To muzeum chwyta za serce | 25.04.2019
Wraz z nadejściem kwietnia rozpoczął się sezon turystyczny w zamkach i muzeach. Atrakcje, które zimą były nieczynne, otwierają swoje podwoje. Te zaś, które można zwiedzać przez cały rok, wabią nowościami. Również w muzeum w Bystrzycy można poczuć świeży powiew wiosny.
Ten tekst przeczytasz za 5 min. 30 s
Dawne damskie stroje nie mają nic wspólnego z tymi współczesnymi. Fot. BEATA SCHÖNWALD
–
Nasza ekspozycja zmienia się w zależności od pory roku. Aktualnie mamy wiosenny
wystrój. To, że pożegnaliśmy już zimę na dobre, widać również w naszym ogródku.
Choć muszę przyznać, że wiele pozostało jeszcze do zrobienia – mówi Irena Ondraszek,
kierowniczka MUZ-IC, instytucji łączącej muzeum etnograficzne z Centrum
Informacji Turystycznej. W ogródku, do którego można wejść bezpośrednio z
jednej z muzealnych sali, planuje zasiać zioła i posadzić pierwotne odmiany
krzewów porzeczki i agrestu. Wie, skąd je zdobyć. Takie rzeczy znajdzie w
partnerskim Beskidzkim Domu Zielin „Przytulia” w Brennej.
Kropla cię poprowadzi
W ciepły wiosenny dzień ogródek jest przyjemnym przystankiem na trasie zwiedzania. Ta rozpoczyna się w Centrum Informacji Turystycznej i prowadzi do salki, w której mieści się ekspozycja przyrodnicza. W niej zwiedzający dowiadują się, co w rejonie Beskidu Śląskiego rosło, żyło i śpiewało, stąd prowadzą też przeszklone drzwi do ogrodu. Nad wspominanymi już wcześniej grządkami góruje rzeźba rzeki Olzy. Ma kobiecą postać, a w rękach trzyma miskę z wodą, dzięki której przelatujące tędy ptaki mogą ugasić pragnienie.
Rola spersonifikowanej Olzy nie ogranicza się wyłącznie do dobrej pani. W bystrzyckim muzeum pełni funkcję przewodniczki. Jej pierwsza kropla została namalowana zaraz przy wejściu. Stąd wytryska źródło Olzy, tu można przeczytać słowa pieśni Kubisza „Płyniesz, Olzo”. – Czerwona kropla, która pojawia się przy poszczególnych zakresach tematycznych ekspozycji muzealnej, rozumiana jest jako kropla wody, a zarazem kropla krwi, i jako taka jest symbolem życia – wyjaśnia Irena Ondraszek.
W głównej sali na piętrze, czerwonych kropelek Olzy jest cała masa. Na każdej widnieje gwarowy napis, który jasno daje do zrozumienia, jak tutejszym ludziom „gymba urosła”. Kto nie domyśliłby się znaczenia takich haseł, jak np. Jako tu ludzie prziszli, Pastyrstwo i życi na sałaszu, Życi duchowe, Jako sie tu mówiło, Jako miyszkali, Jako gospodarzili, Jako sie oblykali, Jako sie lyczyli czy Jako sie bawili, dowie się szczegółów z dołączonych opisów w językach polskim, czeskim i angielskim. Specjalne miejsce zajmują wśród nich opisy dań góralskich. Aż nie chce się wierzyć, co nasi przodkowie byli w stanie ugotować z ziemniaków, warzyw, owoców czy zbóż.
Irena Ondraszek pokazuje odcisk łapy niedźwiedzia. Fot. Beata Schönwald
Ocalone starocie
To, co tworzy wyjątkowy klimat tego muzeum, to jednak nie streszczona na papierze teoria, ale autentyczne wyposażenie domu i obory, meble, naczynia, narzędzia, ubrania i wiele innych rzeczy codziennego użytku. – To wszystko oryginalne artefakty uzyskane od ludzi, głównie mieszkańców Bystrzycy. Zanim powstała ta ekspozycja, rozesłaliśmy ulotki. Myślę, że gdyby nie nasza inicjatywa, te rzeczy wcześniej czy później trafiłyby na śmietnik – przekonuje kierowniczka. Cieszy się z każdego przedmiotu, który udało się uratować. Ocalenie od zapomnienia dziedzictwa materialnego i duchowego przodków oraz zachowanie go dla potomnych jest bowiem głównym posłannictwem tego muzeum. – Ekspozycję muzealną chcemy rozszerzać i zmieniać. Dlatego nadal apelujemy do ludzi, żeby skontaktowali się z nami, zanim wyrzucą coś, co zostało im po przodkach – prosi Irena Ondraszek. Dodaje, że muzeum można zwiedzać wszystkimi zmysłami. Na miejscu dostępne są bowiem nagrania gwarowych opowiadań znakomitej gawędziarki Anny Chybidziurowej oraz starych pieśniczek w wykonaniu kapel „Lipka”, „Nowina” i „Bez miana”.
Bystrzycki MUZ-IC od otwarcia we wrześniu ub. roku odwiedziło ponad 1100 osób. Są wśród nich dorośli i dzieci, starzy i młodzi. Nastolatki odkrywają nieznany im dotąd świat dawnej góralskiej prostoty, starsi przenoszą się we wspomnieniach do czasów dzieciństwa. – Niejednemu łezka kręci się w oku na widok rzeczy, z którymi spotykali się u swojej babki czy ciotki. Mówią, że to muzeum chwyta ich za serce – mówi pani Irena.
Dzieci mogą wejść do tunelu i posłuchać bajki o Olzie i ich mieszkańcach. Fot. Beata Schönwald
***
Oczyma fachowca
Powstawanie tej placówki obserwuję od samego jej początku, od czasu, kiedy z dawnego budynku został tylko szkielet, po jej dzisiejszy kształt, odznaczający się wyrafinowaną estetyką i funkcjonalnością, gdzie wszystko zostało z rozmysłem zaplanowane i wykonane.
I nasycone nieraz unikatowymi artefaktami kultury materialnej, także artystycznej (np. zdjęcia Karola Kalety), opisanymi w sposób bardzo rzetelny, prawdziwy, tudzież autentyczny, co zdarza się w tego typu instytucjach na naszym terenie niezmiernie rzadko. W duchu prawdziwości pokazana jest i kultura duchowa, poezja ludowa, pieśniczki, nazewnictwo itp., nieprzeinaczana, niewykoślawiana. A zatem niski ukłon przed tymi, którzy ten obiekt wymyślili, zrealizowali i wypełnili treścią bardzo wartościową, prawdziwą. Nic tylko zwiedzać i uczyć się.
(prof. Daniel Kadłubiec)