Podróże małe i duże Skałki: Śladami folkloru, cz. 3. Stanisław Hadyna w roli głównej | 08.01.2025
Koszęcin.
Dla zwykłego zjadacza chleba trudna do zlokalizowania śląska wieś, dla
historyków sztuki architektoniczna gratka, dla miłośników folkloru – słowo
klucz, niewymagające dalszych wyjaśnień. Swoją niemałą, choć środowiskowo ograniczoną
sławę zawdzięcza dwóm zespołom: jednemu z największych w Polsce neoklasycystycznych
zespołów pałacowych oraz Zespołowi Pieśni i Tańca „Śląsk”, który od momentu
powstania w 1953 r. obrał go sobie za siedzibę.
Ten tekst przeczytasz za 4 min.
Pomnik Mistrza Hadyny w Koszęcinie. Fot. Jakub Skałka
Jak
dostać się do Koszęcina, zapyta ktoś? Przez Karpętną i Wisłę, najlepiej
skracając sobie drogę górskimi szlakami. Czy to po drodze? Bynajmniej! Czy
warto? Lepszy szlak trudno byłoby wytyczyć.
***
Uspokoję
nieco osoby zaskoczone absurdem mojej propozycji. Koncepcja stanie się znacznie
czytelniejsza, jeśli spojrzy się na nią przez pryzmat pewnej sylwetki. Mam na
myśli charakterystycznego, szczupłego jegomościa z fajką w fantazyjnej
furażerce i pokaźnych okularach (image
w istocie godny „najdziwniejszego z dziwnych”, jak – nie bez szacunku – opisywać
go będzie córka), osobę nadającą duchowy sens całemu temu przedsięwzięciu –
Stanisława Hadynę.
Na
świat przyszedł w Karpętnej 25 września 1919 r., w domu wybudowanym przez
dziadka, wiślanina, który objął w niej stanowisko kierownika szkoły. Znamienny
fakt – korzenie sięgające przeciwnej strony umiłowanych Beskidów wielokrotnie będą
dawały o sobie znać, w końcu zaś upomną się o Hadynę na dobre, a wiślański
Groniczek stanie się miejscem jego ostatecznego spoczynku. Momenty te dzieli
jednak osiem długich dekad, wypełnionych pomysłami, planami, ambicjami i ciężką
pracą, która wielu z nich pozwoliła się ziścić.
Ten
wykształcony muzykologicznie kompozytor i dyrygent, podejmujący liczne (wcale
udane) próby literackie, z czasem coraz bardziej rozpoznawalny organizator polskiego
życia kulturalnego, nie wyszedł z próżni. Pierwszą szkołą muzyki, zwłaszcza zaś
miłości do małej Ojczyzny, był dom rodzinny; po zakończeniu edukacji w
cieszyńskim gimnazjum oraz miejscowej filii Śląskiego Konserwatorium Muzycznego
rozpoczął w Warszawie przerwane wojną studia.
.jpg)
Stanisław Hadyna ze swoimi współpracownkami z zespołu „Śląsk”. Fot. ZPiT „Śląsk”
Po jej zakończeniu powrócił do
nauki, studiując w Katowicach kompozycję i dyrygenturę. Lata powojenne to także
praca nauczycielska (zawdzięczać jej będzie tytuł profesorski, którym do końca
życia będzie honorowany) oraz pierwsze funkcje w administracji publicznej; czas
wydeptywania ścieżek i nawiązywania kontaktów, bez których nie mogłoby
urzeczywistnić się jedno z jego marzeń – „sui generis Zakon Sztuki, próba
stworzenia nowego typu jasnego społeczeństwa” – nie powstałby „Śląsk”. Rola założyciela
i wieloletniego kierownika artystycznego tej instytucji w przemożnej mierze
zdeterminowała bieg jego dalszego życia.
***
„Mogłem wybrać dziesięć innych dróg i zająć
się dziesięcioma innymi sprawami. Kusiła mnie pianistyka, dyrygentura,
reżyseria, teatr, film... kompozycja tak zwanej wielkiej muzyki. Odłożyłem moje
dwa koncerty fortepianowe i zaczęty trzeci... kilka naszkicowanych dramatów...
pierwszą część symfonii i monstrualną kantatę na obłędny skład
instrumentalno-wykonawczy, a zabrałem się do tworzenia ludowego Zespołu i
pisania piosenek, jakie można tworzyć pasąc krowy na łące” –ta i podobne
refleksje Hadyny z „W pogoni za wiosną”, jego literackiej spowiedzi, mogłaby
zostać odebrana jako niepokorna. Niesłusznie. Jest zrozumiałą konstatacją
człowieka, analizującego po latach konsekwencje podjętej decyzji, sumującego
poniesione trudy, zmarnowane szanse, doceniającego wszakże zawdzięczane im
owoce.
Trudno powiedzieć, kim byłby Hadyna bez
„Śląska”. Z czego by zasłynął, co ostatecznie opublikował, którymi z odznaczeń
i wyróżnień zostałby uhonorowany. Znacznie bardziej nurtuje mnie jednak
pytanie, jaki byłby Śląsk bez Hadyny. Ilu ludzi straciłoby szansę zachwycenia
się śląskim folklorem? Jak wiele łez wzruszenia jego pięknem nie zostałoby
uronionych? Ile pieśni i tańców zapomniano by bezpowrotnie? Ilu wspaniałych
artystów pozbawiono by szansy ujawnienia swojego talentu? Wreszcie – czy ktoś
odwiedzałby dziś Koszęcin?