wtorek, 22 kwietnia 2025
Imieniny: PL: Łukasza, Kai, Nastazji| CZ: Evženie
Glos Live
/
Nahoru

Jan Grzegorczyk zaprasza do swojego świata | 22.10.2017

Na początku XXI wieku napisał głośną książkę „Adieu. Przypadki księdza Grosera”. Była to pierwsza pozycja na polskim rynku wydawniczym, w której ksiądz został przedstawiony jako człowiek, który ma swoje słabości.

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Jan Grzegorczyk. Fot. TOMASZ WOLFF

Jednym „Adieu...” się podobało, inni wylali na głowę pisarza, od lat przyjaźniącego się z dominikanami, wiadro pomyj. O tym i innych rzeczach opowiedział w szczerym wywiadzie, którego udzielił po spotkaniu z czytelnikami w Bibliotece Miejskiej w Cieszynie. Jan Grzegorczyk zaprasza do swojego świata.

Przygotowując się do wywiadu, zajrzałem jeszcze raz do twoich „Chaszczy”. Ta książka wydaje się parabolą naszych czasów. Mieszkamy w chaszczach, często zachowujemy się jak ludzie pierwotni, nie potrafiąc dogadać się ze sobą, kłócimy się, spieramy o sprawy błahe...

Po wydaniu kilku książek o księdzu Groserze, które cieszyły się sporą popularnością, od jednego z przyjaciół dominikanów, usłyszałem, że Grzegorczyk żyje ze szczekania na księży. Niby żart, ale ci, którzy zazdrościli mi powodzenia, pewnie tak myśleli. Dlatego chciałem udowodnić, że jestem w stanie napisać książkę o innej tematyce. Tak powstał kryminał metafizyczny o człowieku, który wyjeżdża z miasta do puszczy, gdzie zabawia się w fotografa. Pewnego dnia śledząc wilgę, odkrywa w koronie drzewa wisielca. Wtedy zadaje sobie pytanie natury filozoficznej: dlaczego człowiek wspina się tak wysoko i skacze do piekła? W trakcie swojego śledztwa zdobywa wiele informacji, ale one tylko poszerzają tajemnicę. Każda odpowiedź rodzi kilka nowych pytań. Takie są nasze czasy, ale takie jest w ogóle nasze życie. Stawiamy pytania, a na większość z nich nie znajdujemy odpowiedzi. Niektórych doprowadza to do furii, bo chcą żyć we francuskich ogródkach, gdzie wszystko jest uporządkowane, występują same linie proste. Tymczasem, gdy wejdziemy do puszczy, nie natkniemy się na linie proste, nie wiemy skąd, co wyrasta. Nie znajdziemy w naturze linii prostej. Taka jest nasza rzeczywistość. Widzimy, że co rusz powstają komisje sejmowe, do zbadania zbrodni takiej czy siakiej. Ale nie prowadzą do niczego oprócz zaogniania sporów, oskarżeń.

Dziś teksty krytykujące Kościół to chleb powszedni. Są redakcje, dziennikarze, którzy robią to bez opamiętania. Czy dziś seria przygód o księdzu Groserze miałaby jeszcze rację bytu?

Gdyby Groser był tylko publicystyką i krytyką księży, to oczywiście, że nie. Ale moje książki opowiadają i o nędzy i o pięknie i to nie tylko księdza, ale najróżniejszych ludzi pozostających w orbicie Kościoła. Świętych i grzeszników. Przez wiele lat pracowałem w miesięczniku dominikanów „W drodze”. Publikowaliśmy na przykład teksty Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Dla jednych jego opowiadania były odkryciem w wierze (dla nich Bóg i religia stanowią wieczne poszukiwanie), dla drugich skrajnym zgorszeniem. Pamiętam, jak ludzie wycofywali się z prenumerowania miesięcznika, tłumacząc to tym, że prawda – dewiza zakonu dominikańskiego – umarła. Z moimi książkami jest podobnie, jednych one budują, innych, gorszą Kiedy wyszła pierwsza pozycja, niektórzy kazali mi uwiesić sobie kamień młyński u szyi, bo naruszyłem temat tabu i odważyłem się pisać o księdzu, który jest „alter Christus”, czyli drugim Chrystusem, a o Nimnie można powiedzieć nic złego. Wierzę w to, co kapłan mówi w czasie mszy – składa ofiarę za swoje i nasze grzechy. Ksiądz to przede wszystkim człowiek, dlatego jest istotą słabą. Ta słabość nie jest jednak powodem do zgorszenia. Zarówno papież Benedykt, jak i Franciszek, podkreślają, że słabości człowieka, chrześcijanina, kapłana, jeżeli są odpowiednio wyznawane, tylko wyzwalają solidarność społeczną. Moim mistrzem duchowym był Henry Nowen, holenderski kapłan, który działał w Ameryce. W latach 60. XX wieku, napisał bestseller „Zraniony uzdrowiciel”. Mówił w nim, że każdy kapłan na wzór Chrystusa powinien pokazywać swoje rany, bo w nich tkwi źródło uzdrowienia, tak jak w ranach Chrystusa. Dla księży niekiedy największym bólem jest to, że byli stawiani na piedestale, mieli być nieskazitelnym wzorem. Kiedy pojawiały się jakieś problemy, musieli się z nimi kryć. Weźmy na przykład duchownych z problemem alkoholowym. Często parafianie dowiadywali się, że jakiś ksiądz ma problem z piciem, kiedy już upadł przy ołtarzu. Musimy dzielić się prawdą, że w każdym człowieku jest i karzełek, i olbrzym. Przy okazji księdza Grosera starły się dwie wizje człowieka, kapłana, Kościoła. Ja opowiadam się zdecydowanie za wizją człowieka kulawego i garbatego, ale mającego w sobie potencjał do ozdrowienia.

Cały wywiad w najnowszym, sobotnim wydaniu gazety.



Może Cię zainteresować.