No cóż, może jednak warto zastanowić się nad diagnozami
społecznymi, w których pojawiają się takie słowa, jak „klęska”, „schyłek” czy
„imperium”. Zacznijmy od razu – od diagnoz prawie-że całkiem współczesnych. W listopadzie
zniknęła z polskiej sceny politycznej partia Nowoczesna. Stała się częścią nowej
formacji – Koalicji Obywatelskiej. Dobrych kilka lat temu Ryszard
Petru, ówczesny lider Nowoczesnej, (potem trafił do partii Szymona Hołowni), podzielił
się ze słuchającą publicznością (Radio RMF FM) taką oto refleksją: „Są takie momenty,
kiedy imperia padają. Imperia padają zwykle w szczycie swej chwały”. „– Ale
zaraz, zaraz – zaoponował jego interlokutor, redaktor Konrad Piasecki – które
imperium upadło w szczycie swej chwały?”. – „Rzymskie” – rezolutnie odpowiedział
polityk. – Rzymskie? – dopytał się najwyraźniej nieumiejący uwierzyć w to co właśnie
usłyszał, dziennikarz. – „Oczywiście” – potwierdził pewnym tonem Petru. „– Szczyt
chwały Imperium Rzymskiego to jest jakiś setny rok naszej ery, a ono upadło w
którym? W 476 naszej ery” – przekonywał Piasecki. Cóż, tę wymianę opinii niech
każdy oceni sobie sam. Czy to sięgając do pamięci, czy do szkolnych
podręczników, czy wreszcie do politycznych sympatii.
I
Co do upadku Rzymu, podam swoją, przyznaję – jak najbardziej
amatorską – wersję. Otóż dla mnie upadek Rzymu to klęska, jaką poniosło
Imperium pod Adrianopolem w roku 378 n.e. Zginął w niej cesarz Walens,
rozgromiono jego legiony. A Rzym ostatecznie stracił przewagę strategiczną w
walce z barbarzyńskimi Wizygotami, którzy w jakiś czas potem, w 410 p.n.e.
zdobyli stolicę Imperium. Jednocześnie starcie pod Adrianopolem to ostatnia
bitwa, w której Rzymianie zastosowali taktykę opartą na legionach. Ma to nie
tylko znaczenie symboliczne, to przyznanie się do anachronizmu rzymskiego stylu
walki. Jak niegdyś rzymskie legiony zdetronizowały grecką falangę – zwyciężając
pod Benewentem (275 p.n.e.), Kynoskefalaj (197 p.n.e.), Magnezją (190 p.n.e.) i
Pydną (168 p.n.e.) – tak po Adrianopolu przewagę nad legionami zyskały w
rzymskiej armii bardziej lotne formacje – comitattenses. Od Adrianopola słowa
Jacka Kaczmarskiego („Nad Europą
twardy krok legionów grzmi”) – ostatecznie przeszły do historii.
II
Na długo, długo przed upadkiem Rzymu, przekształcił się on z
republiki w imperium. Rewolucja rzymska – czyli owo przejście od republiki do
imperium – trwała dziesięciolecia, dokonywała się dla większości jej
współczesnych prawie niepostrzeżenie. Miała republika wcześniej swoje ostre
wewnętrzne kryzysy – niekiedy zagrażały jej niebezpieczeństwa zewnętrzne, jak
choćby Hannibal w drugiej wojnie punickiej (Kanny 216 p.n.e.). Oczywiście z
dzisiejszej perspektywy – ukształtowanej tyleż przez edukację szkolną, co przez
masową kulturę, jeśli kto słyszał o zdobyciu Rzymu przez Celtów (390 p.n.e.),
to najprawdopodobniej tylko dlatego, że obiły mu się o uszy gęsi, które co
prawda nie uratowały wówczas całego miasta (to zastało przez zdobywców
splądrowane), ale Kapitol już tak. Więcej szczęścia niż Hannibal (choć nie w
życiu, w historii, ale na filmowym ekranie) miał gladiator Spartakus. Wywołane
przez niego powstanie (73-71 p.n.e.) zyskało rezonans tyleż dzięki głośnemu
niegdyś filmowi (1960, z Kirkiem Dauglasem), co działającej na wyobraźnię
karze, jaką rzymski wódz Krassus wymierzył pokonanym powstańcom – kilka tysięcy
z nich zawisło na krzyżach wzdłuż Via Appia. Sam Krassus choć miał szczęście do
gromadzenia bogactwa, miał zdecydowania mniej szczęścia do zdobywania bitewnej sławy.
Za krzyże na Via Appia przyznano mu prawo jedynie do owacji – jemu marzył się
tryumf. By prawo do tryumfu uzyskać wyprawił się na Wschód, chciał zwyciężyć
Partów. W bitwie pod Carrhae (53 p. n.e.) poniósł straszliwą klęskę, oprócz
tysięcy legionistów stracił w niej życie jego syn i on sam. Podobno łaknącemu
bogactw Krassusowi zwycięzcy wlali do gardła płynne złoto. To oczywiście – nie
tylko gdyby była prawdziwa – bardzo atrakcyjna filmowo scena.
III
Niemniej jednak dla rzeczywistości i pisanej z wielkiej
litery Historii ważniejsze było to, że po śmierci Krassusa rozpoczął się proces
rozpadu pierwszego triumwiratu (Pompejusz, Cezar, Krassus). Naruszyło to i tak już
chwiejną równowagę polityczną w Rzymie. A potem? No cóż, potem wojny galijskie
Cezara, wojna domowa zwycięskiego Cezara z Pompejuszem, wygrana Cezara
(Farsalos 48 p,n.e.) i dalej – jakże sceniczne – zabójstwo dyktatora. Chaos
zakończony na chwilę przez nowy triumwirat (Marek Antoniusz, Oktawian August,
Marek Lepidus) bitwą pod Filippi 42 p.n.e. Wreszcie – walka o świat pomiędzy Antoniuszem
i Oktawianem, zakończona zwycięstwem tego ostatniego pod Akcjum (31 p.n.e.).
Wiele z tych wydarzeń stało się kanwą dla głośnych filmów (jak choćby wspomniany
„Spartakus” czy, jeszcze głośniejsza, „Kleopatra”) czy cieszących się sporą
popularnością seriali telewizyjnych, jak „Ja, Klaudiusz” według Roberta
Gravesa) czy wreszcie robiący karierę już w XXI wieku serial HBO „Rzym”.
IV
I tak Republika Rzymska zachowując w coraz bardziej
fasadowej formie swoje instytucje stawała się niezauważenie – poprzez rządy
Oktawiana Augusta – pryncypatem. To prawda, zdarzały się i wcześniej, na długo przed
upadkiem republiki, momenty dramatyczne w polityce wewnętrznej. Bywały chwile, gdy
republika broniła się przed jedynowładztwem (tyranią) w sposób niemal konwulsyjny.
Nie przypadkiem wszak jeden z takich epizodów (z czasów Juliusza Cezara,
Antoniusza, Kleopatry) stał się pożywką dla literatury (w tym wielkiego Williama
Szekspira). O „rewolucji rzymskiej” mówi się znacznie mniej niż o „rzymskiej
republice” czy Rzymie jako imperium. Karol Marks przekonywał, że znacznie
bardziej od rzymskiej gwałtowna, francuska „rewolucja lat 1789-1814 drapowała
się kolejno w togę republiki rzymskiej i cesarstwa rzymskiego”. I dodawał, że wszystkie
wielkie historyczne fakty pojawiają się dwukrotnie – „pierwszym razem jako
tragedia, za drugim jako farsa”.
V
No cóż,
niekiedy zdawać się może, że w historii stanowczo za dużo jest parodystów –
świadomych tego, że grają farsę. A jeśli nawet nie – to już naprawdę bez
znaczenia.