Ziemia cudownych łąk to nie wszystko… | 22.12.2023
Siedzę w
wygodnym ekspresie z Żyliny do Bratysławy i zastanawiam się, co takiego
podziało się ze Słowacją w ostatnich latach, że z kraju który 20 lat temu wchodził
do Unii Europejskiej i jako pierwszy w regionie przyjął euro, popadł w takie skrajności.
A właściwie
może nie chodzi o sam kraj, tylko o to, co zmieniło się w głowach Słowaków. Punktem
wyjścia jest wydana jesienią przez Wydawnictwo Poznańskie książka Łukasza
Grzesiczaka „Słowacja. Apacze, kosmos i haluszki”. Grzesiczak,
mieszkający ostatnio w Krakowie, wcześniej także na Śląsku Cieszyńskim, ale
mający za sobą dłuższe epizody związane ze Słowacją, napisał książkę, która jak
na dłoni pokazuje wady i zalety Słowacji Anno Domini 2023, i która może stać
się jednocześnie przewodnikiem. Mimo że, jak się przyznał na początku, nigdy „nie
stał się słowakofilem”. – I nie zmienia tego nawet fakt, że z czasem ten kraj
pokochałem, mam tam wielu znajomych, a także przyjaciół, Bratysława jest zaś
być może jedynym miastem, dla którego bez większego żalu mógłbym porzucić Kraków”
– napisał na początku książki. A może to credo całej książki?! Można pokochać
Słowację, ale nie trzeba od razu stawać się słowakofilem. Zdobycie Krywania, narodowej
góry Słowaków „tak”, ale przy dowolnie interpretowanej narodowości, ocierającej
się momentami o ksenofobię czy nacjonalizm, jesteśmy już na „nie”.
***
Gdyby pójść
na skróty, to można by podążać za myślą dobrze znanego na Śląsku Cieszyńskim prof.
Radosława Zenderowskiego, który napisał kiedyś o tym kraju takie słowa: „Kult
przyrody rozciąga się na wszystkie regiony Słowacji leżące między Dunajem a
Tatrami. Dominuje krajobraz sielankowy, przedstawiający Słowację jako krainę
arkadyjską, ziemię cudownych łąk i pól, zasobną w zwierzynę i winną latorośl,
kraj ludu śpiewnego i skromnego, pracowitego i wiernego obyczajom swoich
przodków”. I stworzyć kolejny mniej lub bardziej ciekawy przewodnik po małym europejskim
państwie. Tymczasem dziennikarz stworzył zbiorowy portret słowackiego społeczeństwa
– kiedy kończył książkę, Rober Fico nie był jeszcze po raz kolejny premierem,
ale Zuzana Čaputowa była już pewna, że na wiosnę nie będzie ubiegała się
o prezydencką reelekcję. Z kolejnych stron wyłania się dość mroczny obraz. Kolejne
afery, sprawa zabójstwa dziennikarza Jana Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kušnírowej,
dziwne powiązania świata polityki i biznesu, coraz większa rzesza osób
wierzących w spiskowe teorie dziejów, wyraźny skręt dużej części społeczeństwa w
kierunku Rosji. Długo można by tak wymieniać… Jest też wątek podziału Czechosłowacji
na Czechy i Słowację, co skutkuje tym, że „żadna dziedzina życia na Słowacji
nie jest wolna od problemów z Czechami”, a kraj położony nad Dunajem i
Wagiem wciąż jest pełen kompleksów i żyje w cieniu większego i bardziej potężnego
brata, któremu na imię Republika Czeska.
***
Żeby
nie było do końca dołująco, nie brakuje akcentów zabawnych. Grzesiczak opisuje
na przykład historię Kanadyjczyka Bena Pascone, który w słowackiej stolicy założył
i prowadzi z powodzeniem od wielu lat kawiarnię-antykwariat Next Apache. Kiedy
mieszkaniec prowincji Ontario przyjechał jeszcze w XX wieku do Bratysławy, na
ulicach ciągle słyszał „nech sa páči” (proszę bardzo). – Wypowiadane
na jednym oddechu dla nieobytego z językiem słowackim obcokrajowca brzmiało jak
»next Apache«” – wyjaśnił Grzesiczak.
***
Dużym atutem książki jest subiektywna
mapa Bratysławy z miejscami, w których warto się zatrzymać. Zajmuje dwie strony,
do tego na kolejnych stronach Grzesiczak napisał o każdym kilka słów. Ciekawy
pomysł na przełamanie, tak na podsumowanie, trudnej i jak dla mnie dość gorzkiej
opowieści o Słowakach.