środa, 24 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Bony, Horacji, Jerzego| CZ: Jiří
Glos Live
/
Nahoru

Recenzja „Domu otwartego”: Otwórzmy się, by docenić zamknięcie | 11.01.2022

W „Domu otwartym” pióra Michała Bałuckiego krakowska rodzina Żelskich z przełomu XIX i XX wieku dotąd ograniczająca życie towarzyskie postanawia wystawić w swoim domu wielki bal karnawałowy. Najnowsza komedia Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego w przemyślanej reżyserii Adama Sroki wspiera się na doborowym komediowym aktorstwie, które ostatecznie zadecydowało o tym, że podczas sobotniej premiery na widowni zabrzmiały śmiech i oklaski. 

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Fot. mat. pras. Teatru Cieszyńskiego

 
W najnowszym spektaklu SP postaci z rodziny Żelskich są grane do pewnego stopnia realistycznie. Władysław Żelski (urzędnik banku) przedstawiony przez Dariusza Waraksę oraz jego żona Janina w wykonaniu Joanny Litwin to spokojne (żeby nie powiedzieć – nudne) małżeństwo. Życie upływa im według utartych schematów, nie wiodą życia towarzyskiego, nie chodzą nawet na spacery.
 
Żelski po pracy idzie prosto do domu i każdy dzień jego życia wygląda prawdopodobnie tak samo. Domowe realia pełne są powtarzalnych rytuałów: obiad, kawa, partyjka szachów z wujkiem Telesforem (Zbyšek Radek), a potem kolacja i znowu partyjka szachów. Znużone, wyfiokowane kobiety snują się po domu.
 
Nawet młodzież z tej rodziny jest zblazowana, jakby zniechęcona wzajemnymi zalotami. Kamila (gościnnie Natalia Ciszewska) kokietując, odpycha Adolfa (Kamil Mularz). Kawaler, jak nakazuje zwyczaj, zabiega o względy panny, ale wszystko to jakieś płytkie, nijakie, pozbawione zaangażowania czy młodzieńczej spontaniczności. To dlatego, gdy pojawia się pomysł diametralnej zmiany zwyczajów panujących w tym domu, służący Franciszek (Bogdan Kokotek) łapie się za głowę. 
 
 
Fot. mat. pras. Teatru Cieszyńskiego

Natomiast bohaterowie spoza rodziny Żelskich mają zupełnie inny temperament. Do domu gnuśniejącej w zamknięciu mieszczańskiej rodziny trafia cała galeria kolorowych osobowości. Te postaci w przedstawieniu Sceny Polskiej są grane z komediowym wyolbrzymieniem akcentowanym ruchem, gestem, sposobem podawania kwestii, ale też kostiumem i charakteryzacją.
 
Oczywiście, Adam Sroka podąża tu za koncepcją Michała Bałuckiego, który w kolejnych aktach swej sztuki wprowadził karykaturalnych bohaterów, celowo pociągniętych mocniejszą komediową kreską. Kpina Bałuckiego zawiera się już w nazwiskach czy imionach, jakie nadał swym postaciom. Wodzirej balu u Żelskich pan Fikalski (Grzegorz Widera) czy znajoma Żelskich – Pulcheria Wicherowska (Barbara Szotek-Stonawski) grani są z komediowym zacięciem, zaś pozostali goście balu zostają zaprezentowani już w zdecydowanie farsowy sposób.
 
Sroka w kulminacyjnym momencie przedstawienia, kiedy rozpoczyna się bal, piętrzy komediowe gagi, szalona karuzela komediowa zaczyna kręcić się coraz szybciej i to są momenty, które wreszcie wyzwalają śmiech publiczności. Szkoda zdradzać, na czym polegają najzabawniejsze momenty tego spektaklu, ale warto podkreślić role iskrzące się komediowym sznytem w wykonaniu Tomasza Kłaptocza jako Wicherowskiego, Lidii Chrzanówny, Anny Paprzycy i Małgorzaty Pikus jako trzech panienek na wydaniu, Dagmary Foniok i Karola Suszki jako osobliwego małżeństwa Ciuciumkiewiczów czy też Łukasza Kaczmarka w roli kawalera Wróbelkowskiego. 
 
 
Fot. mat. pras. Teatru Cieszyńskiego

O ile każdy ze wspomnianych aktorów znalazł sposób na farsowe, a więc oryginalne i wyraziste zaprezentowanie swojej postaci, o tyle mam pewien problem z Fujarkiewiczem Marcina Kalety. Moim zdaniem aktor mógł stworzyć bardziej charakterystyczną pod względem komediowym postać, wszak Bałucki zadbał o specyficzność Fujarkiewicza, pewną podpowiedź co do jego charakteru zawierając już w nazwisku bohatera. Można było iść tym tropem, dostosowując sposób poruszania się, gestykulacji, być może też podawania kwestii, a wreszcie wykazać się pomysłowością w wynajdywaniu farsowych gagów dookreślających Fujarkiewicza. 

Adam Sroka zestawia spokojne wnętrze domu z rozwibrowanym szaleństwem zewnętrza, podążając za koncepcją Michała Bałuckiego w „Domu otwartym”. Karnawałowe wariactwo znajduje się poza domem oraz instytucją rodziny, która jest strażniczką normalności, stabilności i spokoju. Oczywiście, czasem warto przewietrzyć dom i spróbować namiastki imprezowego życia, ale reżyser i autor dodają też dwugłosem: otwórzmy nasz dom, by docenić jego zamknięcie, czyli te nudne rytuały w efekcie dające poczucie bezpieczeństwa.
 
„Dom otwarty” wystawiony w XXI wieku, w dobie pandemii, zyskuje ponadto zupełnie nowe znaczenie, a mianowicie, że na ten zamknięty dom jesteśmy teraz po prostu skazani, czy tego chcemy czy nie. Skoro więc nie ma innej rady, celebrujmy naszą zwyczajność oraz dbajmy o relacje rodzinne, które dają wsparcie i pozwalają znieść uciążliwe, przymusowe zamknięcie w czterech ścianach.

„Dom otwarty”, Michał Bałucki, reż. Adam Sroka, premiera: 8 stycznia 2022, Scena Polska Teatru Cieszyńskiego.


Małgorzata Bryl-Sikorska


Może Cię zainteresować.