Po opublikowanym w jednym z poprzednich numerów wywiadzie z Michałem Przywarą, kierownikiem Centrum Polskiego Kongresu Polaków w RC, rozpętała się dyskusja nt. haseł i narzędzi kampanii promującej wpisanie narodowości polskiej w zbliżającym się Spisie Ludności. O kontrowersjach, a także kontekście historycznym spisów, rozmawiamy z Józefem Szymeczkiem, wiceprezesem Kongresu i historykiem.
Dlaczego Spis Ludności budzi emocje? To przecież tylko statystyka….
– Spisy ludności są sprawą bardzo poważną. Pięknym symbolem tego jest fakt, że nasza zachodnia, chrześcijańska cywilizacja, zaczyna się od spisu ludności. Józef z Marią udają się z Nazaretu do Betlejem, aby dać się spisać. Jednak spisy ludności w postaci podobnej do tej, jaką znamy, kojarzą się głównie ze społeczeństwem obywatelskim. Zaczęto je przeprowadzać mniej więcej od czasów Oświecenia, kiedy to społeczeństwo feudalne przekształciło się w obywatelskie. Trzeba było m.in. ustalić, ilu rekrutów można zaciągnąć do wojska, ile można pobrać podatków itp. Na ziemiach dawnej monarchii austriackiej pojawiają się spisy powszechne w drugiej połowie XIX wieku i trwają do dziś.
Jeśli chodzi o określanie narodowości spisywanych osób, jako kryterium w czasach Habsburgów stosowano język. Dzisiaj w Republice Czeskiej stosowane jest określenie „narodowość”.
– W naszej kampanii przedspisowej wykorzystaliśmy jeden z elementów dawnych spisów austriackich – właśnie ten, że do określenia narodowości używano język, jakim mieszkańcy posługiwali się na co dzień. Na Śląsku Cieszyńskim najpowszechniejsza była tak zwana gwara śląsko-polska (schlesische-polnische Mundart). Chcemy w naszej kampanii potraktować gwarę cieszyńską jako kryterium narodowości polskiej w naszych czasach. I tu jest pewna zmiana w stosunku do 2011 roku, kiedy nie zwracaliśmy takiej uwagi na gwarę, ale mówiliśmy ogólnie o polskości.
I tu nasuwa się pytanie, pod jakimi względami różni się tegoroczna kampania Kongresu Polaków od tej sprzed dziesięciu lat?
– Będzie to kampania bardzo nowoczesna. Wykorzystamy zarówno narzędzia klasyczne (plakietki, ulotki), jak i – przede wszystkim – nowoczesne media. Brałem udział zarówno w poprzedniej kampanii, jak i w tej obecnej, dlatego mogę porównywać. Kampania w 2011 roku była kampanią patriotyczną, można powiedzieć narodową. Hasło „Postaw na polskość” nie do końca dotarło do serc najmłodszych członków naszej społeczności, którzy mają ogromny wpływ także na swoich dziadków i ogólnie rodziny. Dlatego w tym roku poprosiliśmy, aby sama młodzież podsunęła nam pomysł, jak przemówić do tego pokolenia. Zwróciliśmy się z pytaniem do Rady Młodzieży, która nie jest – wbrew temu, co napisał Marian Siedlaczek w swoim krytycznym komentarzu na łamach „Głosu” – żadnym tajemniczym ciałem, lecz została powołana przez Zgromadzenie Ogólne Kongresu Polaków. Rada Młodzieży zaproponowała hasło #jeżechpolok, które – jak widać już w dyskusjach internetowych – budzi wiele kontrowersji.
Marian Siedlaczek we wspomnianym komentarzu skarcił młodych, że gdyby wiedzieli, „skąd ich ród”, takie żenujące hasło nie wpadłoby im do głowy. To zarzut ciężkiego kalibru. Ma Siedlaczek rację?
– Aby zrozumieć cały kontekst, trzeba podkreślić, że kampania w stylu #jeżechpolok jest jedną ze ścieżek, które mają prowadzić do sukcesu w Spisie Ludności. A sukcesem jest dla nas przekonanie jak największej liczby osób o polskich korzeniach, by wpisały polską narodowość do formularza spisowego. Oficjalne hasło kampanii jest „Wpisuję polska” i tego się trzymajmy, ale jeżeli jest taka potrzeba, to w poszczególnych środowiskach zamkniętych i rodzinach można stosować inne hasła, takie jak „Liczymy się”, „Jestem Polakiem. Jo też. Liczymy się” czy też tego z poprzedniej kampanii, „Postaw na polskość”. To nie powinno się wzajemnie wykluczać, chcemy trafić do jak największej liczby osób. A pokazując im gwarę jako jedno z kryteriów polskości wierzymy, że łatwiej do nich dotrzemy i że będą oni skłonni wpisać w rubryce narodowość „polska”, choć nie żyją w stu procentach w polskim kręgu kulturalnym. Nie bójmy się dialogu z młodzieżą. Zapewniam wszystkich, że młodzież w tej kampanii nie jest naszym przeciwnikiem, ale sprzymierzeńcem. Młodzi są naszą przyszłością, im przekażemy pałeczkę. Teraz, w tej chwili, przy tym spisie decyduje się o tym, czy będzie im co przekazać.
Co jest największym zagrożeniem dla pomyślnego wyniku Spisu Ludności dla naszej grupy narodowej?
– Obojętność, niezdecydowanie. Trzeba sobie uświadomić, że kampania przed Spisem jest czasem nadzwyczajnym. Mobilizujemy się, ponieważ liczy się każda osoba, która wpisze narodowość polską. Dlatego chcemy różnymi sposobami dotrzeć do ludzi, szczególnie tych obojętnych, niezdecydowanych. Przypomnijmy, że przed dziesięciu laty niespełna 3 mln ludzi w Republice Czeskiej nie podało żadnej narodowości, ponieważ ta rubryka była i także w tym roku będzie dobrowolna. My tymczasem chcemy osiągnąć to, aby ludzie wpisywali swoją polską narodowość, aby zrobiła to także ta milcząca, obojętna część społeczeństwa. Szacujemy, opierając się na wynikach badań socjologicznych, że prawdopodobnie co najmniej 10 tys. Polaków w Republice Czeskiej nie wpisało w poprzednim Spisie Ludności żadnej narodowości. W milczeniu, w obojętności kryje się zdrada narodowości przodków. Ci, którzy nie przyznają się do polskości, szkodzą także młodemu pokoleniu, naszym interesom w przyszłości. I właśnie tych niezdecydowanych ludzi chcemy zachęcić do wpisania polskiej narodowości, proponując im gwarę cieszyńską jako kryterium polskości. Chciałbym dodać, o czym mówił już na łamach „Głosu” prezes Kongresu Polaków Mariusz Wałach, że także kombinacja dwóch narodowości nie pomoże naszej sprawie. Dlatego chcemy poprosić małżeństwa polsko-czeskie, aby nam pomogły, wpisując polską narodowość dzieci. Później na pewno będą inne okazje, aby określiły je także z czeskiej strony i dalej żyły w harmonii, bez gwałtu na własnym sumieniu.
Siedlaczek w swoim komentarzu posunął się do stwierdzenia, że Rada Młodzieży przekonuje, aby unikać patosu i przesadnego patriotyzmu, ponieważ, w myśl „lewackich teoryjek”, patriotyzm utożsamia z faszyzmem. Osobiście uważam to za grubą przesadę…
– To schematyzm, który Siedlaczek na siłę przeniósł z polskich mediów do zaolziańskich realiów. Ludowe, uwstecznione myślenie naszej młodzieży nie wynika z tego, że to są „lewacy”, ono ma zupełnie inne korzenie.
Skrytykował także fakt, że w czeskich mediach mają się ukazać „artykuły uspokajające czeską większość”. Zdaniem Siedlaczka chodzi o wyraz czołobitności wobec Czechów.
– Kampania jest dopiero na samym początku, na dobre zacznie się za jakieś trzy tygodnie przed Spisem. Kontrowersje wokół hasła #jeżechpolok to dopiero początek, jeszcze wiele będzie się działo. Wulkan emocji dopiero eksploduje, kiedy pojawią się kolejne elementy kampanii. Dlatego jeszcze raz podkreślam, że staramy się dotrzeć do różnych grup ludzi i dlatego używamy różnych narzędzi. Apeluję, aby nasi zasłużeni polscy działacze tak bardzo się nie podniecali niektórymi hasłami, bo niejedna z tych ścieżek prowadzących do celu nie dla nich jest przeznaczona. Działania przed Spisem trzeba traktować jako kampanię w pewnym sensie polityczną, której celem jest pozyskanie jak największej liczby osób, które wpiszą polską narodowość. Stąd różne ścieżki i różne narzędzia, które stosujemy.
Rozmawiała: Danuta Chlup