piątek, 16 maja 2025
Imieniny: PL: Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty| CZ: Přemysl
Glos Live
/
Nahoru

Bukowiec: uśmiech ze ściany stodoły | 15.05.2025

Taka forma może docierać bardziej do młodzieży, niż pomniki, czy tablice pamiątkowe. Ciężko w końcu przejść obojętnie obok postaci ze starej fotografii, która uśmiecha się do nas ze stodoły – mówi Arkadiusz Andrejkow, artysta malarz, który na stodole w Bukowcu namalował właśnie deskal ukazujący Adama Ćmiela, wieloletniego wójta Bukowca. To projekt Kapeli "Lipka" współfinansowany przez Kongres Polaków w RC. Oficjalna prezentacja dzieła w najbliższą niedzielę 18 maja o 15.00. Artysta odpowiedział na kilka naszych pytań.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 15 s
Arkadiusz Andrejkow na tle deskalu w Bukowcu. Fot. ŁUKASZ KLIMANIEC

Wygląda na to, że stał się pan specjalistą od deskali na Zaolziu…
– Rzeczywiście tak to wygląda, że tutaj powstają prace na stodołach spod mojej ręki. Bardzo mnie to cieszy, bo jeszcze do ubiegłego roku moje prace na stodołach można było zobaczyć tylko w Polsce, w moich okolicach. Tymczasem przekroczyłem taką umowną granicę. Był Piosek, teraz jest Bukowiec. Fajnie, że już druga praca powstaje w tym regionie.

Byłem poprawiany, że na stodole nie może być mural, ale właśnie deskal. I tak się przyjęło. Używam jednak tych samych materiałów – czy to jest ściana murowana, czy ściana z desek. 

Maluje pan postać Adama Ćmiela. Czym ten deskal różni się od deskalu Marii „Chraścinki” Suszkowej, jaki namalował pan w ubiegłym roku w Piosku?
– Różni się rozmiarami. Deskal w Bukowcu jest przynajmniej o połowę większy. Tutaj też deski są ciemniejsze, a na ciemnych trochę trudniej się maluje. Ale kompozycyjnie i wizerunkowo to podobne prace przedstawiające postać od głowy do pasa. Patrząc na te fotografie, z których malowałem, wydaje mi się, że obie mogły zostać wykonane w podobnym czasie. Ziarnistość fotografii, stylistyka i światło są bardzo podobne. Poza tym bardzo przyjemnie maluje się z tych zdjęć. A nie zawsze stare fotografii są odpowiednie do malowania.


Czym różni się deskal od muralu?
– Przede wszystkim powierzchnią, na której powstaje. Słowo „deskal” wymyślili odbiorcy mojej sztuki. Nieraz chwaląc się jakąś pracą wykonaną na stodole, opisywałem ją jako mural. Byłem wtedy poprawiany, że na stodole nie może być mural, ale właśnie deskal. I tak się przyjęło. Używam jednak tych samych materiałów – czy to jest ściana murowana, czy ściana z desek. Troszkę inaczej się jednak maluje prace na stodołach, bo te drewniane powierzchnie są już niejako zaczętymi obrazami.

Trudności podczas malowania na stodołach są takie, że nieraz deski zdarzają się nierówne, są krzywe, mają wyżłobienia, które deformują czytelność obrazu. Wystają z nich drzazgi, czasem są załamania. I pod tym względem jest trudno.  

Patyna na starych deskach stanowi ciekawe podłoże, ten obraz już dawno temu zaczął się malować. Ja tylko dokańczam dzieła. Tymczasem na ścianach murowanych jest jak z białą kartką: trzeba pomyśleć o tle, wkomponować tę postać jeszcze w jakieś kolory. Na stodołach ta sprawa jest załatwiona. Można powiedzieć, że malując na stodołach idę trochę na łatwiznę.

Dzieło zostanie oficjalnie zaprezentowane w niedzielę 18 maja. Fot. Łukasz Klimaniec

Naprawdę nie ma nic trudnego w malowaniu na drewnianych ścianach?
– Trudności podczas malowania na stodołach są takie, że nieraz deski zdarzają się nierówne, są krzywe, mają wyżłobienia, które deformują czytelność obrazu. Wystają z nich drzazgi, czasem są załamania. I pod tym względem jest trudno. Ale gdy opanowałem tę technikę, to fakt, że nie zaczynam od białej ściany, czyli białej kartki, ułatwia mi malowanie. Praca nad odcieniami desek, wykorzystywanie tego, co już jest – to przyspiesza cały proces.

„Cichy memoriał”, czyli malowanie przedstawicieli lokalnej społeczności na stodołach to pana autorski pomysł. Gdzie można zobaczyć pana dzieła?
– W całej Polsce. Tuż przed przyjazdem do Bukowca wykonałem dwie prace w województwie lubuskim. Do niedawna brakowało mi realizacji w tym regionie. Mam więc już prace we wszystkich szesnastu województwach w Polsce. I jak widać eksploruję poza jej granicami.

Jeśli trafiam na swoje pracy, to przypadkowo, gdzieś pod drodze. Nie jeżdżę, żeby je skontrolować. 

Prace w Piosku i Bukowcu wpisują się w „Cichy memoriał”?

– Zdecydowanie tak. Tu nie ma sztywnych granic, co się wpisuje, a co nie. Jeśli praca powstaje na podstawie starej, archiwalnej fotografii przedstawiającej danych mieszkańców lokalnej społeczności, to jest to „Cichy memoriał”. Teraz nawet twierdzę, że niekoniecznie musi być to nawet stodoła. Ważniejsze jest upamiętnianie lokalnej społeczności.

Wraca pan w miejsce, gdzie namalował swoje dzieła?

– Najczęściej ich unikam, by nie dostrzec tego, co można w nich poprawić. Nie jest to w końcu przemysłowe malowanie ściany na jeden kolor. Z obrazami jest tak, że można je dokańczać w nieskończoność. Ale w pewnym momencie trzeba zdecydować, że wystarczy. Koniec. Jeśli trafiam na swoje pracy, to przypadkowo, gdzieś pod drodze. Nie jeżdżę, żeby je skontrolować. Choć rok temu zdarzyło mi się poprawiać jedną z moich ulubionych prac, bo miała już ponad pięć lat i była mocno narażona na warunki atmosferyczne.

A był pan w Piosku zobaczyć swój deskal Marii „Chraścinki” Suszkowej?
– W środę miałem okazję zobaczyć to dzieło z tamtego roku. Bardzo dobrze się trzyma. Widziałem, że powstała tam ławeczka, by można sobie zrobić zdjęcie, odpocząć. Pojawił się także bukiet kwiatów w formie upamiętniania czy podziękowania dla postaci, która jest na deskalu. Widać, że żyje to własnym życiem.

Taka forma upamiętnienia jest najlepsza w dobie kultury obrazkowej?
– Wydaje mi się, że tak. To taki „mix” historii ze sztuką współczesną. Myślę, że ta forma może w znacznym stopniu bardziej docierać do młodzieży, niż standardowe niewielkie pomniki, czy tablice pamiątkowe. Ciężko w końcu przejść obojętnie obok postaci ze starej fotografii, która uśmiecha się do nas ze stodoły.

Arkadiusz Andrejkow urodził się w 1985 roku w Sanoku. Jest absolwentem Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego, gdzie w 2010 roku uzyskał dyplom w pracowni malarstwa Marka Pokrywki. Mieszka i tworzy w rodzinnym mieście. Malarstwo i street art to jego pasja i źródło utrzymania. W ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na projekt „Cichy Memoriał” zaczął tworzyć deskale. Do dziś namalował ich ponad dwieście. Jego prace można zobaczyć na stronie artysty.