Takiej ciszy nie było chyba dotąd na żadnym wykładzie Międzygeneracyjnego Uniwersytetu Regionalnego PZKO. Jednak w ub. czwartek, kiedy Renata Piątkowska opowiadała o Irena Sendlerowej, można było usłyszeć nawet odgłos spadającej szpilki.
Renata Piątkowska jest znaną polską autorką książek dla dzieci i młodzieży. Na Zaolziu bawiła już nieraz na zaproszenie Stowarzyszenia Przyjaciół Polskiej Książki. Tym razem przyjechała do starszych wiekiem słuchaczy, by opowiedzieć im o Irenie Sendlerowej, niezwykłej kobiecie, która nie bacząc na niebezpieczeństwo, wyprowadziła w czasie drugiej wojny światowej ponad 2500 żydowskich dzieci z warszawskiego getta. – W Stanach Zjednoczonych w kwietniu jest Dzień Ireny Sendlerowej, chociaż jej noga nigdy tam nie stanęła. W Izraelu dzieci recytują jej życiorys i mają go w podręcznikach. W Polsce, gdzie przeżyła 98 lat, młode pokolenia na dźwięk jej nazwiska wzrusza ramionami – powiedziała pisarka, żywiąc nadzieję, że Rok 2018, który został ogłoszony przez Sejm Polski Rokiem Ireny Sendlerowej, pomoże to zmienić.
Irena Sendlerowa nie była Żydówką, ale mieszkając w Otwocku pod Warszawą, gdzie jej ojciec leczył Żydów, bawiła się z Żydami. W dzieciństwie nauczyła się jidysz, z tego okresu zapamiętała też słowa taty: – Jeżeli kiedykolwiek w swoim życiu spotkasz człowieka, który tonie, to twoim obowiązkiem jest pierwsza rzucić się na ratunek.
Kiedy wybuchła II wojna światowa, tato Ireny już nie żył, bo zaraził się tyfusem od pacjenta. Irena zaś, która w międzyczasie stała się dorosłą kobietą, uznała, że dzieci żydowskie w getcie „toną”. O tym, iloma sposobami udawało się jej wyprowadzać je z getta, jak uczyła je nowej tożsamości i umieszczała w nowych rodzinach, a także o dylematach, przed którymi stawali rodzice tych dzieci, Renata Piątkowska opowiadała na czwartkowym MUR-ze.
My napiszemy szerzej o tym w piątkowym papierowym „Głosie”.