Nie byłoby rozlicznych kontaktów, gdyby nie kolejne fora Mediów Polonijnych organizowane przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” czy posiedzenia Federacji Mediów Polskich na Wschodzie, za którymi z kolei stoi Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie”. Chyba nigdy nie przypuszczaliśmy, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy rozmawiać ze sobą w warunkach polowych.
W sierpniu 2019 roku na praktykach dziennikarskich w „Głosie”, organizowanych przez wspomnianą Fundację, gościliśmy Karinę Vysochanską i Eugeniusza Salo z „Kuriera Galicyjskiego”. Mieszkają w pobliżu Lwowa, gdzie swoją siedzibę ma dwutygodnik. W czwartek nie udało nam się z nimi skontaktować. Rozmawialiśmy natomiast z Wojciechem Jankowskim, redaktorem naczelnym pisma, który przyznał, że od początku pandemii część zespołu pracuje zdalnie i nie wszyscy są codziennie w redakcji. Ale po rozpoczęciu przez Rosję inwazji na Ukrainę, poza nim, w siedzibie „Kuriera Galicyjskiego” była jeszcze tylko osoba odpowiedzialna za skład gazety, a kolejny dziennikarz miał zjawić się niebawem. Trzech dziennikarzy w związku z rosyjską agresją zdecydowało się wyjechać do Polski.
– Do środy jeszcze nie było jakiegoś napięcia, choć zastanawialiśmy się, co zamieszczać w serwisie, a czego nie i jakie informacje podawać, żeby nie „podkręcać” atmosfery i nie wprowadzać paniki – powiedział nam wczoraj o ostatnich dniach pracy redakcji. – Dyskutowaliśmy o tym, ale tak naprawdę nikt z nas nie przypuszczał, że zdarzy się to, co wydarzyło się w czwartek rano.
Z Wojciechem Jankowskim rozmawialiśmy przed południem. Przyznał, że rano, jeszcze przed wyjściem do pracy, przeczytał o zamknięciu miejscowego lotniska.
– W piątek miałem lecieć do Warszawy, więc na pewno nie polecę – stwierdził. Dodał, że na ulicach Lwowa dało się zauważyć kolejki do bankomatów. W sklepie, w którym chciał kupić pastę do zębów, nie działał internet, dlatego płatność była możliwa tylko gotówką. A znajdująca się na jego ulicy piekarnia była zamknięta, co – poza świętami – wcześniej w ogóle się nie zdarzało.
– Zadzwoniłem do redakcyjnego kolegi, który pytał mnie, co ma robić. Czy siedzieć w piwnicy? Poradziłem mu, by w pierwszej kolejności zatankował samochód. Dzwonił przed chwilą. Mieszka na obrzeżach miasta i powiedział, że jest ogromny korek na obwodnicy. Ludzie wyjeżdżają ze Lwowa. Nie wiadomo, czy jadą w kierunku granicy, czy na prowincję. A po benzynę jest ogromna kolejka – relacjonował redaktor.
W poniedziałek „Kurier Galicyjski” ma iść do druku. Jankowski nie wyobraża sobie, żeby było inaczej. We wtorek gazeta powinna wyjechać do Przemyśla i zostać rozesłana pocztą. – Będziemy pracowali, jak zawsze. Na ile to tylko będzie możliwe i o ile będzie internet, bo już dowiedziałem się, że kolega z Kijowa nie ma dostępu do sieci – zaznaczył nasz rozmówca.
W najbliższym numerze zamierzają na bieżąco relacjonować wydarzenia. Pierwsza strona będzie związana z wojną, bo choć Rosja mówi o „wojskowej operacji”, dla mieszkańców Ukrainy to wojna, którą Rosjanie prowadzą już od 2014 roku.
– Nasza gazeta to dwutygodnik. Liczy 32 strony. Dlatego w numerze poza bieżącymi informacjami pojawią się też, jak zawsze, teksty krajoznawcze i historyczne. I będzie publicystka. Ona teraz jest jeszcze bardziej potrzebna, niż zwykle – przyznał redaktor „Kuriera Galicyjskiego”.