wtorek, 11 lutego 2025
Imieniny: PL: Bernadetty, Marii, Olgierda| CZ: Božena
Glos Live
/
Nahoru

Rozmawiamy z Anną Witczak-Czerniawską z zespołu Dikanda, który wystąpi 23 stycznia w Mostach na Polskim Czwartku | 16.01.2025

Pokornie stajemy cały czas przed widownią, za każdym razem chcąc dać wszystko to, co w nas najlepsze – zapewnia Anna Witczak-Czerniawska z zespołu Dikanda. Już za niecały tydzień wielkie wydarzenie muzyczne w regionie – w ramach Polskich Czwartków organizowanych przez Kongres Polaków w Republice Czeskiej z repertuarem kolędowym, ale nie tylko, wystąpi formacja, która sprawnie porusza się po różnych gatunkach muzycznych, mieszając style i konwencje, przez co wprost „zmusza” widzów do podniesienia się z krzeseł i wspólnej muzycznej fiesty.

Ten tekst przeczytasz za 10 min. 15 s

Gracie na całym świecie. Występowaliście między innymi w Bangladeszu, Indiach, Stanach Zjednoczonych, Szwajcarii… W czwartek 23 stycznia pojawicie się w Mostach koło Jabłonkowa. Jakie jest twoje pierwsze skojarzenie z Zaolziem?
– Polacy i Czesi mieszkający obok siebie, styk granic, Halina Mlynkowa, swoją drogą koleżanka z estrady w ramach projektu „Panny wyklęte”, za którym stał Dariusz Malejonek. 

Koncert w Domu PZKO Kasowy (wstęp jest darmowy) odbędzie się pod hasłem „Hej Hej Lelija”. Lelija to ludowa melodia dudziarska pochodząca z Wielkopolski. Ale chyba nie o to chodzi…
– Zacytuję może słowa naszej kolędy: „Hej, hej Lelija, panna Maryja, hej porodziła Pana Jezusa, panna Maryja…”. „Lelija”, czyli piękna, czysta. Tak nazywano tradycyjnie Maryję.

A zatem wystąpicie z repertuarem kolędowym. Jak duże znaczenie przywiązujecie do kolęd?
– W 2020 roku nagraliśmy płytę z kolędami. Znalazł się na niej między innymi bardzo stary utwór „Oj siano, siano” (Ania zaczyna śpiewać: „Śliczna panienka, Jezusa zrodziła, w stajni powiwszy, siankiem go okryła. Oj siano, siano, siano jak Lelija, na którym kładzie Jezusa Maryja”). Na próżno go szukać we współczesnych śpiewnikach kolędowych. Być może pojawia się w starych, zakurzonych książeczkach do nabożeństw.
Znam tę kolędę z posiad rodzinnych. Wykonuje ją moja matka chrzestna Małgorzata. Udało nam się „uchwycić” jej śpiew. Wykorzystaliśmy do tego najprostszą z możliwych aranżację – basy z akordeonem, do tego głos cioci i mój. Nagraliśmy to wszystko w jej domu. Realizator, jak to w studiach nagrań bywa, posadził nas w osobnych pomieszczeniach, założył słuchawki i powiedział: „śpiewajcie”. Wszystko fajnie, ale ciocia się nie odezwała. Wtedy realizator zapytał: „Słyszy pani Anię w słuchawkach?”. W odpowiedzi padło: „Słyszę”. Kiedy zapytał, czemu ciocia nie śpiewa, ta odparła: „muszę na nią patrzeć”.
Z tej kolędy prawda aż kipi. Są też inne utwory, w których nie zmieniliśmy ani linii melodycznej, ani słów, natomiast czasami przyspieszyliśmy tempo albo przełożyliśmy akcent rytmiczny na nasze typowo Dikandowe aranżacje. Pojawia się więc rytm Pojawia się więc rytm „aksak” – rytm „kulawego konia”.

Część z nas deklaruje się jako praktykujący katolicy, więc kolędy wpisują się w tradycję, opowiadają o wydarzeniach bardzo ważnych, kluczowych – narodzinach naszego Zbawiciela, ale dla pozostałych, którzy się uważają za niewierzących albo niepraktykujących na pewno stanowi niezmiernie bogate dziedzictwo.  

Jest na płycie „Kolęda, kolęda” też piękna kompozycja „Mizerna cicha” z akompaniamentem kamale ngoni, instrumentu afrykańskiego (rodzaj harfy) oraz z pięknym śpiewem Kasi. Albo „Gore gwiazda Jezusowi”, która w polskiej tradycji jest skoczna, śpiewana w rytm polki, a my użyliśmy saza z Turcji. Gdyby się tak mocno zagłębić, gdzie poruszała się Święta Rodzina, to saz jest takim instrumentem, na którym Matka Boska mogła akompaniować sobie podczas śpiewu.
Odpowiadając na pytanie o znaczenie kolęd, dla każdego z nas jest inne. Część z nas deklaruje się jako praktykujący katolicy, więc kolędy wpisują się w tradycję, opowiadają o wydarzeniach bardzo ważnych, kluczowych – narodzinach naszego Zbawiciela, ale dla pozostałych, którzy się uważają za niewierzących albo niepraktykujących na pewno stanowi niezmiernie bogate dziedzictwo. Także dziedzictwo muzyczne. Może to zabrzmi nieskromnie, ale nagrane przez nas kolędy są wartościowe, piękne, porywające. Wszystkie te kolędy i inne utwory zabrzmią właśnie w Mostach koło Jabłonkowa.

– Czy używając języka potocznego, wy te kolędy trochę zdynamizowaliście?
– Cześć zdecydowanie tak, ale oczywiście jednocześnie staraliśmy się nie przekroczyć granicy dobrego smaku, czyli tej naszej Dikandowej dzikości. Opowiadamy historię o narodzeniu Boga, więc te utwory nie mogą kipieć taką zmysłowością, jak inne, ale rytmy – uwierz mi – potrafią być dzikie i na każdym naszym koncercie kolędowym ludzie tańczą, czy my tego chcemy, czy nie. Dla równowagi są też kolędy wyciszone, jak wspomniana już „Mizerna cicha”, która płynie powoli, opowiadana głosem Kasi. Bliskie sercu, rozgrzewające jak grzane wino z porządnymi przyprawami.

W Domu PZKO w Mostach koło Jabłonkowa zapowiada się duże muzyczne show. Fot. Dikanda.com

Ale z drugiej strony mamy przecież karnawał, zwany też mięsopustem, w którym się bawimy…

– Dokładnie tak. Okres kolędowania to nie jest czas zadumy, Wielki Post, ale okres radowania się. A w tradycji polskiej także czas spożywania zacnych trudnych – w czasie tradycyjnego kolędowania chodzi się przecież od domu do domu, gdzie w każdym kątku coś się chowa i dla kolędników „wytacza” te wspaniałości. Nierzadko w ostatnim z domostw kolęda kończy się stanem stanem dalekim od idealnej trzeźwości. Oczywiście, wszystko odbywa się z klasą i wdziękiem.

Reklamuje was jako jeden z najważniejszych zespołów nurtu world music w Polsce. Czy lubicie takie szufladkowanie? Czy to jest tylko na potrzeby marketingu, promocji, skoro i tak wymykacie się wszelkim schematom?
– Wiadomo, że każdy zespół chce się wymykać wszelkim schematom. My gramy muzykę, która nas samych porywa, wydobywa się z naszych serc, umysłów, wrażliwości. Dikandowa droga zaczęła się tak, że uczyliśmy się muzyki tradycyjnej, spotykaliśmy się na festiwalach z tradycyjnymi muzykami z całego świata; przypomnę, że to były czasy bez internetu. Z czasem zaczęliśmy szukać coraz więcej swojego, nie da się ukryć, że poruszamy się w world music, bowiem czerpiemy brzmienia, rytmy z muzyki etnicznej naszej, ale też Bliskiego Wschodu, Afryki i wielu regionów świata.

Przecież pewnie wiele osób zna takie uczucie: osiągnąłem/am sukces, mam wokół siebie bliskich; słowem mam wszystko, a mimo to budzę się rano i czuję rozszarpującą pustkę, która potrafi dławić. 

Jeżeli ktoś nas określa jednym z najważniejszych zespołów world music w Polsce, to może trochę przez „zasiedziałość”, bo my gramy już prawie 30 lat. I cały czas ewaluujemy, wraz z narodzinami naszych dzieci, śmierciami naszych bliskich, wieloma godzinami spędzonymi w busie, w hotelach. Cieszymy się, gdy ludzie zauważają, że tworzymy grupę. Bo rzeczywiście tak jest. Zespół istnieje od 1997 roku, znamy się nierzadko dłużej niż z naszymi partnerami. Nie stoimy w miejscu, cały czas myślimy nad czymś nowym. Dikanda może być ważna dla tego świata, bo zanosimy muzykę w świat, często bez sztucznej promocji. Bywały festiwale, na które przyjeżdżaliśmy kolejny raz, bo chciała tego publiczność, gdzieś nas zapraszano. Jednocześnie na pewno nie czujemy się zadufani w sobie, pokornie stajemy cały czas przed widownią, za każdym razem chcąc dać wszystko to, co w nas najlepsze.

Przywołam utwór „Miłość”, w którym śpiewasz tak: „A ja wiem na pewno, to nie sen, że jest miłość, co nie kończy się”. Czy miłość to dla ciebie najważniejsze słowo?
– Zdecydowanie tak. Te słowa, ta piosenka same przyszły do mnie. Traktuję to jako cud. Kiedy pisałam ten utwór, w pierwszej chwili pomyślałam o moich rodzicach i ich długoletnim małżeństwie. Z czasem jednak doszłam do wniosku, że nie chodzi tylko o relację między dwojgiem ludzi, ale o coś więcej, za czym każdy człowiek tu, na Ziemi, tęskni i próbuję sobie tę miłość zastąpić. Dlatego są w „Miłości” takie słowa: „Ciemna noc, tyle łez i tęsknota dręczy Cię, bębna rytm, wina smak, nie ukoisz jej”. Przecież pewnie wiele osób zna takie uczucie: osiągnąłem/am sukces, mam wokół siebie bliskich; słowem mam wszystko, a mimo to budzę się rano i czuję rozszarpującą pustkę, która potrafi dławić.

Moim zadaniem, jako muzyka, jest nieść piękną muzykę, gdzie się tylko da i dla kogo się da. Jeździmy praktycznie wszędzie, gdzie jesteśmy zapraszani. Zagralibyśmy pewnie także w Dubaju, mając świadomość, że nie wszystkie kobiety mogą go zobaczyć. Wystąpimy zatem na festiwalu katolickim, na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy czy dla muzułmanów. 


Jak dla mnie, taka cicha tęsknota każdego człowieka, mniej lub bardziej uśmierzana, to właśnie jest miłość, czyli Bóg.
Ale ile ludzi, tyle interpretacji tego utworu…

Wielu artystów w Polsce narzekało na poprzednią władzę. Mówił o tym na przykład Krzysztof Trebunia-Tutka, lider zespołu Trebunie-Tutki, który wystąpił na ubiegłorocznym Polskim Czwartku. Czy dla was, po objęciu rządów przez nową ekipę, coś się zmieniło?
– Dla nas nie ma żadnego znaczenia, kto jest u władzy. Wszyscy politycy grają do jednej bramki. Pamiętam koncert w Izraelu, przed którym otrzymaliśmy e-maile z prośbą o jego zbojkotowanie lub powiedzenie czegokolwiek ze sceny. Nie zrobiliśmy tego, choć prywatnie na pewno bliżej jest mi do Palestyny.
Moim zadaniem, jako muzyka, jest nieść piękną muzykę, gdzie się tylko da i dla kogo się da. Jeździmy praktycznie wszędzie, gdzie jesteśmy zapraszani. Zagralibyśmy pewnie także w Dubaju, mając świadomość, że nie wszystkie kobiety mogą go zobaczyć. Wystąpimy zatem na festiwalu katolickim, na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy czy dla muzułmanów.
Jako Dikanda nie angażujemy się w życie polityczne, bo w dzisiejszych czasach bardzo łatwo jest się w tym wszystkim zakręcić i pogubić. Oczywiście każdy z nas ma poglądy, często się ze sobą kłócimy, choć w drodze na koncerty, ale nie przenosimy tych emocji na scenę.




Może Cię zainteresować.