Karwiniakom do pełni szczęścia wystarczył w niedzielę remis. Ranga meczu ugotowała niemniej gospodarzy do tego stopnia, że w pierwszej połowie przypominali zespół pieśni i tańca, a w drugiej zmęczoną ekipę nauczycieli wracających z zielonej szkoły.
Nie pomogły męskie słowa trenera Tomáša Hejduška, który ostrzegał przed Trzyńcem grającym o przysłowiową pietruszkę, a więc bez nerwówki. Widać to było zwłaszcza w drugiej połowie, w której goście podkręcili tempo i grozili nie tylko z kontrataków, ale też stałych fragmentów.
Po słabej pierwszej połowie doszło w karwińskim ataku do wymiany pokoleniowej – na boisku pojawili się Papadopulos z Bartlem, a na ławkę trafili Málek z Akinyemim. Obraz gry uległ jednak tylko kosmetycznej zmianie. W końcówce najwięcej zimnej krwi zachował doświadczony Bartl, który w pełnym sprincie płaskim strzałem wprowadził kibiców w stan euforii. 
Styl, w jakim karwiniacy wywalczyli awans do Fortuna Ligi szybko zostanie zapomniany. Liczy się tu i teraz, a teraz oznacza upragniony, najszybszy z możliwych powrotów do najwyższej klasy rozgrywek.
Do tematu wrócimy we wtorkowym, papierowym wydaniu „Głosu”.