Przyszłość wędryńskiej remizy strażackiej nie przestaje być gorącym tematem. Obecnie wszystko wskazuje na to, że problem zostanie rozwiązany najwcześniej po dwóch latach.
Według pierwszych ustaleń wszystko miało być proste. Dotychczasowy stuletni obiekt remizy miał zostać wyburzony, a w jego miejscu stanąć nowoczesny z wszelkimi wygodami. Z inicjatywą wybudowania godnego zaplecza wyszli miejscowi strażacy-ochotnicy, którzy nie chcieli już dalej znosić niedogodności, jakie niesie z sobą ciasna klitka bez wody i ogrzewania. Pomysł zrównania z ziemią stuletniego budynku trafił jednak na opór niektórych mieszkańców, którzy upatrują w nim świadka historii lokalnej, pisanej w dużej części przez miejscowych Polaków.
– Początkowo przeciw burzeniu było nas tylko dwóch – ja i radny David Peprník. To on porwał w pewnym momencie ludzi, przekonał ich do swoich racji, zebrał informacje o normach regulujących funkcjonowanie ochotniczych straży pożarnych – wyjaśnił wędryński radny Roman Zemene.
W ub. tygodniu sprawa remizy ponownie znalazła się na tapecie obrad samorządu gminnego. – Głosowanie miało dotyczyć końcowej wersji projektu nowej remizy. Aby został on przyjęty, zabrakło jednego głosu. Stanęliśmy więc niejako w martwym punkcie, bo jeżeli nie mamy uchwalonego projektu, nie możemy ruszyć z miejsca – poinformował „Głos” wójt Wędryni, Bogusław Raszka. Dodał, że na niepomyślny wynik złożyła się „różnorodność poglądów” wynikająca z tego, że część radnych w ogóle nie chce burzyć starej remizy, a nową wybudować w innym miejscu. Inni z kole uważają projekt za zbyt kosztowny i optują za jego bardziej oszczędną wersją. – Wygląda więc na to, że sprawę odłożymy i pozostawimy do rozwiązania nowym władzom gminnym, które zostaną wyłonione w jesiennych wyborach – dodał Raszka.