Do domu Jana Raszki w Wędryni-Zaolziu nie prowadzi żaden drogowskaz. Nie ma też o nim wzmianki w turystycznych folderach. To dlatego, że ekspozycja, która z początkowych dwu paneli z biegiem czasu przerodziła się w mini muzeum Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Sportowego „Beskid Śląski”, od początku miała charakter zbiorów prywatnych. I takimi pozostała do dziś.
Jan Raszka nigdy nie miał ambicji stworzenia muzeum dokumentującego historię towarzystwa. Tak jak jego koledzy chodził z „Beskidem” po górach, zapisywał w książeczce turystycznej przebyte kilometry oraz zachowywał karty uczestnictwa z poszczególnych wycieczek. – Kiedy skończyłem 60 lat, wstąpiłem do „Beskidu Śląskiego”. To był 1996 rok, a pierwsza wycieczka, w której brałem wtedy udział, prowadziła na Soszów – mówi dziś już 81-letni „beskidziok”. Ekspozycję, na którą składają się zdjęcia, odznaki turystyczne, mapy, publikacje, przewodniki oraz wspominane karty uczestnictwa, zaczął tworzyć dziesięć lat później. Dziś zebrane pamiątki zajmują całe pomieszczenie.
Stolarska pasja
Minimuzeum „Beskidu” mieści się na piętrze niewielkiego budynku gospodarskiego, w którym Jan Raszka ma mały warsztat stolarski. Stolarka jest jego drugą pasją, którą odkrył też dopiero na emeryturze. Jako siedemdziesięciolatek zaczął robić z drewna półki na wino, krzesła i składane krzesełka, akcesoria kuchenne i wiele innych rzeczy. Do ich produkcji wykorzystuje drewno buka, dębu i jesionu. Jak zaznacza, inspiracji szuka zwykle w Internecie, ale czasem stawia też na własną wyobraźnię. Wiele z tych drewnianych robótek, w tym dwa oryginalne drogowskazy, można zobaczyć wśród jego turystycznych pamiątek.
Pan Janek nie jest stolarzem ani z zawodu, ani z wykształcenia. Ze stolarką miał jednak styczność jako… ślusarz zatrudniony w zakładzie drzewomodelarskim w Trzyńcu-Łyżbicach. Tam podpatrzył, jak pracuje się z drewnem. Przyznaje, że to piękna, choć żmudna praca. – Aby zrobić taką półkę na wino, trzeba pracować przez cały tydzień, dzień w dzień. Mnie zwykle zajmuje to więcej czasu, bo te rzeczy robię w wolnych chwilach – przyznaje wędrynianin. Jeśli traktować poważnie jego galerię kart uczestnictwa w wycieczkach „Beskidu Śląskiego”, których w ciągu jednego roku czasem udaje mu się zebrać nawet kilkanaście, wolnych chwil na dłubanie w drewnie nie pozostaje mu zbyt wiele.
Cały artykuł w sobotnim, drukowanym wydaniu gazety.