Zdaniem Danuty Chlup: selekcyjne podejście | 25.03.2022
Nie jest rzeczą nową, że chrześcijanie starają się pomagać ludziom w trudnych sytuacjach. Nie kwestionuję faktu, że każdy może pomagać, komu chce i w jaki chce sposób. Albo też nie pomagać w ogóle. Dziwi mnie natomiast to selekcyjne podejście.Ten tekst przeczytasz za 2 min. 30 s
Danuta Chlup. Fot. Norbert Dąbrowski
Nie jest rzeczą nową, że chrześcijanie starają się pomagać ludziom w trudnych sytuacjach. Przed wiekami to klasztory zakładały sierocińce i przytułki dla chorych i ubogich, dziś pomoc ta jest w dużej mierze prowadzona przez organizacje zakładane przez poszczególne Kościoły i związki wyznaniowe. Prowadzą one domy seniora, ośrodki dla osób niepełnosprawnych, pomoc terenową dla obłożnie chorych, schroniska dla bezdomnych i wiele innych działań.
W sytuacjach kryzysowych, do jakich bezsprzecznie należy obecna fala migracji wywołanej przez rosyjską napaść na Ukrainę, wszystkie te organizacje się mobilizują. Organizują zbiórki materialne i finansowe, wysyłają wolontariuszy na dworce i do punktów, w których koncentrują się uchodźcy, oferują zajęcia dla ukraińskich dzieci.
W naszym regionie prężnie działa w tym kierunku przede wszystkim ADRA założona przez Kościół Adwentystów, katolicki Caritas czy ewangelicka Diakonia Śląska. Wolontariuszy ADRY widać często w terenie. Spotkałam kilku, przygotowując nocny reportaż na dworcu w Boguminie. Szykowali dla przyjezdnych poczęstunek, obdarowywali dzieci słodyczami. Oczywiście nie pytali nikogo z ewakuujących się przed wojną osób, jakiego są wyznania, albo czy w ogóle wierzą w Boga. Tak, jak nie pytają o to inne tego typu organizacje.
Na ławeczce, z dala od innych zaangażowanych w pomoc osób, siedziało dwoje ludzi z transparentami z napisem Jw.org. (dla wyjaśnienia dla tych, którzy się nie orientują – Jw.org to ogólnoświatowy portal internetowy świadków Jehowy). Biernie czekali, że być może zgłosi się do nich o pomoc ktoś ze „swoich”. Inni uchodźcy ich nie interesowali.
Nie kwestionuję faktu, że każdy może pomagać, komu chce i w jaki chce sposób. Albo też nie pomagać w ogóle. Dziwi mnie natomiast to selekcyjne podejście. Powinno być chyba rzeczą normalną, że kiedy zdecyduję się wyciągnąć rękę na przykład do bezdomnych albo, jak w tym przypadku, do uchodźców z Ukrainy, to nie będę spośród nich wyłuskiwać tylko takich, którzy są tego samego co ja wyznania.
Całe szczęście, że zdecydowana większość organizacji i wolontariuszy nie robi takich różnic, jak spotkani przeze mnie w Boguminie świadkowie Jehowy.