Prof. Popiołek: »Chodzi o to, żebyśmy nie zasnęli w strefie komfortu.« Rozmowa "Głosu" w świątecznym wydaniu gazety | 12.04.2022
Ogólna zasada działania społeczności w czasie kryzysu wygląda tak, że w pierwszej kolejności pojawia się szok. Następnie przychodzi faza heroiczna – ludzie rzucają się do pomocy – mówi w rozmowie z "Głosem" dr hab. Katarzyna Popiołek, profesor nadzwyczajny Wydziału Zamiejscowego w Katowicach Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Fot. ARC/gloslive
Kilkanaście lat temu pewien hodowca papryki w Polsce zapytał ówczesnego premiera Donalda Tuska w kontekście podwyżek: „jak dalej żyć”? Czy w tym pytaniu nie zawierają się dziś wszystkie troski, myśli, lęki współczesnego człowieka?
– Na pewno tak, bo mamy do czynienia z kilkoma plagami. Zacznijmy od pandemii koronawirusa – wyczerpała nas, jesteśmy po niej zmęczeni; liczyliśmy, że jak się skończy, rzucimy się sobie w ramiona, będziemy się spotykali, chodzili do restauracji. Tymczasem nie nastał czas szalonej zabawy, a na domiar złego przyszła straszliwa inflacja (tracimy 20 procent tego, co zarobiliśmy czy odłożyliśmy), a od końca lutego trwa wojna, która wstrząsnęła całym światem. Przecież nikt się nie spodziewał, że w XXI wieku coś takiego w ogóle będzie możliwe. Tak bardzo się cieszyliśmy, że przez te kilkadziesiąt lat od ostatniej wojny Europa wykorzystała swoje zasoby na różnych płaszczyznach, a konflikt w Ukrainie rozwalił w proch nasze złudzenia co do tego, że jesteśmy na dobrym etapie. Choć najważniejsze jest to, że weszliśmy w świat takich okrucieństw, których nie mogliśmy przypuszczać w najczarniejszych snach. To, co się wydarzyło ostatnio w Buczy, po prostu nie przychodziło nam do głowy. Owszem, spodziewaliśmy się bombardowań, na przykład obiektów gospodarczych, które miałyby osłabić kraj, ale że ktoś będzie torturował dzieci… Każda wojna jest straszna, ale ta jest wyjątkowo okrutna i przywodzi nam na myśl to, co działo się w latach 1939-1945. Wtedy próbowano zlikwidować Żydów, dziś Putin to samo chce zrobić z Ukraińcami. Obserwujemy powrót do idei i koncepcji, które – tak nam się wydawało – na zawsze umarły.
Z innych plag, nie mogę nie wspomnieć o klimacie, który daje się nam ostatnio coraz bardziej we znaki. A patrząc z polskiej perspektywy, plagą jest Polski Ład. Wprowadzono trzy korekty podatkowe, ludzie nie wiedzą, ile zarabiają – ja sama w ciągu kilku miesięcy za każdym razem miałam inną pensję i nie wiem, dlaczego. Taka niepewność co do finansów nie jest niczym pozytywnym.
Jak zatem współczesny człowiek ma sobie radzić z tyloma plagami naraz? Kiedy z jednej przechodzimy w drugą, od ponad 20 miesięcy tak naprawdę nie ma chwili wytchnienia, szansy na wyciszenie. Cały czas atakują nas negatywne obrazy…
– Szarpią nami rozmaite emocje – głównie są to oburzenie i gniew, że coś takiego wokół nas może się w ogóle dziać, a także strach, który wiąże się z zewnętrzną sytuacją nam zagrażającą. Dziś mamy uzasadnione poczucie zagrożenia – jeżeli Putin posunie się o krok dalej, to wojna będzie się już toczyła w Polsce. Jest także lęk, który dotyczy naszych wewnętrznych stanów – odnosi się do sytuacji, które się jeszcze nie wydarzyły, ale mogą mieć miejsce – tak naprawdę jesteśmy więc na pograniczu strachu i lęku. Co można zrobić? Przełożyć mgliste zagrożenia na konkrety. Ja, myśląc o zagrożeniu, zaczęłam się interesować, gdzie bym się schroniła, gdyby nastąpił atak na Katowice. Mieszkam w dzielnicy willowej, na terenach zagrożonych tąpnięciami górniczymi, dlatego nikt w okolicy nie ma piwnicy. Dodatkowo w stolicy województwa śląskiego nie ma metra, a to tam uciekają ludzie. Zaczęłam się zastanawiać, co z wnuczką: czy powinna zostać na miejscu, wyjechać do innego europejskiego kraju, czy może w ogóle na inny kontynent? Kiedy zagrożenia przełożymy na konkrety, może nie tyle będziemy bardziej spokojni, ale przynajmniej pojawi się poczucie, że nie czekamy bezczynnie i jesteśmy zaradni.
Od kilku tygodni Polacy udzielają ogromnego wsparcia Ukraińcom. Słychać już głosy, że ten „miesiąc miodowy” powoli dobiega końca. Czy rzeczywiście?
– Ogólna zasada działania społeczności w czasie kryzysu wygląda tak, że w pierwszej kolejności pojawia się szok. Następnie przychodzi faza heroiczna – ludzie rzucają się do pomocy. Dziś doszukujemy się podobieństw tego, co obecnie dzieje się w Ukrainie, do wydarzeń z 1939 roku. Stąd choćby porównywanie Wysypy Węży do Westerplatte – mamy wspólnego wroga, jakim jest Rosja. To też mobilizuje.
Z takim samym heroizmem mieliśmy też do czynienia dwa lata temu, na początku pandemii, kiedy zaczęliśmy szyć maseczki, pomagać starszym osobom. Po pewnym czasie każdy heroizm słabnie, ale nie dlatego, że brakuje nam serca – słabną zasoby, zaczyna brakować pieniędzy, robi się coraz ciaśniej w domu, do którego przyjęliśmy uchodźców, nie mamy już tyle sił. Deterioracja, czyli osłabienie wsparcia, ma swoje przyczyny.
Cała rozmowa red. nacz. Tomasza Wolffa z prof. Katarzyną Popiołek do przeczytania w świątecznym wydaniu naszej gazety!