czwartek, 1 maja 2025
Imieniny: PL: Józefa, Lubomira, Ramony| CZ:
Glos Live
/
Nahoru

Człowiek zwany Śląskim Szeryfem. Ballada o śląskim westernie | 16.07.2022

Kto teraz jeszcze kręci westerny? Znacie kogoś takiego? Na Górnym Śląsku jest taki jeden wariat, który robi to nieprzerwanie od lat 60. ubiegłego wieku. To Józef Kłyk, rocznik 1950, filmowiec-amator rodem z Bojszów koło Pszczyny…

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 30 s
Migawki z planu śląskiego westernu. Oczywiście tych produkcji jest całe zatrzęsienie. Tu wybraliśmy najbardziej intrygujące z realizacji cyklu „Szlakiem bezprawia”. Fot. ARC

W wielkim skrócie – filmowa wędrówka naszego bohatera zaczęła się już w młodości od wprawek komediowych w latach 60. XX w., nie do odróżnienia od oryginałów (Kłyk naprawdę udanie naśladował Charliego Chaplina czy Bustera Keatona). Potem pojawiły się odważniejsze fabularne tematy, jak choćby „Trzej muszkieterowie” (pierwsza realizacja w kolorze), do realizacji których Kłyk i przyjaciele z dzieciństwa przymierzali się po kryjomu.

– Trochę się wstydziliśmy tej naszej pasji, mieliśmy po kilkanaście lat – przyznaje pan Józef. Nagroda specjalna za »dotarcie do korzeni kina« Niedługo później przyszedł czas na poważniejsze próby westernowe, m.in. „Dyliżans do Kansas” (1969), „Emigrant” (1970/71), „Szeryf Wyatt” (1976), czego efektem była zrealizowana w latach 80. westernowa trylogia „Szlakiem Bezprawia” o przygodach Ślązaka Wawrzyna Złotko złożona z trzech części: „Człowieka znikąd” (1980/83), „Fulla śmierci” (1984/86) i „Wolnego człowieka” (1988/91).

Do tego gatunku bojszowski filmowiec powrócił wielokrotnie nagradzaną produkcją „Dwaj z Teksasu” (1999 r.), a także realizowanym w latach 2010-2014 „Śląskim szeryfem”. Bojszowskie produkcje filmowe były wielokrotnie nagradzane.

 Za western „Człowiek znikąd” na festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdańsku w 1984 roku Józef Kłyk otrzymał nagrodę specjalną dziennikarzy za „dotarcie do korzeni kina”. Zawodowi filmowcy nie kryli zaskoczenia tą ambitną produkcją, która wymykała się spod wszelkich reguł (film nie dość, że ambitny, imponujący rozmachem, to jeszcze realizowany bez budżetu).

Inny aspekt filmowej twórczości pana Józefa jest typowo „niewesternowy”, choć nie brakuje tu strzelanin i bijatyk. To przeważnie wojna albo powstania. W dorobku twórczym naszego bohatera znajdują się filmy o trudnej śląskiej historii, jak choćby powstańczy, „Bracia” (premiera w 2006 r.) czy paradokument z lat 70. „Ku Polsce”. A także filmy mówiące o przymusowym zaciągu Ślązaków do niemieckiego Wehrmachtu i tragediach rodzin z tym związanych („Czterech synów ojciec miał” – realizacja w latach 2001/3, „Nie wszystko mi wojna zabrała” – realizacja w latach 2007/9 roku). Bojszowski filmowiec nie unikał tematyki oświęcimskiej („Różaniec z kolczastego drutu”).

Pan Józef jest w zasadzie filmowym dinozaurem. Bo jest człowiekiem taśmy filmowej. Nie uznaje techniki cyfrowej. To znaczy – dla niego liczy się tylko taśma. Na niej kręcił (choć kamera wędrowała też w ręce aktorów – „filmowali ci co mieli wolne ręce”), sam montował wszystkie swoje filmy w latach 60., 70., i 80. No, tu już z niewielką pomocą nieistniejącej już telewizyjnej wytwórni Poltel i jej katowickiego oddziału. A także zagranicznych ekip telewizyjnych (od niemieckich, przez austriackie, po amerykańskie), które „zasilały” bojszowskiego filmowca w deficytową taśmę filmową, 16 mm. Wcześniejsze produkcje, z reguły nieme (dźwięk odtwarzano z magnetofonu szpulowego), nasz bohater realizował na ósemkach, taśmie 8 mm. Do dziś w jego saloonie-archiwum znajdują się oryginalne kamery (głównie rosyjskie), włącznie z analogowymi projektorami. Działają. Widziałem na własne oczy…

Dopiero lata 90. i technika wideo wymusiła na bojszowski szeryfie współpracę z filmowcami, którzy mieli opanowaną tą technikę. Tak samo było z późniejszą cyfrową rewoltą. Stąd też od lat 90. nasz bohater współpracuje kolejno z filmowcami amatorami: Wojciechem Wikarkiem, Janusz Wyderką, czy ostatnio – ze Sławomirem Dąbrowskim. Osoby te wspomagały go w montażu i udźwiękowieniu jego dzieł. 

 

Cały materiał w papierowym wydaniu Głosu.

Dr Grzegorz Sztoler to śląski publicysta i historyk archiwista. Mieszkaniec gminy Bojszowy, zawodowo związany jest z redakcją „Dziennika Zachodniego”, gdzie pracuje jako archiwista. Jest miłośnikiem śląskiego westernu, od ponad dwóch dekad upowszechnia twórczość niezależnego filmowca Józefa Kłyka. Prowadzi stronę Bojszowskiej Krainy Snów, wydał także w 2018 roku album o twórczości bojszowskiego filmowca pt. „Józef Kłyk. Serce mam w filmie”. Należy do Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego w Katowicach



Może Cię zainteresować.