środa, 30 kwietnia 2025
Imieniny: PL: Balladyny, Lilli, Mariana| CZ: Blahoslav
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art 176 | 04.10.2015

W najnowszym Pop Arcie m.in. spacer po muzycznej krainie Davida Gilmoura, a także wszystko, co chcesz wiedzieć o najnowszym Jamesie Bondzie, ale boisz się o to zapytać.

Ten tekst przeczytasz za 5 min.
Premiera nowego Bonda 6 listopada. Fot. ARC

 

MUZYCZNA RECENZJA

DAVID GILMOUR – „Rattle That Lock”

Zaznaczę na wstępie recenzji, że bynajmniej nie jestem „floydofobem”, a raczej „floydomaniakiem”. Wychowałem się na muzyce Pink Floyd, ceniąc na równi tak epokę Rogera Watersa, jak też płyty nagrane po odejściu z zespołu „wielkiego neurotyka rocka”. Kiedy pałeczkę w Pink Floyd przejął na dobre gitarzysta David Gilmour, wielu wtedy zwątpiło. Ale niepotrzebnie. Pamiętam, jak mój nieżyjący już wujek z wypiekami na twarzy puszczał w domu na gramofonie Tesla do upadłego album „A Momentary Lapse Of Reason”. Rewelacyjny, podobnie jak „The Division Bell”, ostatnia studyjna perełka sygnowana przez cały zespół. Stąd ten poniekąd długi wstęp do najnowszej autorskiej płyty Davida Gilmoura. Po 40-ce robię się sentymentalny.

Po wydanej na siłę pod szyldem Pink Floyd płycie „Endless River”, zawierającej odrzuty i niby przemyślenia z sesji do legendarnego albumu „The Division Bell”, dostajemy pełnowymiarową, nową muzykę. Po pierwszym przesłuchaniu miałem ochotę napisać do Gilmoura, czy aby na dobre nie zwariował. Po drugim sam zadałem sobie to pytanie. Za trzecim podejściem coś zgrzytnęło. Z każdym kolejnym obcowaniem z „Rattle That Lock” jest coraz lepiej.

W porównaniu do poprzedniej płyty solowej artysty, „On An Island”, mamy więcej jazzu, smaczków aranżacyjnych, odgłosów dawnego, eksperymentalnego okresu Pink Floyd. Pozytywnym zaskoczeniem jest chociażby utrzymany w stylistyce Stinga „The Girl In The Yellow Dress”. Sympatyczny kawałek w sam raz do któregoś z nocnych barów w Londynie. David Gilmour połączył na tym albumie siły z wieloma znakomitymi muzykami. Jest Phil Manzanera, Andy Newmark, przede wszystkim zaś Zbigniew Preisner. Słynny polski kompozytor zatroszczył się o orkiestralne aranżacje, służył też pomocą Gilmourowi podczas komponowania „In Any Tongue” – dla mnie najlepszego tematu na „Rattle That Lock”. Ten utwór spokojnie mógłby znaleźć się na jednej z floydowskich płyt wszechczasów - „The Division Bell” i wcale nie stanowiłby wyłącznie tła dla tamtych kompozycji. Siedem minut idealnej harmonii, na którą składają się fortepian, wokal Gilmoura, gitara akustyczna, z dominującą w sekcji rytmicznej perkusją. W finale fortepian ustępuje miejsca Gilmourowi, który daje zaszaleć swojej gitarze. O ile w „Faces Of Stone” (również z namacalnym udziałem Preisnera) solówka Gilmoura niewiele wnosi nowego, a raczej dłuży się niemiłosiernie, o tyle w przypadku „In Any Tongue” obcujemy z geniuszem. Bukiet z kwiatów poukładanych w tym wazonie, pomimo kilku zwiędłych sztuk, pachnie pięknie. David Gilmour zrehabilitował się z nawiązką za płytę „Endless River”, która była samobójem strzelonym z 40 metrów w okienko.

PRZEZ LORNETKĘ

Nowy Bond pije polską wódkę

„Spectre” – taki tytuł nosi najnowszy film o przygodach niezmordowanego agenta 007, Jamesa Bonda, który trafi do kin już w listopadzie. W postać agenta Jej Królewskiej Mości po raz czwarty wcielił się Daniel Craig – dla połowy fanów najlepszy Bond w historii, dla reszty aktor z odstającymi uszyma. W Pop Arcie stoimy po pierwszej stronie barykady. Daniel Craig wniósł bowiem do filmów z nieustraszonym agentem 007 elementy prawdziwego, dorosłego aktorstwa. A nie wyłącznie dzieciniadę, którą uosabiali jego poprzednicy pokroju Pierce´a Brosnana czy Seana Connery. Akcja najnowszego Bonda rozgrywa się m.in. w Rzymie, a oprócz Daniela Craiga na ekranie zobaczymy też m.in. Monicę Bellucci („bondgirl” Lucia Sciarra), Christopha Waltza (Oberhauser) i Ralpha Fiennesa („M”). Jeśli wierzyć migawkom wypuszczanym przez producentów, „Spectre” rozpoczyna się od sceny pogrzebu, nie wiadomo tylko czyjego, bo szefowa Bonda, „M”, zginęła już w poprzednim filmie „Skyfall”. Za rzymski cmentarz Verano posłużył teren przed Muzeum Cywilizacji Rzymskiej w nowoczesnej dzielnicy Eur. Bractwo zakonne opiekujące się cmentarzem Verano nie zgodziło się bowiem na kręcenie zdjęć. Polskich fanów z pewnością dumą napawa fakt, iż James Bond w filmie „Spectre” pije produkowaną w Żyrardowie wódkę zbożową Belvedere. W „Skyfall” raczył się Smirnoffem. Oczywiście wstrząśniętym, nie zmieszanym. Reżyserem najnowszych przygód agenta 007 jest ponownie Sam Mendes, który stanął za kamerą już w poprzednim obrazie „Skyfall”. Sam Mendes w dużym stopniu przyczynił się do olbrzymiego sukcesu komercyjnego „Skyfall”, który zarobił ponad 1,1 mld dolarów. Na liście największych komercyjnych sukcesów w historii kina „Skyfall” plasuje się na 9. pozycji. Czy „Spectre” pobije kolejny rekord? O tym przekonamy się już niebawem. Premiera filmu 6 listopada.

Cały Pop Art w ostatnim, drukowanym wydaniu gazety. 

 



Może Cię zainteresować.