy bowiem do czynienia z zaległą przeszłością, kiedy kobiety nosiły wodę w wiadrach od źródła do swojej wioski i nie było prądu elektrycznego. Młodzież jednak dzięki smartfonom, internetowi i sieciom społecznościowym żyje w XXI wieku. Kiedy przyjechałam do Ghany, miałam możliwość zobaczyć na własne oczy, jaki wpływ ma Nigeria na Afrykę. Przejawia się on również w twórczości filmowej czy muzyce, a jeśli chodzi o Burna Boya, który miał występować na tegorocznych Coloursach w Ostrawie, ten wpływ sięga jeszcze dalej, praktycznie na cały świat. 



Walutą obowiązującą w Ghanie jest cedi ghańskie. Fot. Canva.com


Jakie są pani zadania jako attaché ds. gospodarczych?

– Moim zadaniem jest monitorowanie sytuacji makroekonomicznej danego kraju oraz poszukiwanie partnerów biznesowych dla czeskich firm i vice versa. Dzieje się to zarówno na poziomie różnego rodzaju doradztwa, komunikacji e-mailowej z firmami, pośrednictwa w organizacji i realizacji spotkań biznesowych, kiedy przywożę czeskich przedsiębiorców do Afryki oraz miejscowych do Czech, jak i organizacji targów biznesu, odbywających się samodzielnie lub w ramach wizyt rządowych. Ponieważ mamy do czynienia z krajami rozwijającymi się, rząd czeski realizuje tam pomoc w ramach projektów rozwojowych. Moim zadaniem jest wskazanie miejsc, gdzie taka pomoc jest najbardziej potrzebna. Warto jednak podkreślić, że nie chodzi o pomoc o charakterze humanitarnym, ale o inwestycje, m.in. w szkolnictwo, służbę zdrowia czy infrastrukturę. Na chwilę obecną pracujemy na przykład nad budową oczyszczalni wód w Ghanie. W te działania staramy się włączać czeskie firmy, które zyskują dzięki temu dostęp do nowych rynków zbytu.


W jakich aspektach afrykańska gospodarka może być interesująca dla czeskich przedsiębiorców?

– Republika Czeska najbardziej angażuje się w sektorze bezpieczeństwa, co wynika również z racji historycznych. Rząd Ghany prócz tego koncentruje się na rozwoju rolnictwa, w związku z czym poszukuje partnerów do współpracy na wszystkich jego płaszczyznach, począwszy od upraw roślinnych, hodowli zwierząt, przez pasze, nawozy, maszyny rolnicze, aż po środki ochrony roślin i szczepionki weterynaryjne. Istnieje już parę czeskich firm, które zrozumiały, że rozwój rolnictwa w Afryce jest szansą dla ich biznesu. Bardzo duży popyt ze strony Ghany jest również na oczyszczanie ścieków i wód gruntowych, co jest związane z rabunkową eksploatacją złóż złota przez firmy chińskie. Wiele możliwości daje też segment szeroko rozumianej służby zdrowia. Czeskie firmy mogą angażować się w budowę szpitali i ich specjalistycznych oddziałów, w dostawy wyposażenia, lekarstw i suplementów diety, na które jest tam ogromne zapotrzebowanie. 


Czy praca dyplomaty ekonomicznego rządzi się ściśle określonymi godzinami pracy? 

– Teoretycznie tak, ale jeśli człowiek pracuje z sercem, wie dla kogo to robi i po co to robi, wtedy jest to praca 24 godzin na dobę przez siedem dni w tygodniu. Często wyjeżdżam w teren, odwiedzam okoliczne kraje, które podlegają kompetencji terytorialnej ambasady i prowadzę życie na walizkach. Wtedy biuro prowadzę na odległość. Poza tym moja praca nie skupia się tylko na biznesie. Są spotkania na szczycie, spotkania w ministerstwach, oficjalne kolacje, wystawy, czyli cały szereg wydarzeń, na których muszę być. Do tego dochodzą dyżury konsularne. 



Fot. Beata Matusik/export.cz


Jednak nie tylko pracą żyje człowiek... Jak spędza pani czas wolny, gdy wreszcie taki się nadarzy? 

– W Ghanie można bardzo wiele zwiedzać, ponieważ ma wiele zabytków z czasów imperium brytyjskiego oraz piękną przyrodę. Stolica Akra leży nad morzem, nad Zatoką Gwinejską w otoczeniu gór. W mieście nie ma co prawda teatru, ale są kina, kluby jazzowe, świetna muzyka, której można posłuchać np. przy lampce wina. Lubię spotykać się z miejscowymi ludźmi i od nich dowiadywać się o życiu w Ghanie, o tym, jak oni postrzegają nas i ogólnie cywilizację zachodnią. Często jestem zdumiona, kiedy stwierdzam, że na wiele spraw można patrzeć z zupełnie innej perspektywy i że ta perspektywa wcale nie musi być gorsza od naszej. Myślę, że w dużym stopniu wynika to stąd, że cały region jest bardzo religijny. Te religie są różne, bo też bardzo wiele narodów zamieszkuje te tereny. Są zatem katolicy, protestanci, anglikanie, muzułmanie, animiści czy buddyści. W Afryce ludzie są bardzo mili, serdeczni, mówią „dzień dobry”. Wielu z nich żyje z dnia na dzień, ale wiara i rodzina dają im dużo siły. U nas znaczenie słowa „rodzina” dawno się rozmyło. W Afryce jest gwarancją przetrwania. 


Czy w tak odrębnym kulturowo kraju ma się znajomych poza gronem pracowników ambasady?

– Będąc w Afryce, na pewno trzeba pamiętać o tym, że biały człowiek, to „chodząca portmonetka”. Chociaż mam wielu znajomych wśród Afrykanów, jak na razie nie zdarzyła mi się sytuacja, że ktokolwiek z nich chciałby wykorzystać naszą znajomość na swoją korzyść, na przykład w sensie wsparcia finansowego dla rodziny. Choć trudno to porównywać z przyjaźniami z czasów gimnazjalnych, w Nigerii znalazłam też dwie bliskie koleżanki. Z całą pewnością nie można więc powiedzieć, że moje kontakty osobiste nie sięgają poza grono czeskich pracowników ambasady. 


Po trzytygodniowym wypoczynku na Zaolziu wraca pani na placówkę. Czy można powiedzieć „do domu”? Gdzie jest pani dom?

– Zaliczam się do garstki pracowników czeskiej dyplomacji, którzy tak kochają Afrykę, że przesuwają się po miejscowych placówkach i o opuszczeniu Afryki nie chcą słyszeć. Większość profesjonalnych dyplomatów marzy jednak o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych, Londynu, Brukseli albo do Chin, a Afryki się boją. Nie chcą się szczepić, nie chcą ryzykować zachorowania na malarię, co zresztą nie jest niczym przyjemnym. Chociaż na placówkach dyplomatycznych w Afryce do zmian personalnych dochodzi standardowo co trzy lata, ja w Nigerii byłam ponad sześć lat, bo brakowało chętnych. Poza ambasadorem byłyśmy same kobiety, co też daje do myślenia. Dla mnie domem jest więc Afryka, choć, oczywiście, kiedy wracam do Hawierzowa, do rodziców, też jadę do domu. Takim powrotem „do domu” są też dla mnie spotkania z Polakami w ramach struktur europejskich i dyplomatycznych. Jak tylko mogę, korzystam z możliwości, żeby pogadać po polsku.



Może Cię zainteresować.