piątek, 26 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Marii, Marzeny, Ryszarda| CZ: Oto
Glos Live
/
Nahoru

Gorole, bo góry | 11.07.2020

Karwińscy „Gorole” pierwszą wyprawę zorganizowali w 2000 roku. Odtąd co roku poznają nowe zakątki świata i zdobywają nowe szczyty, by później dzielić się przeżyciami z uczestnikami popularnych na Zaolziu prelekcji. W jubileuszowym roku 20-lecia rozmawiamy z ich „przywódcą”, Romanem Januszem.

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 15 s
"Gorole" w komplecie. Fot. BEATA SCHÖNWALD

Dwadzieścia lat „Goroli” znaczy dwadzieścia eskapad?

– W zasadzie tak, bo głównych wypraw było dwadzieścia. Oprócz tego czasem wyjeżdżamy zimą na krótsze wypady, głównie na Słowację, bo tam nie brakuje śniegu i góry są ciekawe. Można by też jeszcze do tego zaliczyć niektóre nasze wycieczki rodzinne, w których, oczywiście, uczestniczy o wiele więcej osób.

Dokąd prowadziła wasza pierwsza ekspedycja? I jak właściwie do niej doszło?

– Tę pierwszą można określić jeszcze jako cywilizowaną w odróżnieniu od kolejnych, które prowadziły już w bardziej dzikie miejsca. Zorganizowaliśmy ją do Alp na pograniczu szwajcarsko-włoskim. Nasza paczka zawiązała się jednak już kilka lat wcześniej. Przy polskiej podstawówce w Karwinie-Nowym Mieście działała bowiem grupa turystyczna „Azymut”, którą prowadził nauczyciel wychowania fizycznego, Tomasz Śmiłowski. To dzięki niemu poznaliśmy smak górskiej przygody. Z upływem czasu postanowiliśmy się jednak usamodzielnić i po pierwszym roku studiów wyruszyliśmy w Alpy. Natomiast pierwszą wyprawą w naszym typowym stylu była ta zorganizowana rok później do Rumunii. Ze względu na lokalizację nie spotkała się ze zrozumieniem ze strony naszych rodziców. Jeśli dobrze pamiętam, to na początku nawet nie wyjawiliśmy im prawdy o celu naszej podróży. Zdradziliśmy go dopiero w samochodzie, kiedy tato podwoził nas na dworzec pociągowy. To jednak był dopiero początek, jako że kolejne nasze pomysły przysparzały naszym bliskim jeszcze więcej zmartwień. 

Czy za każdym razem odwiedzacie nowe miejsce, czy były już też powtórki?

– Były już powtórki. Dwukrotnie byliśmy np. w górach Ałtaj na Syberii, choć, trzeba podkreślić, że za każdym razem w innym miejscu. Kilkakrotnie wracaliśmy też w pasmo górskie Tien Szan, czyli Gór Niebiańskich, które rozciągają się na długości dwóch tysięcy kilometrów, obejmując swoim zasięgiem Kirgizję i Kazachstan. Dwie wyprawy prowadziły też np. do Gruzji. Ten kraj zafascynował nas do tego stopnia, że postanowiliśmy dokładniej go spenetrować.

Grupa nazywa się „Gorole”. Czy to oznacza, że waszym celem turystycznym są tylko góry, zaś miasta omijacie szerokim łukiem?

– Na pewno nie, chociaż jest prawdą, że nazwa grupy jest ściśle związana z naszym zamiłowaniem do gór. Ludzie, którzy przychodzą na nasze prelekcje, często pytają o tę nazwę, bo nie pasuje im ona do chłopaków z Karwiny. Tym bardziej, że w Mostach koło Jabłonkowa działa zespół folklorystyczny „Górole”, a w Jabłonkowie chór męski „Gorol”. My wymyśleliśmy ją jednak ze względu na góry, choć – odpowiadając na pani pytanie – oczywiście, przy okazji zwiedzamy też miasta, zabytki, bo interesuje nas również historia. Zresztą o niektóre z nich czasem nie wypadałoby wręcz nie zahaczyć. Będąc w Peru nie sposób przecież pominąć zabytków Inków, a z kolei w Gruzji nie obejrzeć tamtejszych klasztorów.

Cały wywiad w ostatnim, piątkowym wydaniu gazety.


Może Cię zainteresować.