piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Nowa płyta Lady Pank | 06.04.2021

Cztery dychy na karku, ale grupa Lady Pank wcale nie zamierza odcinać kuponów od sławy. Zapraszam do lektury najnowszego, już wiosennego Pop Artu, w roli głównej z albumem "LP 40" legendy polskiego rocka.

Ten tekst przeczytasz za 5 min. 15 s
Nowa płyta studyjna na 40. urodziny Lady Pank. Bezcenne. Fot. mat. prasowe

RECENZJA

LADY PANK – LP 40

Czterdzieści lat na scenie trzeba należycie udekorować. Najlepiej własną pracą, dziękując zarazem wiernym fanom za cierpliwość, wyrozumiałość i wielkoduszność. Trzeba bowiem z ręką na sercu dodać, że tych czterdzieści lat z zespołem Lady Pank wcale nie było łatwych.

Większe lub mniejsze skandale towarzyszyły chłopakom od początku kariery, zresztą z wizerunkiem gwiazdy nowej fali polskiego rocka nie mogło być inaczej. Zazwyczaj jednak członkowie Lady Pank potrafili się obronić najważniejszym argumentem: muzyką. Po przemianach społecznych z tekstów nacechowanych politycznymi alegoriami Panasewicz i spółka przestawili się na trochę mniej metaforyczną rzeczywistość, złagodzili też swoje brzmienie, ale co ważne – rocka nigdy nie wyrwali ze wszystkimi korzeniami z gleby. Również na najnowszym albumie studyjnym „LP 40” znajdziemy dużo zagrywek typowych dla stylu Lady Pank, które w połączeniu z nowoczesnym brzmieniem i wyraźną ochotą na aktywną zabawę ze słuchaczem dają świetny efekt. Ostatnią tak udaną płytą była „Nasza reputacja” z 2000 roku, przynajmniej w moim odczuciu.

Grupa Lady Pank, którą z pewnością wielu z was miało okazję w ostatnich latach zobaczyć na żywo niejednokrotnie również w naszym regionie (występy w ramach bystrzyckiego Zlotu, karwińskiego Dolańskiego Grómu czy klubowe koncerty w Ostrawie-Martinowie), uniknęła typowej przypadłości spotykanej nagminnie wśród muzycznych długodystansowców, czyli odcinania kuponów od sławy. Sensownym zabiegiem była dłuższa przerwa pomiędzy realizacją pełnowartościowych albumów studyjnych, wykorzystana do wydania muzyki z tematyką wigilijną („Zimowe graffiti 2”, rok 2017) oraz nagrania na nowo piosenek z kultowej, debiutanckiej płyty „Lady Pank” (1983), które trafiły na wydawnictwo o nazwie „LP 1” (2018). Skrótowcem, łatwym do rozszyfrowania, jest również nazwa najnowszej płyty „LP 40”. Na 40. urodziny Lady Pank serwują już słuchaczom wysokokaloryczną muzykę, z premierowym materiałem. I jestem pod wrażeniem tego, co muzykom udało się przemycić na ten album, bo myślę, że w rozmowach z producentem Jarosławem Baranem często padały też ostrzejsze słowa.

Album „LP 40” podoba mi się i to bardzo, ale zacznijmy od początku. „Ameryka”, temat otwierający krążek, idealnie pasuje w tym miejscu, bo to Lady Pank w całej swej okazałości. Fajna, w sam raz naostrzona gitara Jana Borysewicza, klimatyczna sekcja rytmiczna, dobry tekst reagujący na ostatnie wydarzenia w Stanach Zjednoczonych. To jednak dopiero rozgrzewka do dynamicznej pozycji numer dwa w zestawieniu. „Spirala” poszła w ruch i to dosłownie, a Janusz Panasewicz z taką werwą nie śpiewał od lat. To pierwszy z wielu odnośników do aktualnej sytuacji społecznej w Polsce, gdzie, jak śpiewa Panasewicz, „rzucanie błotem do celu, odwieczny nasz narodowy sport”. Podoba mi się też dramaturgia całej piosenki. W pewnym momencie utwór z rockowej polki-galopki przechodzi w krótki, stonowany fragment z akustyczną gitarą Borysewicza na pierwszym planie i pomimo że oryginalności w tym niewiele, kwituję z zadowoleniem samą chęć przełamywania utartych ścieżek.

Pierwszą, typową dla Lady Pank przytulankę, znajdziemy w ukrytym pod numerem trzecim temacie „Tego nie mogą zabrać nam”. W piosence traktującej o miłości w czasach zarazy każdy znajdzie coś z własnego życia. To raczej nie będzie przebój na miarę „Zawsze tam gdzie ty”, ale mimo wszystko ballady chłopakom zawsze fajnie wychodziły. „Panas” i spółka bynajmniej jednak nie poprzestali na jednym tylko temacie przemijania. Drugim wyciskaczem łez jest utwór „Wieczny chłopiec”, którego nie powstydziłby się Ryszard Rynkowski w najlepszym okresie swojej kariery. Ja wolę trochę inne miejsca na płycie, gdzie jest mniej pretensjonalnie, chociażby znakomity, niespełna czterominutowy kawałek „Najcieplejsza zima od tysiąca lat”. Prosta rockowa musztra, której rewelacyjnie się słucha. Okiełznać formę w walce z treścią udało się również w piosence „Karton”, w najlepszym moim zdaniem temacie na płycie. Częstochowskie rymy w refrenie „karton bywa ciasny, ale własny, nie mam poza nim już się cieszyć czym” wywołuje uśmiech na twarzy do momentu, zanim uświadomimy sobie, jak faktycznie czują się bezdomni śpiący w kartonie pod mostem. Jednego takiego spotykam codziennie w okolicy swojego domu. Śpi dokładnie pod takim kartonem z opakowania po telewizorze LCD i raczej nie zanuciłby tej piosenki z Panasewiczem bez obiecanej flaszki wódki.

W obecnych trudnych czasach warto wydziobywać optymistyczne akcenty, dlatego nie będę się pastwił nad dwoma słabszymi utworami na „LP 40”. Zarówno „Pokolenia”, jak też zamykający krążek „Zapomnieć” są po prostu wypadkiem przy pracy albo efektem zbyt częstego słuchania stacji RMF FM w samochodzie. Myślę zresztą, że nawet pasują do próby odzyskania przez grupę młodzieńczego animuszu. Nikt nie chce przecież stanąć w miejscu, bo to dla każdego artysty w zasadzie wyrok śmierci.   

Janusz Bittmar



Może Cię zainteresować.