sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Stanisław Kołek: Górnik górnika nigdy nie zostawi na lodzie | 04.12.2020

W kalendarzu górniczym nie ma większego święta od Barbórki, którą obchodzimy 4 grudnia. Nie ma też lepszej okazji, by choć na chwilę „przenieść się” setki metrów w dół. Stanisław Kołek z Czeskiego Cieszyna-Sibicy zgodził się nam w tym pomóc. Pracę w kopalni rozpoczął 1 kwietnia 1981 roku. 

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 30 s
Stanisław Kołek po „szychcie”. Fot. Archiwum SK

 
Obchodzi pan Barbórkę?

– Obchodzę. W kalendarzu mam zapisane, że 4 grudnia jest Dniem Górnika. Te obchody są jednak raczej symboliczne, bo w tym roku nie ma żadnych barbórkowych spotkań. W RC nie ma zresztą takiej tradycji, jak w Polsce, gdzie górnicy mają w tym dniu wolne. U nas w czasach komuny Dzień Górnika przesunięto na 9 września. Dopiero później wrócił tu zwyczaj czczenia patronki górników, św. Barbary, i jej figury pojawiły się na nowo w westybulach wszystkich kopalń OKD. Obchody górniczego święta nadal jednak organizowano we wrześniu, podobnie jak uroczystości wspomnieniowe połączone ze składanie wieńców przy pomnikach tych, którzy zginęli „na szychcie”. 
 
Rozumiem, że praca w kopalni to wasza tradycja rodzinna?

– Kołkowie kopali węgiel w Karwinie przez 160 lat. Górnikami byli mój prapradziadek, bracia mego pradziadka, dziadek i ojciec. Ja jestem piątym pokoleniem. Zdarzało się, że przedstawiciele dwóch pokoleń naszej rodziny w tym samym czasie pracowali w kopalni. Ojciec przez rok fedrował węgiel razem z dziadkiem, ja z kolei spotykałem się z moim tatą w kopalni przez cztery, a może nawet pięć lat. Ojciec był moim nauczycielem, to był duży plus, że mogłem korzystać z jego doświadczenia zawodowego i wiedzy. Niestety, na mnie historia górnicza rodziny Kołków się kończy – 1 kwietnia br., po dokładnie 39 latach, skończyła się moja praca w kopalni. Inna sprawa, że kończy się też węgiel w Karwinie.

A jakie były początek? Pamięta pan pierwszy raz, kiedy zjechał pan pod ziemię?

– To było jeszcze w czasach moich studiów na Wyższej Szkole Górniczej w Ostrawie. Jako student potrzebowałem pieniędzy, więc zawsze jeden miesiąc wakacji poświęcałem na pracę w kopalni. Prócz tego w soboty dorabiałem do stypendium. Tego pierwszego razu, o który pani pyta, się nie zapomina. Na pewno towarzyszy mu pewna obawa. Kiedy jednak spojrzy się na pozostałych górników zjeżdżających w dół na pełnym luzie, szybko przemija. Myślę, że niepewność związaną z pierwszą zmianą w kopalni odczuwa każdy i że ona pozostaje gdzieś tam ukryta również u doświadczonych górników. Uważam, że to dobrze, bo dzięki temu człowiek staje się bardziej czujny. Kto zna historię górnictwa w Karwinie, wie bowiem doskonale, że pomimo dużej dbałości o bezpieczeństwo w kopalniach, wypadki czasem się zdarzają.

 
Więcej do poczytania w najnowszym wydaniu "Głosu" z 4 grudnia 2020.


Może Cię zainteresować.