W
gospodzie i szkole
Początkowo
koło PZKO w Wierzniowicach nie miało własnej siedziby. Zebrania odbywały się w
byłej gospodzie Markowicza. Po otwarciu polskiej szkoły, która znalazła się w
willi Emilia Darowskiego, świetlicą było jedno z dwóch pomieszczeń – w jednym
uczyły się dzieci, a drugie „robiło” za świetlicę PZKO, szatnię i salę
gimnastyczną. W 1957 r. zaczęto rozważać możliwość wybudowania małego domu,
gdzie miejscowi Polacy mogliby się spotykać, urządzać wieczory, spotkania świetlicowe
i inne imprezy. Miał stanąć w miejscu zbombardowanej w ostatnich dniach wojny
polskiej gospody Dominika Ruska, pozbawionej wprawdzie dachu, ale posiadającej
dobrze zachowane ściany. Ostatecznie nic z tego nie wyszło.
Wtedy
miejsce na świetlicę zaproponował Jan Skupnik, były prezes koła. W jego domu
mieścił się wcześniej sklep Centralnego Stowarzyszenia Spożywczego dla Śląska w
Łazach, a w latach 1925-1938 Polska Szkoła Ludowa Macierzy Szkolnej. Po wojnie
pomieszczenia zajęła Miejscowa Rada Narodowa. Po jej wyprowadzce członkowie
PZKO usunęli ścianę i połączyli dwa pokoje w jedną salę klubową z barem za
rozsuwaną kurtyną. W tejże świetlicy powstał Klub Młodych z Józefem Kubatką na
czele oraz zespół big beatowy Antytalenty. Ale gdy w 1973 r. umowa z Janem
Skupnikiem wygasła, koło znów zostało bez dachu nad głową. Korzystając z
gościnności Franciszka Cyronia, zarząd spotykał się w jednej izbie jego domu,
ale na większe imprezy nie było miejsca.
Każdy
chciał coś innego
Budowa
siedziby była koniecznością. Pozostawało pytanie: gdzie? Początkowo wybór padł
na działkę po byłej Ochotniczej Straży Ogniowej z polską komendą w centrum
wioski. A gdy to okazało się niemożliwe do akcji wkroczył Alojzy Nierychel,
ówczesny prezes MK PZKO w Wierzniowicach (dziadek obecnego prezesa Marcela
Balcarka). Wskazał na posesję Edwina Ruska, gdzie w miejscu stodoły i zagrody
miały powstać państwowe budynki gospodarcze – był to efekt nieudanej próby
utworzenia w Wierzniowicach Jednolitej Spółdzielni Rolniczej (JZD),
spowodowanej nieugiętą postawą gospodarzy. Ich majątki zostały
znacjonalizowane, a na posesji Edwina Ruska rozpoczęto budowę obory dla
kilkudziesięciu krów. Wzniesiono jednak tylko mury, bo pomysł budowy upadł.
Stodoła i mury niszczały.
– Dziadek
mieszkał naprzeciwko i widział, że to jest nieużywane i popada w ruinę. Namówił
gospodarza Edwina Ruska na wykorzystanie tego terenu pod Dom PZKO. I rozpoczęto
budowę – mówi Marcel Balcarek.
Dom
PZKO w Wierzniowicach budowany był od 1973 do 1975 roku. Fot. ARC MK PZKO w
Wierzniowicach
Józef
Kubatko wspomina, że były trzy grupy. Jedna chciała tylko tyle miejsca, ile
zajmuje obecna kuchnia, żeby starczyło na zebrania i pogawędki. Druga grupa potrzebowała
natomiast mieć salę na wesela.
– A trzecia
grupa, włącznie ze mną, chciała klub, bo była wtedy moda na kluby – wylicza.
Koniec końców powstało wszystko.
Prezes
Nierychel został organizatorem robót i wspólnie z Józefem Ostapowiczem, Adolfem
Rosikiem, rodzinami Wajdów, Mazurków, Rosików, Adamczyków, Dziwiszów,
Skupników, Kubatków, Rusków i innych spędzał setki godzin na budowie. Najpierw
rozebrano stodołę i czyszczono cegły, w czym uczestniczyła nawet ponad
80-letnia pani Adamczykowa. Józef Kubatko i Józef Toboła, wieloletni prezes
koła w Wierzniowicach, zgodnie wspominają, jak sędziwa pani ociosywała cegły i
przynosiła robotnikom domowe wino.
Po klepki
do Międzyrzecza
Budowa
odbywała się w sposób typowy dla tamtych czasów – dzięki bezinteresownej pomocy
kolegów, przyjaciół i znajomych – nie zawsze Polaków i nie zawsze członków
PZKO. Nie było żadnego majstra, wszyscy byli samoukami. Każdy pomagał i
załatwiał, co i gdzie mógł.
Józef
Kubatko wspomina, że klepki parkietowe, jakimi wyłożona jest sala, pochodzą z
jednej ze szkół z Międzyrzecza Wołoskiego na Morawach. – Pojechałem po nie z
panem Kazimierzem Mazurkiem. W szkole wymieniali parkiet, a klepki im zostały
na górze. Znosiliśmy je więc z panem Mazurkiem. Dyrektor posłał wprawdzie
uczniów do pomocy, ale oni woleli siedzieć, zamiast nosić. W każdym razie
przywieźliśmy tego parkietu aż nadto – opowiada pan Józef.
Scena
w sali Domu PZKO kiedyś (na czarno-białym zdjęciu) i obecnie (na drugim planie). Fot. MK PZKO w Wierzniowicach
Wspomina też
grzędę z kurami i solidne żłoby, jakie znajdowały się w miejscu budowy, gdzie
miał powstać klub. – Techniczny dozór nad nami miał pan Ferfecki. Był raz na
kontroli. Siedzieliśmy tu, lało jak z cebra. Oprowadziliśmy go. Otworzyłem
drzwi do miejsca, gdzie miałby być klub i pokazałem, jak to wygląda. Powiedział
mi potem: jak otworzyłeś mi te drzwi i powiedziałeś, że tu będziecie mieli
klub, to pomyślałem, że nie jesteście normalni – uśmiecha się Józef Kubatko.
Ale powstał
i klub, i Dom PZKO z salą dla 120 osób i sceną, kuchnią oraz garderobą. Choć
nie był jeszcze gotowy członkowie koła postanowili przywitać w nim nowy 1975
rok. Nieotynkowane, surowe ściany przykryli zielonymi płachtami i kurtynami i w
takiej scenerii bawili się w sylwestrową noc.
Oficjalne otwarcie
Domu PZKO miało miejsce 28 czerwca 1975 r. Tego dnia padał rzęsisty deszcz,
który nie przeszkodził jednak w urządzeniu pochodu z przystanku autobusowego. O
program zatroszczyły się m.in. chór męski „Hejnał-Echo” z Karwiny, połączone
chóry z Lutyni Dolnej i Skrzeczonia, zespół taneczny z Suchej Górnej,
piosenkarze Festiwalu Piosenki Polskiej w Karwinie, Teatrzyk „Osa” pod
kierownictwem Otyli Rusek (Toboły) i zespół „Meteor”.
Bezlitosna
woda
Dom PZKO w Wierzniowicach
to dziś jedyne miejsce, gdzie można organizować przyjęcia okolicznościowe – bale,
wesela, obozy, urodziny. Korzystają z niego wszystkie organizacje, jakie
działają w miejscowości, a także spoza niej.
– Państwo
Tobołowie zawsze bez problemu udostępniają uczestnikom ogród, gdzie można robić
ogniska, festyny i inne zabawy – zaznacza Marcel Balcarek.
W ostatnich
latach dom sporo przeszedł. We znaki dała się zwłaszcza woda, szczególnie ta
sprzed roku.
– Nawet
powódź w 1997 roku nie wyrządziła takich strat, jak ta z września 2024 roku – przyznaje
prezes MK PZKO. Woda wdarła się do dolnej części Domu PZKO, sięgając do 40
centymetrów. Zniszczyła ściany i część wyposażenia. Do dziś trwa suszenie.
Skuto ze ścian tynk i podbitkę z sufitu, a używając metody iniekcji
krystalicznej wykonano nawierty w ścianie, gdzie wstrzyknięto pod ciśnieniem
preparaty z blokadą przeciwwilgociową. Docelowo pomieszczenia mają zostać
wyłożone kafelkami.
W ostatnich
dziesięciu latach w budynku m.in. wykonano remont pokrycia dachu nad główną
częścią, wymieniono okna, zrobiono ocieplenie i nową elewację oraz częściową
modernizację sali.
Prace
związane z budową Domu PZKO rozpoczęły się od rozbiórki starej stodoły. Fot. MK PZKO w Wierzniowicach
– Chcemy
modernizować nasz dom, ale nie mamy na tyle pieniędzy. W pierwszej kolejności
musimy wykończyć dół, który zalała woda. Do października ściany powinny być
suche, więc będzie można położyć tynki i kafelki. Konieczna jest modernizacja
kuchni i toalet, żeby dorównywały współczesnym standardom. Pisaliśmy już w tej
sprawie wnioski o dofinansowanie, w tym roku też je złożymy. No i trzeba
pomyśleć nad innym, bardziej ekonomicznym źródłem ciepła – wylicza Marcel
Balcarek. Wyzwań jest dużo. Ale teraz czas na świętowanie.
Jubileuszowy
festyn
Zabawa z
okazji 50-lecia Domu PZKO rozpocznie się w Wierzniowicach w sobotę 30 sierpnia
o 15.00. W programie występ zespołu ZPiT „Suszanie”, chóru „Zaolzie” z
Orłowej-Lutyni, pokazy gimnastyczne w wykonaniu „Gimnastów” z Wędryni, zabawa
taneczna z zespołem Old Boys Band, a wieczorem koncert zespołu Glayzy. Na
uczestników czekają m.in. wyśmienita lokalna kuchnia, domowe kołacze, dobre
napoje, bogata tombola z atrakcyjnymi nagrodami oraz specjalna strefa dla
dzieci z ciekawą ofertą, w tym koło szczęścia. Zabawa odbędzie się bez względu
na pogodę – organizatorzy przygotowali dwa ogromne namioty, pod którymi goście
festynu będą mogli spokojnie bawić się w razie deszczu.