niedziela, 27 kwietnia 2025
Imieniny: PL: Sergiusza, Teofila, Zyty| CZ: Jaroslav
Glos Live
/
Nahoru

Hongkong na każdą kieszeń  | 04.06.2017

Targi elektroniki są częstym celem wyjazdów Jana Gałuszki, który zawodowo zajmuje się marketingiem i doradztwem w tej branży. Najczęściej podróżuje po Niemczech, Polsce i Słowacji. W kwietniu tego roku postanowił wybrać się na targi do Hongkongu i przy okazji przyjrzeć się życiu w tym specyficznym mieście, które co prawda leży na terenie Chin, lecz Europejczyk dostanie się tam łatwiej od Chińczyka.

Ten tekst przeczytasz za 7 min. 30 s
Jan Gałuszka na Victoria Peek, skąd rozciąga się piękny widok na Hongkong. Fot. ARC

– Potrzebowałem tylko paszport. Mieszkaniec Chin musi mieć pozwolenie, by wjechać na teren Hongkongu – zwraca uwagę przedsiębiorca z Suchej Górnej. Przypomnijmy, że Hongkong jest tak zwanym specjalnym regionem administracyjnym Chińskiej Republiki Ludowej. Chińską administracją został objęty dopiero w 1997 roku, wcześniej znajdował się pod wpływami brytyjskimi. W Hongkongu nadal obowiązuje prawo angielskie, łącznie z ruchem lewostronnym. Język angielski jest drugim językiem urzędowym na tym terenie i – jak przekonuje Gałuszka – z każdym można tam swobodnie porozumieć się po angielsku. Także wszystkie tablice i informacje w miejscach publicznych są dwujęzyczne.

Hongkong jest położony na półwyspie Koulun oraz przybrzeżnych wyspach. Jedną z największych jest wyspa Hongkong. To na jej terenie leży była stolica samodzielnego kraju, Victoria. Po przejęciu terytorium przez Chiny, Hongkong nie ma już oficjalnej stolicy, cały obszar uważany jest za jeden organizm miejski. Niemniej na wyspie Hongkong znajduje się szereg centralnych instytucji. Wyspa ta była też celem podróży Jana Gałuszki.

Górnosuszanin dobrze przygotował się do wyjazd. Cennych informacji udzielił mu znajomy, który bywał nieraz w Hongkongu. Najpierw poleciał samolotem z Warszawy do Moskwy, stamtąd bezpośrednio do Hongkongu. W sumie, lecąc w jedną stronę, spędził w powietrzu 11,5 godziny.

Miasto w pionie

Hongkong jest bardzo gęsto zaludniony. W Wikipedii czytamy, że średnio wynosi ona 6,2 tys. osób na kilometr kwadratowy, natomiast są miejsca, w których na tak małej powierzchni mieszka nawet ponad 40 tys. osób. Architekci i projektanci nowych budynków muszą brać to pod uwagę. Pełno tam wieżowców i drapaczy chmur. Do wielu z nich prowadzą bezpośrednie wyjścia ze stacji metra. Taki budynek to miasto w mieście. – Pod ziemią jest kilka poziomów z garażami, na dolnych dziesięciu piętrach nadziemnych rozlokowane są galerie handlowe, wyżej restauracje, na górnych piętrach mieszkania. Ludzie po powrocie z pracy nie muszą wychodzić na miasto, wszystko mają w jednym miejscu – opowiada Gałuszka. – Co więcej, drapacze stoją często na pylonach, pod którymi leży plac, gdzie odbywają się różne publiczne spotkania. Na jednym z takich placów widziałem jakiś happening zorganizowany przez kobiety.

W Hongkongu widoczny jest podział na warstwy społeczne, nie ma natomiast dzielnic bogatych i biednych, wszystko jest pomieszane. Do luksusowej restauracji przylega knajpka, gdzie można zjeść tani obiad. Podobnie jest z hotelami i budynkami mieszkalnymi – drogie stoją obok tańszych i najtańszych. – Hongkong jest miastem na każdą kieszeń. Każdy znajdzie tam dla siebie taki hotel, sklep czy restaurację, na jaki go stać – komentuje Jan Gałuszka. Lecz nie wszystkie rozwiązania są idealne. – Starsze wieżowce, które mają „tylko” 15-20 pięter, z wszystkich stron są otoczone nowoczesnymi, dwa razy wyższymi drapaczami chmur. To powoduje, że do starszych budynków przenika bardzo mało światła dziennego. Przekonałem się o tym na własnej skórze, ponieważ mieszkałem w hotelu, który mieścił się w takim właśnie wieżowcu zacienionym nową, wysoką zabudową. Mój pokój miał tylko osiem metrów kwadratowych razem z łazienką. Korytarz wyglądał dość odpychająco, lecz na czystość w pokoju nie mogłem narzekać. Wybrałem zakwaterowanie w cenie, za jaką w Niemczech dostałbym solidny hotel ze śniadaniem. Okazało się, że w Hongkongu trzeba trochę więcej zapłacić, by mieć podobny standard – śmieje się podróżnik.

Hotele w Hongkongu wyglądają inaczej niż w większości miast europejskich. Hotel zwykle nie jest osobnym budynkiem, lecz rozkłada się na kilku piętrach wieżowca. Bywa tak, że w jednym budynku jest kilka różnych hoteli.

– W centrum prawie nie ma zieleni, lecz wystarczy pojechać autobusem piętnaście minut za miasto i można mieć zieleni pod dostatkiem. Z uwagi na to, że sporo czasu spędzałem na targach elektroniki, nie miałem zbyt wiele okazji do zwiedzania. Jednak wygospodarowałem czas, by wybrać się na Victoria Peak – wzgórze z platformą widokową, skąd roztacza się piękny widok na cały Hongkong – opowiada mój rozmówca.

Ale jazda!

W zachwyt wprawiła go dobrze zorganizowana sieć miejskiego transportu publicznego.

– Wszędzie można szybko dojechać. System informacyjny jest bardzo dobry, nietrudno się więc zorientować, choć stacje metro są bardzo rozległe i z każdej prowadzi szereg wyjść. Policzyłem, że podróżowanie publicznymi środkami transportu wyjdzie taniej niż w Pradze. Myślę, że dzięki temu ludzie korzystają z niego i choć miasto jest tak gęsto zaludnione, nie widziałem na ulicach korków – chwali.

Wiele osób uważa, że Hongkong nie jest bezpiecznym miastem. Gałuszka czuł się tam bezpiecznie, co więcej – spotkał się z życzliwym podejściem miejscowych, którzy chętnie pomogli mu zorientować się, wskazali miejsca, których szukał. – Nawet facet, który przed sklepem z luksusowymi zegarkami oferował podróbki, pokazał mi drogę, choć nie ubił ze mną interesu – śmieje się Gałuszka. Jego zdaniem, człowiek czuje się bezpiecznie m.in. dzięki kamerom, które są zainstalowane niemal wszędzie. – Kiedy czekałem na parterze wieżowca na windę, widziałem na monitorze, jak wygląda wnętrze kabiny, kto w niej jedzie. Tak więc nawet młoda dziewczyna nie musi bać się wsiąść do windy z nieznanym facetem – dzieli się spostrzeżeniami.

Jana Gałuszkę interesował Hongkong nie tylko z punktu widzenia turysty czy mieszkańca, lecz przede wszystkim biznesmena. – Hongkong przypomina europejskie miasta. Również Chiny traktują go dziś jako bramę na świat. Jeżeli przedsiębiorstwo z Europy kupuje wyroby z Chin i chce mieć większą pewność, że utrzymane będą europejskie standardy, robi to za pośrednictwem firmy z Hongkongu. Wyjdzie co prawda drożej, lecz jest to bardziej bezpieczne rozwiązanie. Natomiast te firmy, które mają w Chinach własnych pracowników doglądających jakości, obejdą się bez tego pośrednictwa – tłumaczy przedsiębiorca.

Targi, które odwiedził, miały dwa zakresy tematyczne. Wystawiane były części elektroniczne, ale też gotowe produkty. – Było dużo modnych teraz dronów, elektronicznych hulajnóg, segwayów i podobnych pojazdów o napędzie elektrycznym. Firma z Europy po prostu zamawia produkcję w Chinach i sprzedaje wyroby pod własną marką – stwierdza Gałuszka.

Chińczycy znani są nie tylko z produkcji sprzętu AGD, ale też odzieży. – W mieście było dużo warsztatów krawieckich, które szyją na wymiar garnitury, koszule i inne rzeczy. Gdybym chciał, w trzy dni mogłem mieć gotowy garnitur uszyty specjalnie dla mnie i to po bardzo przyzwoitej cenie – zwraca uwagę.

Chińską odzież, telewizory i elektronikę możemy u nas zobaczyć na każdym kroku. W żadnym europejskim mieście nie natrafimy natomiast na rusztowanie z bambusa. – W Hongkongu przekonałem się, że nawet bardzo wysokie budynki można remontować przy użyciu takich rusztowań. W Chinach bambus jest łatwo dostępnym materiałem, bambusowe konstrukcje są trwałe, a równocześnie lekkie. Bardzo mi się podobały te rusztowania – przyznaje Jan Gałuszka.



Może Cię zainteresować.