W ub. sobotę w katedrze Boskiego Zbawiciela w Ostrawie przyjęło święcenia kapłańskie dwóch kleryków z diecezji ostrawsko-opawskiej. Rok temu tylko jeden. Czy mała liczba powołań to sygnał, że w parafiach katolickich w naszym regionie z biegiem lat zabraknie duszpasterzy?
Wikariusz biskupa ds. powołań, ks. Adam Rucki, uważa, że na razie nie ma powodu, by bić na alarm. – Po aksamitnej rewolucji przyszła duża fala powołań i w tej chwili 35-40-latkowie tworzą decydującą większość kapłanów. Te osoby nawet za 20 lat będą nadal aktywnie służyć Kościołowi, dlatego myślę, że nie jest wcale tak źle. Zwłaszcza że Bóg daje zawsze tyle, ile potrzeba – przekonuje ks. Rucki, dodając, że sytuację w dużej mierze ratują księża z Polski.
Chociaż ks. Rucki optymistycznie patrzy w przyszłość, nie ukrywa jednak, że droga współczesnych młodych mężczyzn do kapłaństwa jest o wiele bardziej wyboista, niż była w czasach w jego młodości.
– W dzisiejszych czasach młodzi ludzie mają o wiele więcej możliwości i „pokus”, niż my mieliśmy. Poza tym dzisiejszym młodym brakuje odwagi. Boją się podejmowania całożyciowych decyzji i wynikającej z tego odpowiedzialności, co widoczne jest również w przypadku zawierania związków małżeńskich – ocenia wikariusz ds. powołań, który wcześniej jako ojciec duchowny w ołomunieckim seminarium odpowiadał za formację duchową tamtejszych kleryków. Tam też był świadkiem wielu dylematów, które rozwiązywali adepci kapłaństwa. – Obecnie nie jest wyjątkiem, że nawet klerycy na czwartym roku studiów jeszcze zastanawiają się, czy mają powołanie. Dla mnie to było zaskoczeniem, bo w moich czasach, jeżeli ktoś decydował się na kapłaństwo, to dochodził do końca. Rezygnowały jednostki. Tymczasem dziś do święceń dochodzi połowa – stwierdza ks. Adam Rucki.