W Wigilię mama przyszła do Sebka razem z Zosią. Siostrzyczka miała dopiero trzy latka i dlatego mamusia nie mogła spędzić całego wieczoru w szpitalu z Sebastianem. Chłopcu było przykro, ale rozumiał to. Był już przecież duży, chodził do trzeciej klasy. 
	– Popatrz, ile przyniosłyśmy prezentów! – zawołała rozpromieniona Zosia i pomogła bratu rozpakować paczki. Podarunki były naprawdę fajne, ale chłopak bardziej marzył o tym, żeby 
	święta spędzić z rodziną. Z całą rodziną – także z tatą. A tymczasem to było już trzecie Boże Narodzenie bez ojca. Wyjechał, kiedy Zosia piła jeszcze mleko z piersi mamy i raczkowała po dywanie. Od tego czasu nie pojawił się w domu, a od wielu miesięcy nawet nie pisał i nie dzwonił. 
	Kiedy mama i siostra pożegnały się z Sebastianem, w pokoju zrobiło się cicho i smutno. Chłopiec przymknął powieki i zaczął odpływać w sen, ale wtedy…. Wtedy zdarzyło się coś, co w gruncie rzeczy nie ma prawa się wydarzyć. 
 
	 
	U stóp łóżka stanęły dwa wysokie, smukłe, emanujące blaskiem anioły. Skrzydła jednego połyskiwały srebrem, drugiego złotem. Sebastian najpierw pomyślał, że zasnął i śnią mu się te niebiańskie postacie, dlatego przetarł energicznie oczy wierzchem dłoni. Ale anioły nie zniknęły. 
	– Przyleciałyśmy, żeby zabrać cię w podróż – powiedział Srebrny Anioł. Jego głos był łagodny i niezwykle melodyjny. – Podobno tęsknisz za tatą? Spróbujemy go odnaleźć. 
	– W podróż? Ale ja mam zapalenie płuc – odparł zdumiony chłopiec. 
	– Tym się nie przejmuj! – Srebrny Anioł machnął skrzydłem, co dość zabawnie wyglądało. A potem obaj przybysze rozpostarli swoje skrzydła i unieśli Sebastiana w górę. Chłopcu pociemniło w oczach i na chwilę stracił przytomność. Nie wiedział, jakim cudem wydostali się z budynku. Kiedy na nowo otworzył oczy, czuł, że Anioły niosą go gdzieś wysoko i przyjemnie go kołyszą. Nie było mu wcale zimno i lepiej mu się oddychało niż w szpitalnej pościeli. 
	– Gdzie jesteśmy? – spytał z ciekawością. 
	– Nad Krainą Pięknej Muzyki – usłyszał anielski głos. – Może sprawdzimy, czy tu nie ma twojego taty?
 
	 
	Nie czekając na reakcję Sebastiana, Anioły obniżyły lot. Przelatywali teraz nad domkami w kształcie instrumentów muzycznych. Chłopiec podziwiał choinki ubrane w bańki przypominające nuty. Z każdego z domków dochodził przepiękny wielogłosowy śpiew. W jednym ktoś grał na pianinie, w drugim na harfie, w jeszcze innym koncertowała cała orkiestra dęta! 
	– Cudowne! – zachwycił się Sebastian, kiedy anioły tak obniżyły lot, że mógł zajrzeć przez okna do środka i posłuchać muzyki. – Ja się uczę gry na flecie, ale daleko mi jeszcze do takiego grania!
	Chłopiec najchętniej zostałby w tym kraju, lecz wtedy zdał sobie sprawę, że tu raczej nie znajdą jego taty. Nigdy specjalnie nie interesował się muzyką. – Trzeba lecieć dalej – powiedział do Aniołów. 
 
	 
	Znów byli wysoko i wszędzie panowała ciemność, którą rozjaśniał jedynie blask anielich skrzydeł. Ale już po chwili świetliste istoty ponownie pikowały w dół. – Lądujemy na Wyspie Łakoci! – ogłosił Złoty Anioł. 
	Wyspa Łakoci była spełnionym marzeniem każdego lubiącego słodycze dziecka. Domki zbudowane były z piernika i udekorowane słodkim lukrem, na drzewach z masy marcepanowej rosły kolorowe cukierki. W rzekach płynęła czekolada, a znaki drogowe zrobione były z lizaków. 
	– Ale fajnie! Mógłbym tu zamieszkać na stałe! – ucieszył się Sebastian. 
	– To może twój tatuś też tu pozostał? – spytał Srebrny Anioł. 
	Sebek próbował sobie wyobrazić tatę pałaszującego ciastka z kremem. O nie – to do ojca w ogóle nie pasowało! Zawsze przecież żartował, że ze wszystkich słodyczy najbardziej lubi boczek…
	– O nie, tu na pewno nie znajdziemy taty – powiedział rozczarowany chłopiec. 
	Anioły bez słowa na nowo wzbiły się w górę. Sebek zastanowił się, jak długo już jest poza szpitalem. Może lekarze i pielęgniarki go szukają? Może zaalarmowali mamę i ona teraz martwi się o niego? Zwierzył się aniołom ze swoich obaw, ale one zaraz go uspokoiły, że w tym świecie czas płynie inaczej. 
	 
	
		 
		Trzeci kraj, do którego zawitała anielska ekspedycja, ociekał pieniędzmi. Drobne monety, podobnie jak kamyczki, pokrywały ścieżki w parku. Banknoty łopotały na wietrze niczym chorągiewki. Przy każdej z ulic ruchliwego miasta pełno było banków i kantorów wymiany walut. Wzrok Sebastiana zawisł na dużych banerach reklamowych, oferujących korzystne inwestycje. – To Ziemia Dużych Pieniędzy – wyjaśnił Srebrny Anioł. 
		– To może tu osiadł mój tato? – zastanowił się chłopiec. – Wyjechał przecież w świat, aby zarobić dużo pieniędzy. 
		Nie namyślając się, zawołał najgłośniej, jak potrafił: – Tato! Tatoooo! Jesteś tu może? To ja, Sebek!
		Anioły latały nad miastem, a Sebastian wołał i wołał. Ale nikt nie zwracał na to uwagi, chłopcu zdawało się, że przechodnie w ogóle nie dostrzegają świetlistych istot fruwających nad ich głowami. Aż w pewnym momencie…
		– Wydaje mi się, że słyszę głos mojego syna… – powiedział jakiś mężczyzna i zadarł głowę w górę. – Syna? No tak, mam przecież żonę, mam Sebka i Zosię… Jak to możliwe, że o nich zapomniałem w tym dziwnym świecie? 
		Sebastian nie widział wyraźnie twarzy mężczyzny, ale był pewien, że to był jego ojciec. 
		– Znalazłem tatę! Musimy go zabrać ze sobą! Zabierzemy go, prawda? – spytał aniołów pełen nadziei. 
		Ale te skierowały się w drogę powrotną. 
		– Nie możemy go zabrać, Sebciu. On sam musi wrócić – powiedział łagodnie Srebrny Anioł. 
 
	
		 
		 
		Chłopiec był zrozpaczony. Próbował przekonać anioły, aby zawróciły po tatę, lecz one były nieprzejednane. Leciały z powrotem do szpitala. 
		– Zrobiłyśmy, co było w nasze mocy. Reszta już od nas nie zależy – tłumaczył Złoty Anioł. 
		Sebastian nie pamiętał, co dalej się działo, nie pamiętał powrotu do szpitala.
		Rano obudziła chłopca pielęgniarka. Przyszła z termometrem i kroplówką. 
		– Masz tu gościa. Zaraz sobie spokojnie porozmawiacie – powiedziała i uśmiechnęła się tajemniczo. 
		Sebastian pomyślał, że pewnie mama przyszła. Jego oczy zrobiły się okrągłe ze zdumienia, kiedy w pokoju zamiast mamy pojawił się tato. Z dużą walizką na kółkach. 
		– Przyjechałem prosto z lotniska. Dzwoniłem do mamy i ona mi powiedziała, że leżysz w szpitalu – powiedział trochę speszony. Tak długo się nie widzieli! 
		Ale już w następnym momencie tulił syna. 
		– Dlaczego tak długo cię nie było? Zapomniałeś o nas? – spytał Sebek z pretensją. 
		– To długa historia – westchnął ojciec. – W tym świecie, gdzie byłem, liczyły się tylko pieniądze. Wspomnienia tak szybko się zacierały… Chyba faktycznie o was zapomniałem… 
		– A potem usłyszałeś mój głos dobiegający z góry. Mam rację? – Sebastian uśmiechnął się łobuzersko. 
		– No właśnie…. Jak to możliwe, Sebek? – tato wyglądał na zdezorientowanego. 
		– Nieważne! – Chłopiec machnął ręką. – W Wigilię nie takie rzeczy się zdarzają. Najważniejsze, że wróciłeś.