Nowa książka Jarosława jot-Drużyckiego pod tytułem „Nie tylko gorolski - więcej niż święto” właśnie trafiła do sprzedaży. Książka dotyczy, jakże by inaczej, Gorolskiego Święta i jest, w porównaniu z poprzednią tegoż autora, „Hospicjum Zaolzie”,przynajmniej jeżeli chodzi o szatę zewnętrzną, bardziej okazała i solidna. Myliłby się jednak ten, kto by spodziewał się po tej książce encyklopedyczno-statystycznego wykładu, solennego, ale nudnego. Ta publikacja, wydana z okazji siedemdziesięciolecia Gorolskiego Święta łączy w sobie cechy opracowania dokumentalnego, opartego na kwerendzie w różnych dostępnych źródłach – literaturze faktu, artykułach w gazetach i czasopismach – ze swobodną gawędą, gęsto usianą anegdotami, własnymi wspomnieniami autora i jego rozmówców.
Książka składa się z dziewięciu rozdziałów omawiających różne aspekty tej największej zaolziańskiej imprezy: „Czas na „Gorola”, „Do źródeł folkloru”, „Korowodem! Ho! Ho! Ho!”, „Placki i półki”, „Gorolski dysonanse”, „Jura, Maciej i program, Autentyzm rekonstrukcj i – rekonstrukcja autentyzmu”, „Nim rozlegnie się „Ho! Ho! Ho!”, „Czym jest „Gorol”. We wszystkich rozdziałach, z wyjątkiem drugiego „Do źródeł folkloru”, który jest w całości poświęcony korzeniom Gorolskiego Święta sięgającym przedwojennego Święta Gór, historia przeplata się z teraźniejszością. Drużycki opisuje organizację Święta: dowiadujemy się gdzie się w kolejnych latach odbywało, skąd wyruszał korowód, skąd się wzięły wozy alegoryczne, jak konstruowano program, jak zagospodarowano Lasek Miejski, co się na Święcie jadło i piło, a także, a może przede wszystkim, kim byli główni sprawcy tego wielkiego przedsięwzięcia, od Karola Piegzy, Władysława Niedoby i Ludwika Cienciały, poprzez ich następców, aż po współczesnych, których autor poznał osobiście. Oczywiście, znając dociekliwość jota, nie możemy się spodziewać, że na beznamiętnym opisie poprzestanie. Zadaje także pytania, czym jest „Gorol” dla uczestników miejscowych i przyjezdnych, a czym być powinien? Dokąd zmierza i czy przetrwa? Niektóre pytania pozostają bez odpowiedzi, na przykład to fundamentalne, czy Gorolski Święto powinno być festiwalem autentycznej kultury góralskiej, czy fiestą, podczas której kultura ludowa, autentyczna czy stylizowana jest raczej dodatkiem do uciech gastronomicznych? Wszystko to jest opisane po jotowemu potoczyście, fakty i daty pojawiają się jakby mimochodem, wśród anegdot, jednym słowem czyta się samo.
Książka sporego, kwadratowego formatu, porządnie zszyta, w twardych, dość grubych okładkach, ozdobiona wieloma fotografiami i dodatkowo rysunkami Bronisława Liberdy, świetnie nada się na prezent. Może być odkryciem dla krewnych lub znajomych z daleka, takich co to nigdy nie słyszeli o Polakach na Zaolziu albo sentymentalną podróżą dla tych, którzy dawno temu opuścili rodzinne strony.
AMR