piątek, 3 maja 2024
Imieniny: PL: Jaropełka, Marii, Niny| CZ: Alexej
Glos Live
/
Nahoru

Ze szkoły prosto na stok | 07.01.2017

Na nartach zaczęła jeździć w wieku trzech lat, potem jako uczennica reprezentowała czeskocieszyńską podstawówkę na dorocznych Zjazdach Gwiaździstych. W szkole jednak bardziej od lekcji wuefu lubi języki. Magda Górniak, trzecioklasistka Polskiego Gimnazjum im. Juliusza Słowackiego w Czeskim Cieszynie, tegoroczny sezon zimowy spędzi jako instruktorka jazdy na nartach w ośrodku na Białej (Bilá).

Ten tekst przeczytasz za 2 min.
Magda Górniak twierdzi, że zdać egzamin instruktorski wcale nie było łatwo.Fot. BEATA SCHÖNWALD

Dlaczego akurat Biała? Często tam jeździsz na narty?

Właśnie że nie. Mieszkam w Czeskim Cieszynie i z rodzicami zwykle jeździmy na narty do Istebnej albo czasami też do Mostów koło Jabłonkowa. Na Białej nigdy wcześniej nie byłam. Tak się jednak złożyło, że w Internecie trafiłam na ogłoszenie o kursach instruktorskich organizowanych właśnie przez ten ośrodek. Pomyślałam, czemu nie miałabym spróbować.

Ile kosztuje taki kurs?

Wbrew pozorom wcale nie jest taki drogi. Tym bardziej, że płaciłam tylko połowę z tym, że drugą część odpracuję na stoku. Tak były nastawione warunki. Myślę, że korzystnie dla obydwu stron. Dla mnie liczyła się dobra cena i możliwość pracy zaraz po uzyskaniu certyfikatu. Ośrodek zaś w ten sposób ma zagwarantowane, że w ciągu sezonu nie zabraknie mu instruktorów. Do odrobienia mamy bowiem każdy aż 100 godzin.

Znaczy, że teraz każdą wolną chwilę będziesz spędzać na Białej?

Na pewno wszystkie weekendy i tygodniowe ferie wiosenne też.

Jak długo trwa taki kurs i czy trudno zdać egzamin?

To może się różnić w zależności od ośrodka. Ten nasz trwał pięć dni i miał przygotować nas do tego, byśmy potrafili nauczyć małe dzieci podstaw jazdy na nartach od momentu zakładania nart na nogi aż po samodzielną jazdę. Muszę przyznać, że było to trudniejsze, niż myślałam. Kiedy człowiek tyle lat jeździ na nartach, nie pamięta już podstaw. Szusowanie po stoku dla własnej przyjemności to zupełnie coś innego niż jazda przepisowym pługiem. Niemniej jednak na egzaminie końcowym musieliśmy się tym wszystkim wykazać. Wielu było zaskoczonych tym, jak wielkie wymagania stawiano nam odnośnie techniki jazdy. Moje najlepsze oceny to były trójki, ale były też osoby, którym trafiały się piątki. Ponadto sprawdzano nas ze znajomości teorii i metodyki. Oprócz praktycznych zajęć w ciągu dnia były więc jeszcze noce spędzane nad książką.

Cały wywiad w sobotniej rubryce "Gimplok" w drukowanym wydaniu gazety.



Może Cię zainteresować.