niedziela, 20 kwietnia 2025
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Ten spektakl jest jak szczepionka | 11.10.2017

Ten tekst przeczytasz za 9 min. 15 s
Bartłomiej Miernik. Fot. ARC

Do klasy lekcyjnej wchodzi aktor, z którym mają odbyć się warsztaty teatralne. Jednak zajęcia przerywa nagłe nadejście chłopaka, który kandyduje na przewodniczącego samorządu szkolnego. Jego monolog nie zostaje przerwany przez nauczyciela, a uczniowie nie mają pojęcia, że właśnie biorą udział w interaktywnym przedstawieniu teatralnym o tym, jak łatwo dziś manipulować skrajnie nacjonalistycznymi hasłami. Przedstawienie „Kolorowa, czyli biało-czerwona” odbyło się w dwóch szkołach nad Olzą w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Bez Granic”. Prezentujemy rozmowę z nauczycielką i twórcami.

 

Pierwszy raz uczestniczyła Pani razem z uczniami w tego typu przedsięwzięciu. Jakie są Pani wrażenia na gorąco tuż po zakończeniu spektaklu?

Patrycja Łyżbicka: Lubię takie projekty i sądzę, że szkoła powinna być miejscem otwartym na tego typu inicjatywy. Myślę, że takie formy bardziej trafiają do młodzieży niż pogadanki czy dyskusje. Niedawno odbyła się w naszej szkole debata oksfordzka na temat uchodźców i podczas niej okazało się, że naprawdę sporo uczniów było przeciwko przyjmowaniu uchodźców i swoje stanowisko argumentowali mocno nacjonalistycznie. Tym bardziej projekt „Kolorowa, czyli biało-czerwona” wydał mi się ciekawy też jako eksperyment. Dzisiejsze spotkanie przebiegło bardzo ciekawie dla mnie jako nauczycielki, ale też przede wszystkim wychowawcy, bo akurat druga klasa humanistyczna złożona z samych dziewcząt jest moją klasą. Bardzo inspirujące było obserwowanie moich dziewczyn podczas nowych sytuacji. Muszę też przyznać, że było też kilka zaskoczeń dla mnie samej.

 

Co Panią zaskoczyło?

P.Ł.: Z jednej strony było pozytywne zaskoczenie, bo dziewczyny w wielu kwestiach nie dały się podpuścić i broniły swoich poglądów. Poruszyło mnie to, że w momencie dowcipów o Holocauście zupełnie ich nie kupiły, a wręcz miały odwagę powiedzieć: „Byłyśmy w Auschwitz i to nas nie śmieszy”. Byłam z nich dumna, że to powiedziały. Z drugiej strony zaskoczyło mnie to, że dziewczyna, która jest bardzo nieśmiała i właściwie nie odzywała się przez większość spotkania, ostatecznie poparła Huberta starającego się o stanowisko przewodniczącego samorządu szkolnego. Później uargumentowała to tym, że urzekła ją jego charyzma, czyli miała tu miejsce ta podatność na charyzmatyczną aurę. I to też jest wskazówka dla nas nauczycieli i wychowawców, co musimy szczególnie przepracować i na co młodzież uczulać. Druga sytuacja, która również sprawiła, że zapaliła mi się lampka alarmowa, polegała na tym, że dziewczyna ot tak wyciągnęła dwadzieścia złotych i dała je człowiekowi, którego w ogóle nie znała. Sądzę, że trzeba z młodymi rozmawiać, że owszem warto pomagać, ale najpierw należy sprawdzić wiarygodność takiej zbiórki i jej cel. Ta sytuacja to też był dla mnie sygnał, na co powinnam jeszcze zwrócić uwagę jako wychowawca.

 

Bartku, Wasze przedstawienie jest grane od ponad roku dla młodzieży z całej Polski w domach kultury czy szkołach. Czy udało Ci się zrealizować cele zamierzone na samym początku tego projektu?

Bartłomiej Miernik: Sądzę, że wszystko udało się. Dziś zagraliśmy 74 spektakl i w czasie ponad rocznej pracy pojawiły się niespodzianki, ale bardziej związane z postawą i zachowaniem nauczycieli. Na początku byłem przekonany, że obecnie będzie nam o wiele ciężej wejść do szkół. Sądziłem, że szkoły tego tematu nie kupią, a jest wręcz przeciwnie. Mamy na tyle dużo zamówień na ten spektakl, że gra go już dwóch aktorów.

 

Projekt miał też premierę na deskach teatralnych.

B.M.: Prapremiera „Kolorowej, czyli biało-czerwonej” odbyła się w 2013 roku w Teatrze Powszechnym w Warszawie w reżyserii Marcina Hycnara i z rolą Ryszarda Starosty. Objechali też wiele polskich szkół z tym przedstawieniem, ale sądzę, że wtedy było trochę za wcześnie na ten spektakl. Nacjonalistów jeszcze nie było w polskim Sejmie, a teraz już są. Pojawiają się także obecnie w każdym programie informacyjnym polskich mediów publicznych. Nasza premiera odbyła się w czerwcu 2016 roku, gdy ten temat stał się bardzo intensywnie dyskutowany.

 

Powiedziałeś przed chwilą, że wszystko udało się zrealizować. Co konkretnie zdziałaliście, wystawiając to przedstawienie od ponad roku?

B.M.: Udało się zderzyć młodzież z nacjonalizmem. Pokazaliśmy młodym socjotechniki manipulatorów; wskazaliśmy, jakimi hasłami operują przedstawiciele ruchów skrajnych; przedstawiliśmy, do czego są zdolni, by zdobyć głos młodzieży. Udało się także w tych spotkaniach z młodymi oddzielić patriotyzm od nacjonalizmu. A przede wszystkim, co jest dla mnie bardzo ważne, bo na co dzień pracuję z młodzieżą, utwardziłem się w przekonaniu, że mamy w całym kraju fantastycznych młodych ludzi, którzy potrafią dać opór manipulacji. Dokładnie tak, jak zrobiły to dziś uczennice z cieszyńskiego liceum. Dla Huberta, czyli jednego z naszych aktorów, to jest oczywiście wyzwanie, bo musi zaimprowizować takie numery, żeby mimo to ktoś na niego zagłosował.

 

No właśnie Hubert, to zadanie, jakie masz do zrealizowania w tym spektaklu, jest chyba dla Ciebie najbardziej specyficznym wyzwaniem w całym dotychczasowym dorobku aktorskim.

Hubert Dyl: To jest rzeczywiście zupełnie coś innego niż robiłem do tej pory w teatrze. Podstawowa różnica między występem scenicznym a takim projektem granym w klasie szkolnej polega na tym, że spektakl za każdym razem jest inny i może pójść w dowolnym kierunku. Muszę być przygotowany na każdą ewentualność. Może być tak, że nagle ktoś da mi w twarz, bo tak zdenerwowałem klasę wypowiadanymi poglądami, lub też ktoś po prostu wyjdzie z klasy. Jednak na wszystko muszę reagować, by do samego końca utrzymać w uczniach złudzenie, że to jest prawdziwa sytuacja. Nie mogę wydać się nawet mrugnięciem. Dotąd było już kilka spektakli, podczas których atmosfera zrobiła się bardzo gorąca. Na przykład w liceum w Zamościu kiedy mówiłem o wyrzuceniu Ukraińców z Polski, dwaj uczniowie wstali i nie mogąc już dłużej tego słuchać, chcieli siłą wyrzucić mnie z klasy. Wtedy myślałem, że będziemy zmuszeni pierwszy raz przerwać spektakl. Na szczęście nauczycielowi udało się uspokoić uczniów, choć już do końca klasa była nastawiona wrogo i nikt na mnie nie zagłosował. Zdarzają się jednak też takie przypadki, że komplet klasy głosuje „za”.

 

W ramach tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Bez Granic” zagraliście przedstawienie w dwóch szkołach: Polskim Gimnazjum w Czeskim Cieszynie, a także Liceum Ogólnokształcącym im. M. Kopernika w Cieszynie. Czy pojawiły się różnice w odbiorze i reakcjach uczniów?

B.M.: Były to podobne spotkania, aczkolwiek wczoraj byłem zaskoczony. W szkole w Czeskim Cieszynie myślałem, że uczniowie na niego zagłosują, ponieważ wydawało mi się, iż część mniejszości polskiej, która żyje po tamtej stronie granicy, kultywuje pewne postawy nacjonalistyczne. Tak jak na Litwie, gdzie ta polskość równa się ostry nacjonalizm. Byłem przekonany, że przynajmniej kilkoro z nich zagłosuje na Huberta, dlatego że to będzie kalka poglądów ich rodziców.

 

Chyba nie do końca tak jest. Obecni uczniowie polskich szkół w RC pochodzą najczęściej z rodzin mieszanych narodowościowo i nie dookreślają się jednoznacznie, jeśli chodzi o narodowość. Z moich doświadczeń wynika, że może czasem nawet celowo zmierzają w kierunku modnego dziś kosmopolityzmu, a dystansują się od dyskusji o narodowości, przynależności, tożsamości i tak dalej…

B.M.: Ale nie wszyscy, bo w spektaklu wzięli udział też uczniowie z rodzin, gdzie oboje rodziców ma narodowość polską. Z wypowiedzi części uczniów podczas spektaklu granego w Czeskim Cieszynie sądziłem, że ta grupa na pewno zagłosuje na Huberta. Zaskoczeniem jednak był dla mnie fakt, że ostatecznie nikt na niego nie zagłosował.

 

A jak to przebiegło w Cieszynie?

B.M.: Na Huberta zagłosowała jedna trzecia klasy. W Cieszynie Hubert miał mocniejsze odepchnięcie, potężniejszych adwersarzy i większy odpór manipulacji niż w Czeskim Cieszynie. Ostatecznie jednak to właśnie w Cieszynie zdobył też głosy poparcia od części klasy. W Cieszynie pojawiły się w klasie mocne liderki, z którymi Hubert miał naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Musiał więc użyć pełnego wachlarza manipulacji, a kiedy one mimo tego nie dały się złapać w te sieci, byłem absolutnie zachwycony. Mówi się o naszym przedstawieniu, że jest szczepionką na manipulację, mamy bowiem świadomość, że ci młodzie ludzie po tym przedstawieniu trafią na takie sytuacje już w realnym życiu. Tylko, że wtedy nie będzie już tej drugiej lekcji.

 

Rozmawiała: Małgorzata Bryl-Sikorska


Może Cię zainteresować.