piątek, 26 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Marii, Marzeny, Ryszarda| CZ: Oto
Glos Live
/
Nahoru

Nie jesteśmy kopciuszkiem | 15.03.2018

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 30 s
Jolanta Kożusznik wierzy, że małoklasówki mają szansę, by trwać przez stulecia. Fot. Beata Schönwald

Polska Szkoła Podstawowa w Olbrachcicach obchodzi w tym roku 190-lecie istnienia. O zaletach popularnych „małoklasówek” Beata Schönwald rozmawia z jej dyrektorką, Jolantą Kożusznik.

 

Przez wszystkie te lata byliście szkołą małoklasową. Czy to dowód, że nawet mała szkoła może przetrwać przez stulecia?

Jestem przekonana, że tak, bo istnienie tej szkoły w tym samym budynku, w tej samej gminie właśnie to potwierdza. Jest też dowodem, że nie należy rezygnować nawet wtedy, kiedy przyjdą mniej pomyślne lata. Był czas, kiedy mieliśmy w szkole tylko 7 uczniów. Teraz jest ich 16, a w przyszłym roku ma być jeszcze więcej.

 

Mała liczba uczniów w szkole czasami budzi wśród rodziców obawy związane z nauką w klasach łączonych. Czy klasy łączone są dobre dla każdego dziecka?

Uważam, że tak. Uczę tutaj prawie trzydzieści lat i doświadczenie mi mówi, że wszystkie dzieci, nawet te najtrudniejsze pod względem zachowania czy też wymagające specjalnej uwagi, po pewnym czasie wdrażają się w system nauczania klas łączonych. Nie dość, że im to nie przeszkadza, to potrafią czerpać z tego korzyści. Uczą się samodzielności i koncentracji. Oczywiście, że jednym wcześniej się to udaje, a innym później. Mogę jednak powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że po pięciu latach nauki w klasach łączonych opuszczają mury naszej szkoły samodzielne i pewne siebie i później bez problemu wtapiają się w środowisko klasowe w nowej szkole. Należy też dodać, że szkoły małoklasowe nie są żadnymi kopciuszkami. Jesteśmy tak samo dobrze wyposażeni jak duże szkoły i nie mamy się czego wstydzić.

 

Czasem słyszymy jednak zarzut, że w małych klasach uczniom brakuje konkurencji.

Nie zgadzam się z tym twierdzeniem, bo to uczeń sam dla siebie jest konkurencją i nauczyciel powinien odpowiednio do jego możliwości podnosić mu poprzeczkę. Poza tym brak anonimowości, który jest tak typowy dla małych szkół, nie pozwala się obawiać, że dzieci czegoś się nie nauczą. Już w zalążku jesteśmy również w stanie wyłapać wszelkie przejawy rodzącej się szykany i natychmiast na nie reagować.

 

Za małymi szkołami przemawia wiele mocnych argumentów. Czy może pani na przykładzie swojej szkoły wymienić chociaż niektóre?

Rozpocznę od wspominanej samodzielności. Od samego początku prowadzimy zajęcia w grupach. Lekcje rozpoczynamy wspólnie, a potem uczniowie pracują już według klas. Kiedy akurat robią coś samodzielnie, mogą wychodzić z ławek, korzystać ze słowników i encyklopedii czy nawet zapytać o coś kolegę. Dla nauczyciela zorganizowanie takich zajęć na pewno nie jest łatwe, ale z pewnością go to rozwija, zmusza do niezwykłej aktywności i wyzwala w nim kreatywność. Z drugiej strony uczeń też nie może spocząć na laurach, bo w małej grupie nie jest w stanie schować się za kolegę, spłynąć z tłumem. W szkołach małoklasowych dzieci są na okrągło wzywane do odpowiedzi, co z drugiej strony powoduje, że wywołanie do tablicy nie jest powodem do stresu, ale czymś naturalnym. Teraz, kiedy zbliżają się zapisy do klas pierwszych, warto też wspomnieć, że w przypadku małoklasówek łatwiejsze jest dla dzieci przejście z przedszkola do szkoły. To dlatego, że przedszkole i szkoła zwykle działają pod jednym dachem. Dla sześciolatka pójście do szkoły nie jest więc krokiem w nieznane.


Może Cię zainteresować.