Mimo że przebieg konklawe reguluje dziś konstytucja
apostolska „Universi Dominici gregis” z 1996 r. to, czy na wybór papieża nie
będą miały mimo wszystko wpływu różne państwa czy lobby?
– Nawet jeśli ktoś próbowałby wpływać na kardynałów, to
podczas konklawe mają obowiązek w swojej decyzji być wewnętrznie wolni i
kierować się wyłącznie dobrem Kościoła. Doskonale to obrazuje przysięga
kardynałów elektorów z 1996 r., która obliguje do rozstania się z jakimikolwiek
zobowiązaniami wcześniej podjętymi, nawet jeśli takie były. Przysięgają oni
wiernie służyć całemu Kościołowi i nigdy nie przestać bronić duchowych i
doczesnych praw oraz wolności Stolicy Apostolskiej oraz "strzec tajemnicy
zarówno przed świeckimi, jak i duchownymi o wszystkim, co w jakikolwiek sposób
tyczy się wyboru Biskupa Rzymu oraz o wszystkim, co dzieje w miejscu konklawe,
a co odnosi się pośrednio lub bezpośrednio do przebiegu głosowania. Przysięgają
także, że nie udzielą najmniejszej pomocy bądź wsparcia wszelkim inicjatywom,
przez które jakiekolwiek władze świeckie, lobby czy jednostki chciałyby
jakkolwiek wpływać na wybór Biskupa Rzymu. Ta przysięga jest konsekwencją długo
funkcjonujących w poprzednich wiekach „weta i ekskluzywy”. Podstawę prawną
ogłaszania ekskluzywy stanowiło ius exclusivae „prawo wykluczenia”. Kardynałom
pod karą ekskomuniki nie wolno ulegać jakiemukolwiek lobby.
Kiedy jednak patrzymy na konklawe z października 1978 r., to
duże znaczenie odegrał kard. Franz König, arcybiskup Wiednia, który miał
zasugerować kandydaturę kard. Karola Wojtyły, którą poparli wówczas m.in.
biskupi niemieccy, co można odczytywać jako znak polityczny.
– Kardynał Wiednia i kardynałowie niemieccy nie byli
przedstawicielami rządu austriackiego, niemieckiego czy jakiegoś lobby, tylko
zdecydowali tak w ramach własnej wewnętrznej wolności sumienia, kierując się
dobrem Kościoła. Gdyby zapytać ówczesnych rządów w RFN, NRD czy w Polsce, to
zapewne nie zgodziłyby się na taki wynik wyborów. Nie możemy więc mówić o
ingerencji zewnętrznej, nawet jeśli założymy prawdziwość tej pogłoski. Kardynałowie
elektorzy podczas konklawe mogą, a nawet muszą ze sobą rozmawiać. Wraz z
kolejnymi głosowaniami pokazującymi poparcie dla poszczególnych osób,
przekonywanie siebie nawzajem jest naturalnym elementem osiągnięcia konsensusu
przy wyborze biskupa Rzymu.
Nawet jeśli ktoś próbowałby wpływać na kardynałów, to podczas konklawe mają obowiązek w swojej decyzji być wewnętrznie wolni i kierować się wyłącznie dobrem Kościoła
Co się stanie, jeśli któryś z kardynałów faktycznie będzie
lobbystą?
– Zgodnie z prawem maksimum kardynałów elektorów to 120
duchownych. Obecnie jest ich nawet 135. To najwyższa liczba w historii
Kościoła. W związku z tym, nawet gdyby któryś z nich nadużył regulaminu
konklawe, to przy takiej liczbie szanse wpływu jakiegoś lobby na wybór papieża
są bardzo małe. Istota ewolucji konklawe, przepisów wyboru papieża, polegała
przez setki lat właśnie na tym, by nikt nie mógł w konklawe ingerować.
Fot. ARC
Nie zmienia to jednak faktu, że obserwujemy różne
stronnictwa w gronie kardynałów elektorów...
– Oczywiście są różne stronnictwa w Kościele, ale to nie są
partie czy frakcje polityczne w takim znaczeniu, jak obserwujemy to w życiu
politycznym, a więc że wystawiają swoich kandydatów, mają programy wyborcze,
które są związane z konkretną agendą polityczną, a całe Kolegium Kardynałów
jest albo po jednej, albo po drugiej stronie. Tak to tam nie działa, nawet
jeśli brzmi atrakcyjnie jako publicystyczna teza. Podziały wśród kardynałów są
i muszą być. Są to różnice wynikające z opinii, podejść, priorytetów. Na tym
polega piękno konklawe. Natomiast zdecydowanym nadużyciem semantycznym jest
stosowanie podziału na konserwatystów i progresistów, na lewicę i prawicę. Dodatkowo,
doświadczeni watykaniści mówią, że wśród elektorów na konklawe jest wielkie i
raczej nieokreślone centrum i doprawdy trudno ocenić, na kogo zagłosują
należący do niego kardynałowie. Można się domyślać charakteru stronnictw. W
2005 roku, po śmierci Jana Pawła II część kardynałów uznawała, że oto teraz
czas na kogoś innego, może z powrotem na Włocha. Druga część mogła z kolei
ocenić, że należy wybrać kontynuatora linii Jana Pawła II. Ale mogli być i
tacy, którzy stwierdzili, że nadszedł czas na kogoś zupełnie innego, kogoś z
zewnątrz. Tak, tego typu różnice poglądów tworzą stronnictwa, ale dalekie od
politycznego, frakcyjnego rozumienia konklawe, które wcale nie są scaloną grupą
jak znane nam z polityki partie. Wybór kard. Ratzingera pokazał, że wybrano
kontynuatora pontyfikatu Jana Pawła II. Zresztą było to bardzo krótkie
konklawe, bo po 24 godzinach mieliśmy już nowego papieża, którego wybrano przy
czwartym głosowaniu. Pokazało też, jak bardzo dziennikarze źle zarysowali
ówczesną sytuację w kolegium kardynalskim, choć to jedno z tych konklawe,
podczas którego trafnie wskazano faworyta. Po kilku latach dopiero stało się
oczywiste, że numerem dwa podczas tego konklawe był kard. Bergoglio. Nikt z
dziennikarzy wtedy, w 2005 roku, takiej możliwości nawet nie założył.
Co pokazuje nam zatem obecny skład Kolegium Kardynalskiego?
Czy są bardzo wyraźne stronnictwa?
– Pokazuje, że właściwie niczego nie przewidzimy. Czegoś,
nie wszystkiego, dowiemy się dużo później. Z rezerwą traktuję obecne w prasie
opisy Kolegium Kardynalskiego i konsekwencje, jakie z tego płyną. Przeważnie są
one dalekie od rzeczywistości. Tak bywało zresztą niemal zawsze w historii.
Podziały wśród kardynałów są i muszą być. Są to różnice wynikające z opinii, podejść, priorytetów. Na tym polega piękno konklawe
Na ile w dobie współczesnych mediów jesteśmy w stanie
ocenić, kogo wybiorą podczas najbliższego konklawe kardynałowie?
– Bardzo rzadko spekulacje i prognozy pokrywały się z
decyzjami konklawe, ponieważ mamy ciągle do czynienia z jednej strony z
sekretem i z drugiej strony z próbą zajrzenia przez dziurkę od klucza, czyli
wglądu w bardzo ograniczony wycinek tego, co będzie się działo w Kaplicy
Sykstyńskiej. Trafna prognoza zdarza się niezwykle rzadko, w skali historii to
zaledwie kilka procent. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest w efekcie
bardzo prosta. Nie da się w żaden sposób przewidzieć, jak zagłosuje grupa 120
kardynałów rozsianych w większości po całym świecie, którzy publicznie przecież
nie deklarują, na kogo oddadzą swój głos. Nie da się przewidzieć dynamiki
konklawe, bo przecież to kilka głosowań związanych ze zmianą preferencji
elektorów doprowadza do wyboru papieża. Medialna historia konklawe to właściwie
historia porażek wszelkich spekulacji. Ale konklawe medialne nie przestanie
istnieć. Wraz z rozwojem mediów społecznościowych, jeszcze bardziej się
uaktywni. Opinia społeczna, podzielona na bańki informacyjne, wystawi, a nawet
wykreuje swoich kandydatów. Tak jak dziennikarze w latach 70. weszli na
konklawe, tzn. w taki sposób zaczęli formułować depesze, że zdawało się, że są
jednymi z kardynałów i doskonale orientują się w sytuacji, podobnie w erze
mediów społecznościowych i cyfrowych właściwie każdy może stać się aktywnym
uczestnikiem medialnego konklawe, ogłaszając swoje preferencje, swoich
papabili.
Czy papież ma prawo złamać sekret i odsłonić kulisy
konklawe?
– Oczywiście, tylko że papież niczego nie łamie. Papież w
pełni dysponuje sekretem konklawe. On jest jej depozytariuszem i tylko on może
z niej zwolnić. Zarówno Jan Paweł II dość dużo powiedział o konklawe, kiedy
został wybrany, jak i Benedykt XVI i podobnie Franciszek, odsłaniając w zeszłym
roku pewną intrygę z 2005 roku. Gdyby to samo zrobił któryś z kardynałów bez
zgody Ojca Świętego, wówczas złamałby tajemnicę konklawe.
Fot. ARC
Czy są jakieś dokumenty, które mówią, że papież jest
suwerenem?
– Papież jest głową Kościoła, następcą św. Piotra. Ma władzę
wykonawczą, ustawodawczą, sądowniczą, a Kodeks Prawa Kanonicznego mówi o pełnej
i najwyższej władzy. Charakter tej władzy pokazuje obecna ciekawa sytuacja. Z
jednej strony Konstytucja Apostolska Universi Dominici gregis wskazuje, że
liczba kardynałów elektorów nie powinna przekroczyć 120, a papieże kreują ich
tylu, że w 2003 r. było ich, podobnie jak dziś kilkunastu więcej. To oznacza,
że decydujący nie jest zapis w konstytucji apostolskiej, który stanowi co
najwyżej "wskazówkę" dla papieży, lecz liczba kardynałów z prawem
wyboru i oni wszyscy wzięliby udział w ewentualnym konklawe, obecnie ponad
limit 120. Limit kardynałów wówczas wynoszący 70 zwiększył także papież Jan
XXIII (1958-1963), mimo że jego poprzednik Sykstus V (1585–1590) zapisał w
prawie kościelnym, że następcę św. Piotra powinno wybierać 70 kardynałów. Papieże
nie są w gorsecie decyzji swoich poprzedników, bo nie mówimy o rzeczach
dogmatycznych, tylko związanych z "władzą kluczy", na przykład
odpowiedzialności za prawo.
Czy są jakieś procedury konklawe na wypadek wojny czy innej
katastrofy naturalnej, która dotknęłaby Rzym? Czy np. konklawe mogłoby się
wówczas odbyć w innym miejscu?
– Możemy mówić o precedensach historycznych. Analogiczna
sytuacja była w roku 1799, kiedy papież Pius VI, widząc, że wojska Napoleona,
przyszłego cesarza, zajmą Rzym i delegalizują Kościół, znosząc urząd papieża,
kardynałów i wszystkie inne instytucje kościelne, zawiesił reguły czasu i
miejsca dotyczące konklawe, decydując, że to kardynał dziekan rozstrzygnie,
gdzie nastąpi wybór jego następcy. Z tego powodu, konklawe trwało od 30
listopada 1799 do 14 marca 1800 w Wenecji. W historii Kościoła było to jedyne
konklawe po soborze w konstancji w 1417 r. i ostatnie – poza Rzymem. Wybrano
wówczas Piusa VII. Natomiast papież Pius XII, przeczuwając, że Niemcy
hitlerowskie zajmą Watykan, przygotował swoją rezygnację, zgodnie z którą w
momencie aresztowania przestaje być papieżem, stając się zwykłym Eugenio Maria
Giuseppe Giovanni Pacelli. Przygotował również odpowiednie dyspozycje
umożliwiające konklawe, które wówczas mogłoby się odbyć w Portugalii. To
pokazuje, że na tego rodzaju sytuacje są zawsze wyjścia awaryjne i obowiązujące
przepisy nie stanowią niezmiennego gorsetu.
Jakie konkretnie są przygotowane obecnie dokumenty na tego
rodzaju ewentualności?
– Nigdy nie ma konkretnych dokumentów i zapisów. Universi
Dominici gregis nie zawiera zastrzeżeń typu: „gdyby konklawe nie mogło odbyć
się w kaplicy Sykstyńskiej” albo „gdyby nie mogło odbyć się w Rzymie”. Te przepisy,
którymi dysponujemy, określają tylko sytuacje optymalne. W razie potrzeby
regulamin można odnieść do faktycznych realiów. Odnowione reguły dotyczące
stwierdzenia śmierci papieża nie przewidują np. sytuacji, w której umiera on w
szpitalu bądź podczas podróży apostolskiej. Mamy napisane, że „papież umiera w
domu”. W związku z tym, istnieje pytanie, gdzie nastąpiłoby stwierdzenie zgonu
– po przewiezieniu ciała do kaplicy papieskiej, czy np. jeszcze w szpitalu? Śmierć
Jana Pawła II wpisała się w taki optymalny schemat. Gdyby sytuacja odbiegała od
tego schematu, wówczas istniejące reguły trzeba by było dostosować. To nie
byłby żaden problem i żaden precedens w Kościele. Podobnie było z rezygnacją
Benedykta XVI w 2013 i koniecznością dostosowania sede vacante do sytuacji,
kiedy nie ma pogrzebu i żałoby po śmierci papieża, również podobnie było ze
śmiercią i pogrzebem 10 lat później, gdy umierał papież-senior. Zarówno tzw.
Księga Konklawe jak i Księga Ceremoniału Śmierci Papieża nie przewidują, że
papież jest emerytem. Dostosowanie celebracji do obecnej sytuacji nie stanowi
problemu.
Papież jest głową Kościoła, następcą św. Piotra. Ma władzę wykonawczą, ustawodawczą, sądowniczą, a Kodeks Prawa Kanonicznego mówi o pełnej i najwyższej władzy
Kto w takiej sytuacji decyduje?
– Decyduje wówczas przede wszystkim urzędujący papież, tak
jak to było w 2013 roku, gdy jeszcze przed wejściem w życie swej rezygnacji
Benedykt XVI przygotował drobne modyfikacje, które mogłyby pomóc w przebiegu
konklawe. A jeśli już trwa sede vacante – odpowiada za to Kolegium
Kardynalskie. Po śmierci Benedykta XVI to Franciszek ostatecznie firmował
przebieg jego pogrzebu, który przygotowały odpowiednie komisje watykańskie,
głównie Biuro Celebracji Liturgicznych. W wypadku gdyby jakaś ekstraordynaryjna
sytuacja miała miejsce, to wówczas dziekan Kolegium Kardynalskiego, na
podstawie historii Kościoła, prawa, historii prawa, jego ewolucji – wiedziałby
doskonale, co zrobić. Sede vacante rozpoczyna się w dniu śmierci papieża bądź
jego rezygnacji. Zgodnie z dokumentami pogrzeb papieża musi odbyć się między 4.
a 6. dniem od sede vacante. Następnie jest dziewięć dni żałoby, po której,
między 15. a 20. dniem, musi rozpocząć się konklawe. Czas liturgiczny w takiej
sytuacji nie jest priorytetem. Kolegium kardynalskie ma do dyspozycji sześć
dni, by spośród nich wybrać jeden rozpoczynający wybory papieża. To
wystarczająco dużo, by wkomponować konklawe w jakikolwiek czas liturgiczny.
Kardynałowie nie raz przeżywali w klauzurze wyborczej i Wielką Noc, i Boże
Narodzenie, wtedy gdy konklawe trwały co najmniej kilka tygodni.
Czy istnieje możliwość przyspieszenia konklawe, żeby
rozpoczęło się wcześniej niż 15. dnia?
– Jeśli na miejscu będą wszyscy kardynałowie, to
teoretycznie konklawe mogłoby się rozpocząć nawet dwunastego dnia, jak to się
stało w 2013 roku. Pozwala na to poprawka Benedykta XVI, która powstała tuż
przed sede vacante w 2013 roku, tuż przed jego rezygnacją i dotyczyła sytuacji,
gdy nie ma pogrzebu i żałoby po zmarłym papieżu. Nie wiadomo więc, czy
kiedykolwiek znalazłaby zastosowanie w wypadku wakatu spowodowanego śmiercią
papieża, nie jest to w niej określone.