Festiwal Colours of Ostrava, na którym od środy bawi się ponad 35 tysięcy widzów (to szacunkowe, nieoficjalne dane), znajduje się właśnie na półmetku. To idealna okazja, żeby podsumować pierwsze dwa dni.
Jak na razie nie zawodzą główne gwiazdy. W środę publiczność rozgrzał duet Twenty One Pilots, który na potrzeby trasy koncertowej został poszerzony o kolejnych kilka osób. Muzyka pop przeplatana teatrem dwóch widzów, zabawą z publicznością, była świetną przymiarką do czwartkowego programu nastawionego późnym wieczorem na ostrzejsze, rockowe rytmy. I kapryśną pogodę.
Szkocka formacja Franz Ferdinand zdążyła jeszcze przed głównym, zmasowanym natarciem deszczowej fali, mniej szczęścia miała natomiast amerykańska grupa The Killers. Laureaci niezliczonych nominacji muzycznych, m.in. Brit Awards i Grammy, którzy sprzedali już ponad 30 milionów płyt, swoje hity serwowali fanom w strugach deszczu. Nie sprawdziły się na szczęście najbardziej pesymistyczne prognozy synoptyków dotyczące burzowej nawałnicy nad Ostrawą. Burza zagościła w Dolnych Witkowicach wyłącznie na scenie, gdzie Brendan Flowers i spółka pokazali rockowe mistrzostwo zawarte w prostych chwytach – łatwo wpadającego w ucho refrenu i nośnej ściany gitarowo-syntetyzatorowej.
Na koncercie The Killers zabrzmiały głównie utwory z pierwszych czterech albumów formacji. Jeśli ktoś liczył na cały set z ostatniej, świetnej płyty „Pressure Machine" (2021), mógł poczuć się zawiedziony. Flowers w połowie koncertu, w duecie z Phoebe Bridgers,, sięgnął jedynie po balladę „Runaway Horses". Większość czasu muzycy spędzili więc na podróżach po starszych płytach. Rewelacyjnie, zaśpiewana wspólnie z przemokniętą publicznością, wypadła piosenka „Human", chyba najbardziej rozpoznawalny hit w dyskografii The Killers.
W odróżnieniu od środowego koncertu Twenty One Pilots, gdzie efekty świetlne często zdominowały muzykę, w przypadku The Killers było wręcz odwrotnie. Amerykanie zagrali bez wielkich fajerwerków, skupiając się na muzyce. Przez cały koncert Flowers utrzymywał świetny kontakt z publicznością, ruszając raz po raz nawet pod deszczowy prysznic. Wraz z finałem półtoragodzinnego występu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, deszcz przestał padać. I jeśli wierzyć prognozom meteorologicznym, aż do końca festiwalu lać nie powinno. Na piątek zaplanowano m.in. koncert amerykańskiej wokalistki LP, a po nim pokaz skandynawskiej mistyki w wykonaniu formacji Wardruna. Będzie się działo.