niedziela, 6 lipca 2025
Imieniny: PL: Dominiki, Jaropełka, Łucji| CZ:
Glos Live
/
Nahoru

Gdzie kiedyś kopano węgiel, teraz rośnie las  | 04.07.2025

Śladami karwińskich kopalń Franciszka, Henryk, Hlubina i Jan Karol prowadził ostatni czerwcowy spacer Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Sportowego „Beskid Śląski”. Jego uczestnicy zatrzymali się w miejscach, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu tętniły życiem, a obecnie na większości z nich już tylko hula wiatr.

Ten tekst przeczytasz za 5 min. 30 s
Śladami karwińskich kopalni z PTTS „Beskid Śląski”. Fot. Beata Schönwald

Punktem wyjścia jest cmentarz w Karwinie-Kopalniach, miejsce pochówku ofiar tragedii górniczych z 1894 i 1895 roku. Ta pierwsza była efektem wybuchu na Franciszce i poniosło w niej śmierć 235 pracowników dołowych. Uczestnicy spaceru zatrzymują się przy ich wspólnej mogile, a także przy grobie inżyniera górniczego Celestyna Racka, który ruszył ginącym na ratunek. Druga katastrofa nastąpiła niespełna rok później na kopalni Hohenegger z udziałem 52 ofiar. Przewodnik wędrówki Piotr Twardzik przypomina okoliczności obu tych nieszczęść. Później, mniej więcej w połowie trasy, zatrzymają się jeszcze przy kapliczce Najświętszego Serca Jezusowego ufundowanej przez właściciela karwińskich kopalń Larischa na pamiątkę poległych w 1894 roku górników.

Szyby ukryte w zaroślach

Z cmentarza ok. 40 osobowa wycieczka udaje się do lasu, by na liczącej blisko 4 km trasie odkrywać wśród zarośli opłocone resztki dawnych szybów. Pierwszy napotkany należał do Franciszki, kopalni założonej w 1856 roku przez Henryka Larischa-Mönnicha. W tym samym czasie powstała kopalnia Henryk. Droga do niej prowadzi wzdłuż malowniczych Barteczkowych Stawów i dalej wśród drzew aż do miejsca, gdzie na horyzoncie pojawia się ceglany komin. Ponieważ otrzymał status zabytku techniki, nie podzielił losów pozostałych zabudowań Henryka.
 
GALERIE Spacer śladami kopalń
 
– Drugim zabytkiem techniki była maszyna wydobywcza firmy Siemens. Długo musieliśmy czekać, zanim otrzymaliśmy zezwolenie na jej rozmontowanie i przewiezienie do muzeum w Landeku – informuje przewodnik, kiedy grupa zatrzymuje się w pobliżu stopniowo zarastającego skrzyżowania dróg. Piotr Twardzik był ostatnim dyrektorem zakładu Henryk, który zakończył działalność w 1995 roku. – To była ogromna przestrzeń. Poniżej stała gospoda Altman z dużą salą, w której odbywały się tzw. czwartki bezpieczeństwa, po lewej stronie znajdował się parking, z którego droga prowadziła do ronda, którego widok zasłaniają teraz drzewa. Za nami stał budynek administracyjny, brama wjazdowa i budynek połączony z szybem, który jest obecnie opłocony – stara się przybliżyć obecnym układ stojących tu zabudowań. Jak zaznacza, po wybuchach metanu, które miały miejsce w latach 90. minionego stulecia w Ostrawie, aby zapobiec podobnym wypadkom, postanowiono zmapować stare szyby OKD, wybudować kominki odprowadzające gaz, a następnie teren opłocić. W okolicach, w których się znajdujemy, jest i wiele.

To było normalne miasto

Przystanek na Henryku sprzyja wspomnieniom. Większość uczestników spaceru to „dolanie”, byli pracownicy kopalń, ludzie, którzy pamiętają, jak wyglądała okolica zakładów wydobycia węgla w czasach ich świetności. Są więc wspomnienia na gospodę Altman i próby „Górnika”, w swoim czasie reprezentacyjnego zespołu Zarządu Głównego PZKO. Z rąk do rąk wędrują zdjęcia archiwalne, które udostępnił wycieczkowiczom Jan Cachel. Sam jednak nie mógł wziąć udziału w środowej eskapadzie. Dzięki nim łatwiej można sobie wyobrazić miejscową zabudowę.

No bo w końcu to było normalne miasto, z takimi ulicami, jak Górnicza, Palackiego czy Smetany. Po jednej z nich „beskidziocy” udają się w kierunku kopalni Jan Karol, z której ostatni wózek węgla wywieziono w 2021 roku, a obecnie na jej terenie trwają prace likwidacyjne. Po drodze mijamy jeszcze pozostałości po szybie czynnej do lat 60. ub. wieku kopalni Hlubina (znalazłam co prawda polską nazwę Głęboki, ale nie sądzę, by jej tu kiedykolwiek kto używał) i wreszcie dochodzimy do tylnej bramy kopalni Jan Karol. Razem w Franciszką, Henrykiem i Hlubiną od 1951 roku tworzyła tzw. wielką kopalnię Armii Czechosłowackiej i pod tą nazwą funkcjonuje do dziś.

I tu kończy się historia

Teren kopalni jest rozległy. Wchodzimy tu na specjalne zezwolenie. W dalszej wędrówce towarzyszy nam pracownik przedsiębiorstwa państwowego „Diamo” Vilém Uherek. Wśród uczestników spaceru rozpoznaje znajomych. Jednym z nich jest Emil Szostek, emerytowany główny mechanik tej kopalni. Takie spotkania po latach zawsze cieszą. Kiedy po prawej stronie mijamy warsztaty mechaniczne, przed naszymi oczami pojawiają się kopalniane szyby. Ten na wprost to Jama nr 2, w lewo skip, który wyciągał węgiel na powierzchnię i stąd wędrował na płuczkę, wprawo stał Jan, a Karol usytuowany jest nieco dalej w kierunku bramy.

Jeszcze kilka słów nt. bezpiecznego zasypywania nieczynnych już kopalń i zaliczamy ostatni przystanek spaceru – łaźnie górników. Na korytarzu zauważam plakat zapraszający pod koniec sierpnia na Dzień Otwarty kopalni. Tak z zakładu zatrudniającego w czasach swojej świetności powyżej 5 tys. pracowników powoli staje się muzeum.

Wycieczka robi sobie ostatnie wspólne zdjęcie z bannerem PTTS „Beskid Śląski” na schodach budynku, a potem Zbyszek Przeczek intonuje znaną górniczą piosenkę „Już się rozlega miły głos”. To już koniec tej dla jednych sentymentalnej, a dla innych odkrywczej wędrówki. Jest jednak dobra wiadomość – 30 lipca w Suchej Górnej odbędzie się kolejny spacer środowy z tematyką górniczą w tle. Połączony będzie z wyjazdem na wieżę byłej kopalni Franciszek.