Trzy stolice nad »polskim« morzem. Odwiedzamy Rygę, Tallin i Helsinki | 10.08.2023
Bałtyk zwykliśmy nazywać polskim morzem, choć dobrze wiemy, że leży nad nim także kilka innych państw, a w niektórych przypadkach nawet ich stolice. Podczas niedawnego urlopu red. Danuta Chlup odwiedziła trzy: Rygę, Tallin i Helsinki. Teraz dzieli się swoimi wrażeniami i wspomnieniami.
Ten tekst przeczytasz za 8 min.
Fot. canva.com
Ryga: cicha stolica
Stolica Łotwy leży w pobliżu ujścia rzeki Daugavy (Dźwiny) do Morza Bałtyckiego. Krajobraz z rzeką wlewającą się do Zatoki Ryskiej otworzył się przede mną, gdy samolot, którym leciałam z Pragi, podchodził do lądowania na ryskim lotnisku.
Ryga ma ciekawą Starówkę zapisaną na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Najczęściej fotografowanym zabytkiem jest gotycki Dom Bractwa Czarnogłowych (średniowiecznego stowarzyszenia kupieckiego) na Placu Ratuszowym. W rzeczywistości jest budynkiem nowym, wiernie odtworzonym pod koniec lat 90. ub. wieku. Wygląda przepięknie, lecz sąsiedztwo ma nieciekawe – ponurą czarną bryłę z czasów socjalistycznych. Bardziej podobały mi się wąskie uliczki i nieduże rynki otoczone starymi kamienicami, spore wrażenie robiły wiekowe kościoły z wysokimi wieżami, pochodzące z XIII wieku, obecnie protestanckie.
Starówkę otacza park, nawiązuje do niej także główny bulwar miejski Briviba bulvaris, zwieńczony Pomnikiem Wolności z 1935 roku, który niemal cudem przetrwał erę sowiecką.
Secesyjne kamienice są ozdobą Rygi. Fot. DANUTA CHLUP
Stolica Łotwy znana jest z architektury secesyjnej, typowej dla przełomu XIX i XX wieku. Dzielnica secesyjna obfituje w starannie odrestaurowane kamienice. Największa ich koncentracja jest przy ul. Alberta iela. W jednym z budynków znajduje się muzeum Art Noveau Center. Kameralne, przyjemne, bez tłumów. Można przymierzyć kapelusz z epoki i zaprojektować interaktywnie własną kamienicę.
Jest jeszcze jeden budynek, na który warto zwrócić uwagę – nowoczesna Biblioteka Narodowa, położona na przeciwnym brzegu Dźwiny. Można ją bezpłatnie zwiedzić i obejrzeć miasto z tarasu widokowego. Miłośnicy zabytkowych aut powinni natomiast znaleźć czas na Ryskie Muzeum Motoryzacji, leżące na obrzeżach miasta. Przybliża ono historię motoryzacji w Europie i Ameryce, ponadto posiada bogatą kolekcję pojazdów produkowanych w byłym Związku Sowieckim oraz na Łotwie, łącznie z limuzynami używanymi przez władców Kremla.
Ryga zrobiła na mnie wrażenie miasta nieco zbyt cichego, zbyt spokojnego jak na stolicę kraju. I to pomimo faktu, że na placach Starego Miasta wieczorami można było posłuchać żywej muzyki. Widoczne były ślady dawnej sowieckiej siermiężnej rzeczywistości: stare składy pociągów kursujących z dworca centralnego, szare i nijakie osiedla z wielkiej płyty, jeszcze przed „liftingiem”, który u nas zafundowano już większości bloków.
Tallin: średniowieczny i nowoczesny
Do stolicy Estonii pojechałam z Rygi autobusem dalekobieżnym. Podróż trwała cztery i pół godziny. Zaskoczył mnie niewielki ruch na drodze łączącej obie stolice, a dzień był powszedni.
Chlubą Tallina jest przepiękne Stare Miasto, dzielące się na Dolne i Górne. Zróżnicowanie poziomów, zapewniające malownicze widoki z wyżej położonych miejsc, powoduje, że Tallin można z lekkim przymrużeniem oka porównać do Pragi, choć czeska stolica jest miastem dużo większym i obfitującym w większą liczbę zabytków.
Wystarczyło wejść na Stare Miasto przez Bramę Viru, aby poczuć różnicę w stosunku do Rygi. Tallin jest miastem żywszym, częściej odwiedzanym przez turystów. Z pewnością korzystny wpływ ma częste, wygodne i szybkie połączenie promowe z Helsinkami. Drugą stroną medalu jest fakt, że stolica Estonii jest zarazem miastem droższym od stolicy Łotwy.
Na dachu Grubej Małgorzaty w Tallinie można wypić kawę. Fot. DANUTA CHLUP
Wśród licznych średniowiecznych zabytków wyróżnia się ratusz z wysoką smukłą wieżą, która kojarzyła mi się z szyją łabędzia. Najwyższym budynkiem jest natomiast kościół baptystów pw. św. Olafa z wieżą sięgającą 124 metrów. Tallinowi dodają uroku spore fragmenty zachowanych murów miejskich z basztami. Na dachu najbardziej opasłej, zwanej nie bez powodu Grubą Małgorzatą, można wypić kawę, podziwiając przy tym widoki na miasto lub na morze. W jej wnętrzu znajduje się jeden z oddziałów Muzeum Morskiego. Drugi ma siedzibę w dzielnicy portowej, w dawnych hangarze wodolotów. Polecam go odwiedzić. Do największych atrakcji należy możliwość spenetrowania autentycznej zabytkowej łodzi podwodnej czy też lodołamacza cumującego przy brzegu.
W sąsiedztwie Starego Miasta, po drugiej stronie jednej z głównych miejskich arterii, leży inny Tallin – nowoczesny. Kwartał Rotermanna został wybudowany na terenach poprzemysłowych – tu i tam widać fragmenty starych hal fabrycznych. Dzielnica z czerwonej cegły, szarego kamienia i szkła, z apartamentowcami, hotelami, ale też placykami, pubami i kafejkami jest miejscem ciekawym i przyjemnym. Dalej rozbudowuje się w kierunku portu, o czym się przekonałam w drodze do terminalu promowego, z którego miałam popłynąć do Helsinek.
Nowoczesny Kwartał Rotermanna w Talllinie. Fot. DANUTA CHLUP
Helsinki: wyspy i wysepki
Dwie i pół godziny rejsu promem (alternatywnie piętnaście minut lotu) i jesteśmy w Helsinkach, mieście różniącym się zarówno od Rygi, jak i Tallina. I to nie tylko ze względu na fakt, że Finlandię ominęła szczęśliwie era powojennej sowieckiej okupacji i rozwijała się w systemie zachodnich państw demokratycznych. Helsinki różnią się architektonicznie, inny jest ogólny klimat panujący w mieście. Moim zdaniem wynika to z faktu, że centrum miasta zlewa się w jedno z częścią portową, z ruchliwym nabrzeżem. To powoduje, że Helsinki robią wrażenie miasta otwartego na morze i tym samym na świat. Wysepki leżące w pobliżu miasta robią wrażenie oderwanych od niego.
Z terminalu promowego na centralny plac Senacki dotrzemy piechotą, niezbyt szybkim krokiem, w dwadzieścia minut. To całkiem inny rynek niż do jakich jesteśmy przyzwyczajeni w stolicach środkowoeuropejskich. Dominuje potężna biała, klasycystyczna budowla katedry ewangelickiej. Prowadzą do niej szerokie schody. Prostopadle do katedry, lecz poniżej jej poziomu, stoją budynki uniwersyteckie, czwartą stronę rozległego placu stanowi ruchliwa ulica, po której kursują tramwaje.
Katedra ewangelicka w Helsinkach. Fot. DANUTA CHLUP
Miłośnicy zabytków w klasycznym rozumieniu tego słowa mogą poczuć się w Helsinkach zawiedzeni, ponieważ nie znajdą tu uroczej starówki jak chociażby w Talllinie. Architektura czerpie z wzorów skandynawskich, dużo tu ciemnej czerwonej cegły i kamienia oraz elementów klasycystycznych. Styl ten trudno nazwać lekkim, a jednak na ulicach Helsinek czuć powiew lekkości. Może to wiatr znad morza? Przyjemny spacer zapewnia aleja Esplanadi oraz nadmorska promenada prowadząca koło przystani żaglówek.
Na pewno warto odwiedzić nietypowy kościół na nietypowym placu. Temppeliaukio (z końca lat 60. ub. wieku), nazywany skalnym kościołem, ma interesujące wnętrze przypominające salę koncertową, lecz dla mnie jeszcze ciekawszy był z zewnątrz. Skaliste wzniesienie z wystającą nad jego poziom kopułą, znajdujące się na niedużym placu między zwykłymi kamienicami – to naprawdę niecodzienny widok.
Dużym błędem podczas wizyty w Helsinkach byłoby nie popłynąć na wyspę Suomenlinna. Łodzie kursują na okrągło, nawet co pół godziny. Wyspa – dawna twierdza (a dokładniej kilka wysp połączonych mostami) oferuje muzea militarne, ale też spacery nadmorskie po dawnych fortyfikacjach czy też wprost po skalistym, dzikim brzegu z ciekawą roślinnością.
Skaliste wybrzeże na wyspie Suomenlinna. Fot. DANUTA CHLUP