czwartek, 2 maja 2024
Imieniny: PL: Longiny, Toli, Zygmunta| CZ: Zikmund
Glos Live
/
Nahoru

Sebastian Karpiel-Bułecka dla "Głosu" | 07.06.2020

Nie wiem, czy jest ktoś, kto potrafiłby sobie wyobrazić ten czas izolacji bez książki, muzyki czy filmu? – pyta retorycznie Sebastian Karpiel-Bułecka, lider zespołu Zakopower. W rozmowie z „Głosem” mówi także o tym, że chętnie przyjedzie na Zaolzie, by dać zaległy koncert, a także o związkach z naszym regionem.

Ten tekst przeczytasz za 4 min.
Lider grupy Zakopower w swoim żywiole. Fot. Marta Wojtal/KAYAX

Na 30 maja w Bystrzycy zaplanowany był Zlot, kolejna edycja kultowej imprezy. Gwiazdą wieczoru miał być Zakopower. Impreza z wiadomych względów została odwołana. Ile koncertów już wam uciekło od początku marca?

– Szczerze mówiąc, odkąd zaczęła się pandemia, trochę się odciąłem od kalendarza i przestałem rejestrować, w którym miejscu mieliśmy grać. Nie liczyłem tego dokładnie, ale zwykle w maju i czerwcu dużo graliśmy.

Zlot odbędzie się 29 maja 2021 roku i gwiazdą będzie ponownie Zakopower...

– Bardzo się cieszę, że przyjedziemy na Zaolzie. Lubimy nie tylko grać, ale i spotykać się z ludźmi. Każdy z nas czeka z utęsknieniem na koncerty, także ten w Bystrzycy; wychodzi jednak na to, że trzeba się uzbroić w cierpliwość.

Zrobiłem sobie mały „research” i wiem, że zna pan Zaolzie, przyjeżdżał pan tutaj już dawno temu...

– To prawda, bardzo dobrze znam cały Śląsk Cieszyński. Bywałem w Jabłonkowie, na Balu Gorolskim w Mostach koło Jabłonkowa. Mam na tej ziemi kolegów muzykantów – choćby braci Niedobów z Mostów czy Zbyszka Wałacha z Istebnej. Spędzałem u was dużo czasu i bardzo lubię te tereny. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że na Balach Gorolskich grałem jeszcze jako młody chłopak. Zawsze chętnie wracam pamięcią do tych czasów.

Spędził pan społeczną kwarantanną z żoną i dziećmi w Kościelisku u stóp Tatr. To idealne miejsce na taki czas?

– Największym atutem jest ogromna przestrzeń, nie musieliśmy siedzieć zamknięci w mieszkaniu. W każdym momencie mogliśmy wyjść na zewnątrz, do lasu, było to więc zarówno dla nas, jak i dzieci idealne rozwiązanie.

Chyba też lepiej się spędza taki trudny czas we wspólnocie górali, gdzie każdy każdego zna i może na niego liczyć, a nie na przykład w Warszawie, gdzie normą jest anonimowość w blokowiskach czy na nowych osiedlach?

– W Kościelisku nie było pod tym względem wcale tak różowo, jak mogłoby się wydawać, bo ludzie naprawdę bardzo się przestraszyli tego wirusa, pozamykali się w domach, nikt się nie odwiedzał. Dlatego trudno mówić o jakimś wsparciu, słowem – w Kościelisku, tak jak na całym świecie, w użyciu były głównie telefony. Myślę, że w Warszawie czy innych miastach było tak samo, poza wspomnianą naturalną przestrzenią.

Przeglądałem pana konto na Instagramie. Wrzucił pan ostatnio sporo zdjęć świadczących o pana miłości do rodzinnej ziemi... Są także zdjęcie muzyczne. Czy w ciągu tych trzech miesięcy siedzenia w chałupie narodził się jakiś nowy pomysł, kolejna płyta?

– Dopracowywaliśmy płytę, którą chcieliśmy pierwotnie wydać na wiosnę. Nowym terminem jest jesień, choć nie jest to takie pewne, bo nie wiemy przecież co będzie. Jak nie będzie można grać koncertów, to wydawanie płyty mija się z celem, bo nowy materiał trzeba promować – jeździć, grać, spotykać się z ludźmi.

Kontakt z pana fanami za pośrednictwem mediów społecznościowych to trochę tak, jak placebo w medycynie?

– Wszystko odbywa się dokładnie na takiej zasadzie, jak pan powiedział; to jest jakiś zamiennik tego kontaktu na żywo. Proszę mi wierzyć – nie jest to wielka frajda siedzieć uwięzionym w domu i nagrywać piosenki do telefonu (śmiech). Ale skoro nie było innego wyjścia i można było wesprzeć ludzi w tym ciężkim czasie, to dlaczego tego nie robić. Takie jest też zadanie artystów, żeby w tych trudnych czasach ludzi wspierać, pocieszać, dodawać im otuchy.

Nerwosol był rzeczywiście potrzebny w czasie kwarantanny?

– Nie było tak źle... (śmiech). Oczywiście było mi przykro, że tyle rzeczy gdzieś przepadło – koncerty, z wielu pomysłów trzeba się było wycofać albo rozłożyć je w czasie. Wziąłem wszystko na klatę, wychodząc z założenia, że nie ma sensu walczyć z wiatrakami.

Cały wywiad w ostatnim, drukowanym wydaniu gazety. 

 



Może Cię zainteresować.