Z redakcyjnej poczty: Pomaturalne spotkanie osiemdziesięciolatków | 27.10.2023
W ubiegły poniedziałek absolwenci
obu klas orłowskiego gimnazjum spotkali się w Domu Narodowym w Dąbrowie.
Upłynęło 63 lat od matury zdawanej w gmachu gimnazjalnym na Obrokach. Nareszcie
była okazja świętować razem w radosnej atmosferze, jakże odmiennej od tej na
pogrzebach kolegów, którzy mieli mniej szczęścia.
Ten tekst przeczytasz za 2 min. 60 s
Pamiątkowe zdjęcie uczestników spotkania. Fot. ARC
Uśmiech nie schodził z
twarzy pomimo, bądź co bądź, uszczerbków na zdrowiu. Nikt się nie skarżył, nie
padło słowo o emeryturach, cenach energii, a już w ogóle o polityce. Poziom
godny poszanowania. Wspomnienia dotyczyły wielu wspaniałych wykładowców, choć
nie wszyscy nimi byli.
Wartość wybitnego pedagoga
jest ogromna. Wielkie to szczęście dla uczniów, szkoły i państwa mieć takich,
którzy w czasie lekcji przedstawią temat jasno i zrozumiale, zainteresują swoim
przedmiotem. Uczeń nie musi wtedy siedzieć nad podręcznikiem w domu, kiedy
trzeba uprawiać sport, odwiedzać galerie, podziwiać architekturę Księstwa
Cieszyńskiego, chodzić do teatru, na koncerty i – co tu mówić – na randki).
Państwo i szkoła powinny doceniać takich nauczycieli, których uczniowie
zdobywają laury na olimpiadach, konkursach i w innych formach rywalizacji i
finansowo odróżnić od tych nieudolnych, których najlepiej się pozbyć.
Wysoko oceniana była pani
D. Pawlicowa (córka prof. Folwarcznego, autora „Zwięzłej gramatyki języka
polskiego”), która wykładała chemię. Wielu wybrało ten przedmiot do matury
dlatego, że nie było trzeba go „wkuwać” przed egzaminem. Chemia opanowana była w
ciągu trzech lat na tyle, że gwarantowała ocenę co najmniej chwalebną. Nawet na
egzaminach wstępnych na uczelnie nie było problemu, ponieważ terminologię
czeską wszyscy znali.
Do pedagogicznych asów należał
pan T. Błanik, wykładający łacinę i historię. Pomimo istniejących
„bolszewickich czasów” umiejętnie potrafił podsunąć chrześcijańskie tematy do
swych lekcji. Znał angielski, francuski, niemiecki, grekę, grał na różnych
instrumentach, nawet na organach.
Dobrym matematykiem był
pan R. Wygrys, który wykładał w klasie b. My w klasie a takiego szczęścia nie
mieliśmy. Pochodził z umuzykalnionej stonawskiej rodziny i prowadził orkiestrę
gimnazjalną.
Mile było wspominać
nauczyciela pana H. Bolka, który uczył geografii. Posługiwał się często
słownymi stereotypami. Niezapomniane było jego: „mianowicie, prawda, panie,
proszę sypać z rękawa” po wywołaniu ucznia przed mapę.
Nie sposób nie wspomnieć
pana O. Masłowskiego, nauczyciela somatologii i astronomii. Anatomię i
fizjologię człowieka potrafił podać tak ciekawie i umiejętnie, że aż siedmiu
absolwentów zgłosiło się na medycynę. Po kilku latach w gimnazjum p. O.
Masłowski objął stanowisko asystenta w katedrze metodologii uniwersytetu
ołomunieckiego.
Postanowiono spotykać się
corocznie najlepiej w bibliotece karwińskiej, jak bywało wcześniej przed odnową
tego zabytku. I że znów będzie fortepian i inauguracyjne „Gaudeamus igitur” (a
nie inne hymny).
Vivat academia! Vivat
proffesores!
Alfred Bőhm