piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Tomasz Gomola: Lubię trenerów, którzy nie sieją paniki | 10.06.2020

Po prawie trzech miesiącach ponownie poczuł smak prawdziwego meczu. Po anulowanym w marcu piłkarskim sezonie w niższych klasach rozgrywek większość drużyn rozpoczęła grę w serialu o nazwie „Piłkarskie sparingi na otarcie łez”. Tomasz Gomola z trzecioligowym klubem FC Beneszów Dolny również skwitował z zadowoleniem ten pomysł.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 45 s
Tomasz Gomola (z lewej) w piątkowym sparingu z Frydkiem-Mistkiem. Fot. mfkfm

– Trzeba się przecież przygotować do nowego sezonu – powiedział w rozmowie z „Głosem” wychowanek Spartaka Jabłonków.

Zaolziańscy kibice pamiętają cię z gry w Hawierzowie, gdzie należałeś do pierwszoplanowych postaci. Wcześniej wyrobiłeś sobie markę w młodzieżówce Banika Ostrawa. Jak się czujesz w obecnym zespole, Beneszowie Dolnym?

– Do Beneszowa Dolnego trafiłem w zeszłym sezonie z Frydka-Mistka. Pozostałem więc w granicach trzecioligowych, ale przeszedłem do klubu z mniejszymi nieco ambicjami. To przekłada się również na trochę mniejsze zainteresowanie futbolem ze strony kibiców. We Frydku-Mistku na mecze przychodziło znacznie więcej widzów, ale powoli przyzwyczaiłem się do takiego stanu rzeczy.

Jak bardzo wymagający jest trener Martin Štverka, którego ja osobiście miałem okazję poznać w czasach, kiedy grał w Boguminie?

– Cieszę się, że to właśnie Martin Štverka przejął w tym sezonie drużynę. Pasuje mi jego piłkarska filozofia, a także jego ludzkie podejście do sprawy. Lubię trenerów, którzy nie sieją paniki po przegranym meczu, rozmawiają z nami po przyjacielsku. Jestem raczej ekstrawertykiem, mówię od razu to, co myślę, a w relacjach z trenerem wszystko układa się pomyślnie. Nie zawsze tak było w mojej karierze, ale teraz jest prawie idealnie.

Kiedy jeszcze grałeś w młodzieżowych drużynach Banika Ostrawa, takim mentorem, przyjacielem dla piłkarzy był ówczesny kierownik drużyny, Jaroslav Janoš, zmarły w ubiegłym tygodniu w wieku 73 lat były znakomity bramkarz...

– Tak, z dużym bólem przyjąłem wiadomość o jego śmierci. Pan Jarosław był dla mnie jak ojciec. Zawsze uśmiechnięty, życzliwy, skory do pomocy. Można się było do niego zwrócić z każdym problemem. Często dzwonił do mnie z zapytaniem, jak mi poszło w meczu, przekazywał cenne wskazówki. Z tego, co wiem, również zawodnicy z „A” drużyny bardzo go lubili i chyba między innymi z tego powodu z Banikiem związany był przez tak długi, piękny okres. Będzie mi go bardzo brakowało.

Wróćmy do twojej aktualnej drużyny, Beneszowa Dolnego. Kiedy przejeżdżam przez region zwany „Prajska”, mam wrażenie, że jestem gdzieś w Niemczech. Schludne, zadbane ulice, odkurzone chodniki, wypieszczone ogródki. Zielono, czysto, aż chce się żyć. Czy z klubem też praktykujecie „ordnung”, czyli porządek na pierwszym miejscu?

– Coś z tej mentalności, o której wspominałeś, wisi w powietrzu podczas każdego meczu. Trener naordynował nam grę, w której czekamy na błędy rywala, sami grając tak, żeby popełnić ich jak najmniejszą liczbę (śmiech). Dobra organizacja gry to podstawa w każdym sporcie zespołowym. Raczej nie stosujemy ataku pozycyjnego, z prostego powodu, nie stać nas. Mamy w zespole raczej walczaków, stylem nastawiamy się więc na kontrataki albo długie piłki w pole karne.

Czy jako rosłemu napastnikowi odpowiada ci taki futbol?

– Tak. Lubię pojedynki główkowe, sporo bramek z desantu powietrznego zdobywałem już w barwach młodzieżowych zespołów Banika Ostrawa. Trzecią ligę cechuje atletyczny styl gry, ale w porównaniu do dywizji (4. najwyższa klasa – przyp. JB) wciąż nie brakuje w niej zespołów preferujących ofensywną, a zarazem finezyjną piłkę. Jeśli więc dane mi będzie zmienić barwy klubowe, a przyznam się, że zastanawiam się nad tym obecnie, to chciałbym pozostać w trzeciej lidze. Czuję, że stać mnie na więcej, niż cztery zdobyte gole w całym sezonie. Wprawdzie był to sezon zakończony przedwcześnie z powodu pandemii koronawirusa, ale mimo wszystko pozostał niedosyt.

Jak utrzymujesz się w kondycji fizycznej w trakcie przerwy? Biegasz, ćwiczysz na siłowni albo masz może oryginalny sposób na zachowanie dobrej dyspozycji?

– Po prawie trzech miesiącach przerwy znów wróciliśmy do regularnych treningów w klubie, a ostatnio zaliczyliśmy też mecz towarzyski z moim poprzednim klubem Frydkiem-Mistkiem, zremisowany 3:3. W planach są ponadto kolejne pojedynki z regionalnymi zespołami z trzeciej i czwartej ligi. Zajęcia na boisku w Beneszowie Dolnym odbywają się trzy razy w tygodniu, ale ja dodatkowo trenuję jeszcze indywidualnie w Spartaku Jabłonków, w mieście, w którym mieszkam i w którym stawiałem swoje pierwsze piłkarskie kroki. Te treningi indywidualne dają mi sporo, w podobnym duchu podchodziłem do futbolu zresztą od zawsze i nie ważne, czy było to w chłopięcych kategoriach, młodzieżowych czy teraz w dorosłej piłce. Sprawdziłem też na własnej skórze, że dla zdrowia najlepsza jest codzienna krzątanina wokół gospodarstwa domowego. Pomagam rodzicom, w trakcie epidemii koronawirusa nawet bardzo intensywnie, gdyż było na wszystko więcej czasu.

Występując w trzeciej lidze, nie da się zarobić na życie. Czy udało ci się odnaleźć na rynku pracy po pomyślnie zakończonych studiach z zakresu międzynarodowego ruchu turystycznego?

– Tylko częściowo. Byłem zatrudniony w pewnym biurze podróży, ale to już przeszłość. Wpływ na taki stan rzeczy miała epidemia koronawirusa, ale mam nadzieję, że wkrótce pojawi się znów jakaś atrakcyjna oferta. Jak mówiłeś, w trzeciej lidze, a w szczególności w klubach ze skromny budżetem, takich jak właśnie Beneszów Dolny, nie można zarobić na życie. Gramy w zasadzie dla parówek po meczu, dla frajdy z futbolu.

Wciąż jesteś piłkarzem Banika Ostrawa, wypożyczonym do Beneszowa Dolnego. Śledzisz losy ostrawskiej drużyny w obecnym sezonie Fortuna Ligi?

– Oczywiście. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby Banik znów zagrał w europejskich pucharach. Takie były zresztą odważne deklaracje włodarzy klubowych, które będą jednak trudne do zrealizowania. Pamiętam, że jako dziecko kibicowałem, jeszcze wówczas na Bazalach, Banikowi w meczu Ligi Mistrzów z Bayerem Leverkusen. Banik przegrał wtedy sromotnie, ale ja cieszyłem się, że mogłem zasmakować atmosfery eliminacji Ligi Mistrzów na zapełnionych po brzegi legendarnych Bazalach w Śląskiej Ostrawie. Nie mogę się doczekać, kiedy stadiony ponownie zostaną otwarte dla kibiców. Obecny stan, w którym mecze prowadzone są przy pustych trybunach w pierwszej i drugiej lidze, jest bardzo dziwny. Z głośników puszczane są nagrane okrzyki kibiców, żeby choć trochę wprowadzić piłkarską atmosferę na pusty stadion i zagłuszyć okrzyki trenerów udzielających wskazówek piłkarzom. Przyznam się też, że nie lubię, jak niektórzy moi koledzy z drużyny, oglądać starych spotkań piłkarskich w Internecie. W trakcie kwarantanny pojawiło ich się w sieci sporo, ja jednak wolę futbol współczesny.



Może Cię zainteresować.