sobota, 3 maja 2025
Imieniny: PL: Jaropełka, Marii, Niny| CZ: Alexej
Glos Live
/
Nahoru

Męża poznała w Afryce  | 25.08.2018

Krystyna Baguma ma męża Kongijczyka. Małżeństwa z Afrykańczykami zdarzają się także w naszym regionie, lecz historia tej pary różni się od pozostałych.

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Krystyna i Asimwe Samuel Baguma mieszkają razem z córeczką Izabelką w Trzyńcu. Fot. DANUTA CHLUP

Asimwe Samuel Baguma nie przyjechał do Europy na studia czy w ramach jakiegoś projektu międzynarodowego. Młoda trzyńczanka poznała go w jego rodzinnym kraju.

Spotykamy się w kawiarni w trzynieckiej bibliotece. Młoda rodzinka, z którą siadam do stolika, przykuwa uwagę. On czarny, ona blondynka, w wózku leży sześciomiesięczna Izabelka, dziewczynka o urodzie typowej dla dziecka z takiego związku.

W jakich okolicznościach poznało się tych dwoje młodych ludzi? Mówiąc krótko – Samuela i Krystynę połączyła praca charytatywna.

– Przed około dziesięciu laty zaczęłam pracować na rzecz organizacji „Serce dla Afryki”. Te działania prowadzą państwo Stefan i Lidia Ruccy w zborze ewangelickim w Oldrzychowicach. Pięć lat temu zaproponowali mi wyjazd do Demokratycznej Republiki Konga, gdzie płynęła pomoc także z Oldrzychowic – Krystyna (z domu Sikora) rozpoczyna swoją opowieść. – W mieście Bunia Amerykanie wybudowali ośrodek dla dzieci osieroconych w wojnie domowej ze szkołą i przychodnią lekarską, z którym współpracuje „Serce dla Afryki”. Pojechałam tam z kolegą, Lukášem Kaletą. Dołączyliśmy do grupy z Ameryki. Mieliśmy zrobić rozeznanie, jakie są potrzeby, w jaki sposób najlepiej można pomagać. To była moja pierwsza podróż do Afryki. Afryka była inna, niż się spodziewałam i przyrosła mi do serca. Ludzie, których tam poznałam, nie różnili się od nas aż tak bardzo, jak oczekiwałam. Byli mili, serdeczni, weseli. Problemem była bariera językowa, ponieważ oni mówili po francusku, a my po angielsku. Tam poznałam swojego przyszłego męża. Samuel znał angielski, pracował w Bunii jako nauczyciel w szkole dla sierot oraz prowadzący młodzież w miejscowym kościele anglikańskim. 

Po dwóch tygodniach Krystyna i jej kolega wrócili do domu. Relację z ich podróży zamieściliśmy w 2013 roku w naszej gazecie. Ale na tym nie skończyła się ani pomoc płynąca z Trzyńca do Konga, ani znajomość Krystyny z Samuelem. Przez kolejne dwa lata utrzymywali kontakty prze media społecznościowe. Na odległość rozpoczęli pracę nad nowym projektem wspierania studentów. Chodziło o wsparcie finansowe Kongijczyków, którzy skończyli szkoły średnie i mieli dalej iść na studia pedagogiczne, by później pracować z dziećmi.

Sytuacja w Kongu w międzyczasie zaostrzyła się, było niebezpieczne, dlatego następne spotkanie Krystyny i Samuela, dotyczące wspomnianego projektu, odbyło się w sąsiedniej Ugandzie. – W czasie naszego drugiego spotkania w Ugandzie zdecydowaliśmy się, że byłoby fajnie się pobrać, ale tak do końca nie wierzyliśmy, że to będzie możliwe, ponieważ to bardzo trudny proces – opowiada trzyńczanka. – Nasz ślub odbył się w zeszłym roku w ambasadzie Demokratycznej Republiki Konga w stolicy Ugandy – Kampali. Ze względu na sytuację w Kongu nie mogliśmy wziąć ślubu w tym kraju. Bardzo długo trwało załatwianie przedślubnych formalności. Moje dokumenty wędrowały z metryki w Trzyńcu do Ostrawy, stamtąd do Pragi i wreszcie do Berlina, gdzie znajduje się ambasada Ugandy. Po ślubie mąż musiał wrócić do Konga. Kolejnych sześć miesięcy czekaliśmy, nim nasze małżeństwo zostało zalegalizowane przez władze czeskie i Samuel mógł wreszcie złożyć wniosek o wizę do Republiki Czeskiej.

Ceremonia ślubna odbyła się w wąskim gronie: Krystynie towarzyszyli tylko jej brat i mama, brat Samuela reprezentował jego rodzinę. Prócz tego obecny był także kolega, pastor Tomasi, który pomagał młodej parze orientować się w Kampali oraz kilku innych znajomych, w tym księżniczka ugandyjska, Agnes. Wesele było małe, ale radosne.

Teraz młoda para mieszka wreszcie razem w Trzyńcu. Samuel jest zadowolony, cieszy się, że rodzina żony dobrze go przyjęła. Za problem uważa natomiast barierę językową. Mówi po francusku, angielsku (także z żoną), prócz ojczystego języka kinyoro zna kilka innych języków afrykańskich. Tu jednak nie obejdzie się bez znajomości czeskiego. Znalazł pracę, uczy się naprawiać telefony komórkowe, lecz marzy o czymś więcej. – Moje plany na przyszłość? Teraz chcę się przede wszystkim nauczyć czeskiego, by znaleźć dobrą pracę i zabezpieczyć finansowo rodzinę – przekonuje. W Kongu skończył licencjackie studia pedagogiczne, lecz czeskie urzędy nie uznały mu na razie nawet matury. Chciałby kształcić się w Czechach, pójść na studia pedagogiczne lub związane z pomocą humanitarną.

Cały artykuł w ostatnim, papierowym wydaniu "Głosu": 


Może Cię zainteresować.