Lutynia Dolna: Nie chcą gigafactory. Dyskusja niczego nie rozwiązała | 30.04.2024
Państwu
i województwu zależy na tej budowie, ludzie z Wierzniowic nie chcą takiego
sąsiada. W poniedziałek po południu odbyło się w Domu Kultury w Lutyni Dolnej
spotkanie mieszkańców
z przedstawicielami województwa morawsko-śląskiego i Ministerstwa
Przemysłu i Handlu w sprawie budowy gigafactory.
Ten tekst przeczytasz za 3 min. 45 s
Mieszkańcy mieli wiele do powiedzenia. Fot. Beata Schönwald
Ogromna
fabryka, której inwestor wciąż jeszcze się nie ujawnił, ma stanąć w należących
do gminy Lutynia Dolna Wierzniowicach na 280 hektarach terenów zielonych, w
bezpośrednim sąsiedztwie domków jednorodzinnych. Produkować ma baterie do
samochodów i w przyszłości zatrudniać tysiące osób, oferując ponadprzeciętne
zarobki. Pierwszy etap produkcji ma ruszyć w 2028 roku.
W
poniedziałek przyszli do Domu Kultury mieszkańcy będący w zdecydowanej opozycji
wobec tego projektu. Ci najbardziej aktywni usiedli w pierwszych rzędach. W
ręku trzymali chorągiewki wyrażające ich jasny sprzeciw oraz przywiązanie do
swojej miejscowości. W tylnej części sali przysłuchiwali się dwugodzinnej
dyskusji wójt Lutyni Dolnej Pavel Buzek oraz hetman morawsko-śląski Josef
Bělica. Projektu bronili zza stołu prezydialnego jego zastępczyni Šárka
Šimoňákowa, Petr Očko z Ministerstwa Przemysłu i Handlu, David Petr z
CzechInvest oraz Václav Palička z Morawsko-Śląskich Inwestycji i
Developmentu. Setki osób oglądało debatę na żywo na kanale YouTube.
Podobne
spotkanie miało miejsce miesiąc temu. Organizatorzy przypomnieli więc tylko w
skrócie podstawowe informacje o projekcie oraz przebiegu prac przygotowawczych,
skupiając się na jasnych stronach inwestycji. Mieszkańcy chcieli jednak
rozmawiać o tych ciemnych, które, ich zdaniem, dyskwalifikują cały projekt.
Przedstawili ich cały szereg, od wzrostu zanieczyszczenia środowiska nie tylko
na skutek produkcji akumulatorów zawierających trujący lit, ale także na skutek
wzmożonego ruchu drogowego, przez czerpanie wody z rzeki Olzy do celów
produkcyjnych, wycinanie lasów, obniżenie wartości nieruchomości aż po
dewaluację życia wierzniowiczan. Mówili o stresie, w którym żyją od momentu,
kiedy pojawiła się wiadomość o zamiarze wzniesienia olbrzymiej fabryki na
zielonej łące, o planach na spokojne życie rodzinne na wsi w otoczeniu przyrody,
które fabryka przekreśli raz na zawsze.
–
Musicie zrozumieć, że my nie chcemy produkcji baterii, nie chcemy litu. Trzęsę
się od chwili, kiedy dowiedziałam się o tym. Specjalnie przyprowadziłam się do
Wierzniowic, żeby mieszkać w zacisznym miejscu. Chcę, żeby moja córka nadal
mogła tu biegać i jeździć na rowerze – przekonywała jedna z kobiet.
Uczestnicy
spotkania nie chcieli słyszeć o dawanych im za przykład Noszowicach, o
kompensatach, które rzekomo mają ułatwić im życie, o priorytetowym znaczeniu
tej inwestycji dla województwa morawsko-śląskiego i całej RC, a nawet o
sięgających 55 tys. koron brutto zarobkach i nowych miejscach pracy. Przekonywali,
że wbrew zapowiedziom nie skorzystają z nich mieszkańcy regionu, skoro
okoliczne firmy produkcyjne mają problemy ze znalezieniem pracowników. Argumentowali
brakiem lekarzy i dentystów, który jeszcze się pogłębi. Interesowało ich
również, co stanie się z całym terenem gigafactory, kiedy inwestor pewnego
dnia spakuje manatki. Na większość nurtujących ich pytań nie otrzymali jednak
satysfakcjonujących ich odpowiedzi.
Poniedziałkowa
dyskusja nie rozwiązała niczego, a pokazało jedno. Państwo i województwo chcą
za każdą cenę wyjść na rękę inwestorowi, który nie jest zainteresowany żadnym
z okolicznych brownfieldów, tylko obszarem zielonym. Natomiast mieszkańcy
Lutyni Dolnej i Wierzniowic są zdeterminowani zrobić wszystko po to, żeby
zabronić tej budowie, i są rozczarowani, że decydenci opłacani ze środków
publicznych nie chcą tego zrozumieć.